Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2011-12-28

Syndrom MAD MAXA - agresja na drodze

Czy innych kierowców traktujesz jak wrogów? Czy obrzucasz ich wyzwiskami, naciskasz ze złością klakson lub grozisz pięścią, gdy zajadą ci drogę, nie włączą kierunkowskazu lub szybciej ruszą ze skrzyżowania? Czy lubisz chwalić się swoimi rekordami prędkości i dominować na jezdni? Z premedytacją poganiasz innych, „siadając im na ogonie” lub błyskając światłami?

Jeśli tak – uważaj! Jesteś zarażony „syndromem Mad Maksa”, który – gdy nie jest leczony – prędzej czy później rozwinie się w twojej psychice jeszcze bardziej i sprawi ci wiele problemów, nie wyłączając również tych karnych. Żeby tego uniknąć, porozmawiaj z psychologiem lub psychoterapeutą. Oni pozwolą ci pozbyć się tej niebezpiecznej przypadłości.

Co z tym syndromem

– Termin ten pojawił się w USA w latach 80. ubiegłego stulecia – wyjaśnia dr Ilona Buttler, psycholog z Instytutu Transportu Samochodowego. – Pochodzi od pseudonimu tytułowego bohatera filmów George’a Millera pt. Mad Max, o nieustraszonym wojowniku szos, który bezpardonowo rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami na stanowych drogach. Egzekwował przy tym prawo pięści i promował styl jazdy, który szybko nazwano „wściekłością drogową” (road rage). Były to brutalne, chamskie i prowokujące zachowania w ruchu drogowym, kończące się niejednokrotnie bijatyką, niekiedy nawet z użyciem broni.

U nas, na szczęście, tak drastyczne sytuacje zdarzają się sporadycznie. Polska specjalność to raczej kwieciste „wiązanki”, grożenie pięścią, prezentowanie przeciwnikom zza kierownicy środkowego palca oraz naciskanie na klakson z siłą pneumatycznego młota. Nigdy jednak nie wiadomo, kiedy zwykła pyskówka może przemienić się w dramat.

Na początku marca br. sąd w Legnicy skazał 28-letniego kierowcę na półtora roku więzienia za skatowanie siedmiolatka. Powodem była piłka, za którą chłopiec wbiegł na jezdnię, zmuszając młodego kierującego do gwałtownego hamowania. Ten natychmiast wymierzył dziecku „sprawiedliwość”, łamiąc mu nogę. Potem tłumaczył, że puściły mu nerwy.

Niewiele też brakowało, aby na ul. Rzgowskiej w Łodzi krwawą jatką zakończył się incydent między dwoma rozsierdzonymi kierowcami. Jeden z nich sięgnął po broń i pociągnął za spust. Na szczęście wystrzelił w górę.

Skąd ta agresja?

Nie ma prostego wytłumaczenia etiologii tego zjawiska.

– Niektórzy specjaliści koncentrują swoją uwagę na emocjonalnych uwarunkowaniach tego rodzaju zachowań – twierdzi dr Buttler. – Upatrują więc przyczyn agresji za kierownicą we frustracji, która powstaje, gdy zablokowane jest jakieś celowe działanie. Każdy, kto na co dzień korzysta z samochodu, zgodzi się ze mną, że w ostatnich latach jazda autem, zwłaszcza w mieście, po zatłoczonych ulicach, może być dla wielu osób mocno frustrująca i powodować agresję. Druga teoria głosi, że agresja na drodze jest, przynajmniej w części, reakcją wyuczoną, nawykiem podpatrzonym i przejętym od innych osób, np. rodziców, popularnych aktorów, celebrytów itp. Słowem, autorytetów kreujących normy postępowania.

