Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2011-06-14

Przyklepać w sądzie roszczenie

Jestem zdecydowanie przeciwny pozywaniu faktur, pozycji na liście wierzytelności, sald i temu podobnych przedstawicieli przyrody nieożywionej, często fikcyjnej i kreatywnie zaksięgowanej.

Z sędziowskiego bloga Falkensteina

Bo proces sądowy to nie procedura, w ramach której „przedsiębiorca” uzyskuje „przyklepanie” swego roszczenia. To nie jest procedura służąca uzyskaniu "pieczątki" potrzebnej dla rozliczenia się z podatków. W sądzie rozstrzygany jest spór dwóch równorzędnych stron o istnienie zobowiązania i obowiązku jego wykonania. Spór pomiędzy osobą podającą się za wierzyciela i domniemanym dłużnikiem. A spór toczyć się może tylko pomiędzy osobami fizycznymi lub prawnymi, a nie pomiędzy „przedsiębiorcą” i fakturą VAT albo pozycją 327 na liście wierzytelności.

Panowie przedsiębiorcy chcieliby, aby dochodzenie przez nich należności było maksymalnie ułatwione. Najlepiej jakby sąd nie żądał żadnych dowodów i poprzestał na ich solennym oświadczeniu, że pieniądze się należą. Najlepiej też jakby pozwany nic nie wiedział o tym, że zapada wyrok, bo jeszcze mógłby protestować i utrudniać odzyskanie należności, więc doręczenie powinno być przez podwójne awizo, oczywiście bez obowiązku udowadniania że adres jest właściwy. A jak już tak "bezproblemowo" uzyska się tytuł pójdzie się do komornika i zajmie dłużnikowi pensję albo konto i pieniądze odzyskane. A potem to już niech dłużnik udowadnia, że się nie należały. Niewątpliwie wtedy będzie zapewniona należyta ochrona przedsiębiorców przed niedobrymi dłużnikami, którzy uchylają się od płacenia długów. Dobrze, ale kto ochroni ludzi, których owi przedsiębiorcy uznali za dłużników? Bo niestety nie zawsze jest tak, że to, czego „przedsiębiorca” żąda mu się faktycznie należy. A obecny, tak hołubiony przez „przedsiębiorców” system nie zapewnia zwykłemu człowiekowi ochrony przed takimi przypadkami.

Przypadek pierwszy:

Pewien człowiek dowiedział się od koleżanek z księgowości, że właśnie komornik zajął mu pensję. Człowiek ów po paru telefonach osobiście pojechał do komornika, gdzie okazano mu nakaz zapłaty, a następnie do sądu, gdzie okazano mu akta. I okazało się, że powód podał błędny numer mieszkania więc przesyłki wracały jako awizowane, niestety bez adnotacji że adresat nie mieszka.

Przypadek drugi:

Pewien człowiek otrzymał informację z banku, że jego wniosek o kredyt nie został uwzględniony, ponieważ rachunek bankowy, na który miały być przelane środki został zajęty przez komornika. Po zapoznaniu się z aktami okazało się, że firma telefonokomórkowa podała w pozwie adres taki, jaki był podany w umowie, pomimo tego, że wcześniej informował ich pisemnie o zmianie adresu – i na nowy adres otrzymywał faktury.

Przypadek trzeci:

Pewien człowiek sprawdzając stan konta w banku bardzo się zdziwił, bo brakowało mu na nim kilkunastu tysięcy złotych. Po paru nerwowych telefonach i wizycie w banku udało mu się ustalić, że pieniądze te zostały wyegzekwowane przez komornika na rzecz gminy. Z analizy akt sądowych wynikło, że dług, który od niego ściągnięto powstał wiele lat temu, gdy mieszkał on jeszcze razem z rodzicami w komunalnym mieszkaniu. Nakaz wysłano wprawdzie na jego adres, ale niestety było to akurat wtedy, gdy był na kontrakcie za granicą tak więc go nie odebrał.

Te trzy przypadki to typowe skutki pozywania faktur oraz doręczania przez podwójne awizo. Niewłaściwe adresy, nieaktualne adresy, doręczenia w czasie nieobecności adresata. W pierwszym przypadku okazało się, że roszczenie opiera się na sfałszowanym wekslu. W drugim okazało się, że naliczenie opłat i kary umownej było sprzeczne z postanowieniami umowy stron. W trzecim żądana kwota była wprawdzie należna, ale w całości przedawniona.

Sąd ostatecznie rozpoznał wniesione sprzeciwy i oddalił wszystkie powództwa. Ale co z tego, jak w pierwszym przypadku pozwany został wezwany do gabinetu szefa, gdzie poinformowano go, że pomimo wcześniejszych uzgodnień nie zostanie awansowany na kierownika działu, ponieważ dla firmy osoby, które nie wywiązują się z własnych zobowiązań są niewiarygodne. W drugim przypadku ów człowiek nie mógł wywiązać się z umowy przedwstępnej i stracił wpłacony zadatek i szansę na kupienie wymarzonego domu. A w trzecim okazało się, że pieniądze przepadły, bo spłacenie przedawnionego roszczenia jest skuteczne i nie można żądać zwrotu. A to wszystko dlatego, że pisma z sądu doręczano przez awizo zamiast do rąk pozwanego.

Dlatego wszczęcie każdego procesu sądowego powinno poprzedzać odnalezienie dłużnika i faktyczne doręczenie mu wezwania do wdania się w spór. Bo pozwanemu należy umożliwić rzeczywiste odniesienie się do żądania i przedstawienie zarzutów. Bo nie każdy powód jest faktycznie wierzycielem, i nie wszystko, czego „przedsiębiorcy” żądają faktycznie im się należy.

A jak to technicznie wykonać? Otóż można doręczyć osobiście, pocztą do rąk własnych adresata. Można zapłacić za wykonywanie doręczeń Policji albo profesjonalnej służbie doręczeniowej tudzież wybrać jedno z wielu innych możliwych i stosowanych w świecie rozwiązań. Ale to już nie jest problem sądu, tylko powoda. I państwa, którego zadaniem jest stworzyć takie uregulowania prawne i warunki, w których zarówno „przedsiębiorcom” jak i zwykłym szarym obywatelom zapewniony zostanie należyty dostęp do wymiaru sprawiedliwości. Bo dzisiejszy system tego nie zapewnia. Nie wtedy, gdy wynik postępowania zależy od tego czy listonosz zastał kogoś w domu czy nie.

A co do „marginalnego problemu”. Może i jest marginalny, chociaż w mojej szafie zalega ponad 60 spraw, w których postępowania zawieszono z powodu braku aktualnego adresu pozwanego. Ale czy to oznacza, że wszystko jest w porządku? Bo jeżeli tak to proponuję zastosować tę samą metodę w postępowaniu karnym. Społeczeństwo, które płaci podatki na sądy będzie niezwykle zadowolone z tego, że sądy ułatwiają ściganie przestępców i wymuszają przestrzeganie prawa. Owszem efektem zaocznego sądzenia przez podwójne awizo będzie wsadzenie od czasu do czasu do więzienia kogoś niewinnego, ale to będą marginalne przypadki, więc nie powinno być problemu.