Historycznie rzecz biorąc, zjawisko agresji wśród kierowców nie jest niczym nowym. Pojawiło się pewnie wraz z wynalezieniem koła i z pierwszym sprzętem jeżdżącym po publicznych traktach, a potem przybierało tylko na sile. Już w przedwojennych felietonach Wiecha możemy znaleźć wiele scen z warszawskich ulic, na których często dochodziło do scysji między dorożkarzami i kierowcami samochodów osobowych. Incydenty kończyły się z reguły pyskówkami w stylu „jak jedziesz, ciamajdo w ząbek czesany”.

Dziś taka retoryka wzbudziłaby jedynie pobłażliwy uśmiech. Zmieniły się czasy, zmieniły obyczaje. Ulice i drogi zakorkowały się pojazdami, samochód stał się nieodłącznym elementem naszego życia.

Z analiz przeprowadzonych przez Ośrodek Badań Opinii Publicznej na zlecenie Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, dotyczących agresji i kultury na drodze, wynika, że blisko 80 proc. kierowców przynajmniej raz w tygodniu spotyka się z agresją ze strony innych kierujących, w tym co trzeci każdego dnia. Najczęściej powodem scysji jest szybka i ryzykowna jazda. Ponad połowę badanych minimum raz w tygodniu wyprowadza z równowagi wymuszanie pierwszeństwa przejazdu (17 proc. kierowców każdego dnia znajduje się w takiej sytuacji). Co drugi kierowca skarży się, że przynajmniej raz w tygodniu spotyka się z agresywną jazdą innych (co dziesiąty każdego dnia), która zmusza go do gwałtownego hamowania, zmiany pasa ruchu bądź wykonywania innych niebezpiecznych manewrów, aby uniknąć kolizji. Takie zachowania wywołują w nich złość, a nawet wściekłość i powodują natychmiastową chęć ukarania. To zjawisko określane jest mianem „postawy strażnika”, wyraża się w pościgach, zmuszaniu do zatrzymania, a nawet użyciu siły fizycznej.

– Nasi kierowcy nie jeżdżą, tylko walczą ze sobą na drodze – uważa dr Andrzej Markowski, psycholog, wiceprezes Stowarzyszenia Psychologów Transportu. – Trąbią, gdy tylko coś im się nie spodoba, ruszają z piskiem opon spod świateł, a gdy ktoś im zajedzie drogę, to najchętniej by go rozjechali. W ten sposób ujawniają się nasze atawistyczne korzenie. Bezmyślna agresja, która niczemu nie służy, to najprostsza, pierwotna wręcz forma wyrażania siebie. Udowodnienie, że jest się lepszym, ważniejszym od innych, pokazanie „kto rządzi na drodze” czy nawet popisywanie się przed samym sobą, to częsta postawa, której celem jest samodowartościowanie.

Zagrożeni kontrolerzy

Zjawisko agresji na drodze dotyka nie tylko zmotoryzowanych Kowalskich czy Pawlaków, dobrze jest znane również policjantom ruchu drogowego. Niestety, nie mogę przytoczyć danych statystycznych, które zobrazowałyby jego skalę; w wydziałach ruchu drogowego KWP nie prowadzi się bowiem ewidencji takich zdarzeń. A szkoda. Swego czasu w biuletynie wewnętrznym Biura Ruchu Drogowego KGP można było znaleźć spektakularne przykłady agresji na drodze (czasem nawet kuriozalne) wobec funkcjonariuszy tej służby. Odnotowywano je nie dla sensacji, ale ze względów prewencyjnych, ku przestrodze innym.

– Informacji o zdarzeniach nadzwyczajnych w służbie ruchu drogowego nie znajdziemy dziś w ciągu pięciu minut – mówi nadkom. Sebastian Glen z krakowskiej drogówki. – Musimy uzbroić się w cierpliwość, wejść do bazy KSIP i tam szukać interesujących nas przykładów. Albo wertować rejestry spraw dochodzeniowych w jednostkach terenowych. A to żmudna praca.
W opinii większości naczelników WRD KWP przypadki fizycznej agresji kierowców wobec policjantów ruchu drogowego nie stanowią większego problemu, są bowiem sporadyczne, a ich sprawcy natychmiast pociągani do odpowiedzialności karnej z art. 222 (naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego – zagrożenie karą do 3 lat pozbawienia wolności) lub z art. 223 k.k. (czynna napaść na funkcjonariusza publicznego – zagrożenie karą do 10 lat pozbawienia wolności).

– Takie zachowania najczęściej prowokują kierowcy znajdujący się w stanie nietrzeźwym – mówi podkom. Sylwester Kacprzak z WRD KWP w Radomiu. – W bieżącym roku odnotowaliśmy kilka takich przypadków. Ostatni miał miejsce 29 października, na trasie nr 10 koło Gójska, w powiecie sierpeckim. Podczas kontroli drogowej 18-letniej dziewczyny, która prowadziła samochód bez uprawnień, jadący z nią jej dwaj nietrzeźwi bracia najpierw obrzucili kontrolujących policjantów: st. sierż. Magdę Sulkowską oraz st. sierż. Marka Kobuszewskiego z KPP w Sierpcu wulgarną wiązanką, a następnie zaatakowali ich pięściami. Policjanci trochę ucierpieli, ale opanowali sytuację i zatrzymali agresywnych napastników. Sąd rejonowy wydał decyzję o ich tymczasowym aresztowaniu.

Pani sierżant z sierpeckiej drogówki nie ma najlepszej opinii o naszych kierowcach. W sierpniu br. podczas rutynowej kontroli jeden z nich ugryzł ją w rękę. Uważa, że i tak miała szczęście, mógł przecież potrącić ją samochodem.

Oni klną, my zaciskamy zęby

Kontrolerzy ruchu drogowego najczęściej spotykają się nie tyle z agresywnymi, ile aroganckimi zachowaniami kierujących.

– Są to z reguły obraźliwe pyskówki i rynsztokowe słownictwo – mówi asp. sztab. Jerzy Bukowiec z KPP w Limanowej. – Często też straszenie zwolnieniem z pracy i powoływaniem się na koneksje. Tak zachowuje się około 25–30 proc. ukaranych, którzy kwestionują nasze decyzje. Nie czują się winni wykroczenia albo nie zgadzają z rozstrzygnięciami w przypadku np. kolizji drogowych. Gdyby nie obawa przed odpowiedzialnością karną, z pewnością od słów przeszliby do czynów.

– Praktycznie takie nieprzyjemne sytuacje zdarzają się codziennie, na każdej służbie – twierdzi podinsp. Grzegorz Sudakow, naczelnik zachodniopomorskiej drogówki. – Właściwie nie ma się czemu dziwić. Kto ukarany mandatem będzie pałał miłością do swego „prześladowcy”.

– Zjawisko niestosownego, aroganckiego czy wręcz chamskiego zachowania na drodze najbardziej było widoczne w okresie transformacji politycznej, kiedy dochodziło do permanentnego lekceważenia całej Policji i ustalonych norm prawnych – mówi mł. insp. Janusz Staniszewski, naczelnik WRD KWP w Gdańsku. – Dziś mamy inne czasy, ostrzejsze prawo, ale niektórzy kierowcy, niestety, zachowują się tak samo jak 20 lat temu.

Z krótkiego sondażu, jaki przeprowadziłem wśród funkcjonariuszy drogówki, wynika pesymistyczny wniosek: agresja na drodze – zarówno ta fizyczna, jak i werbalna – długo jeszcze będzie im towarzyszyć w służbie. Powodem tego jest nieustanny konflikt interesów między stróżami prawa i ogromną rzeszą zmotoryzowanych. Tych pierwszych uczy się empatii i postaw asertywnych w kontaktach międzyludzkich. Panowania nad emocjami, zaciskania zębów i zachowania spokoju. Druga strona pozwala sobie na więcej.