Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2015-10-25

Sąd idzie na ustęp

W sprawozdaniu umieszczonym na łamach „Gazety Warszawskiej” z 20.11.1849 r., a traktującym na temat procesu politycznego wytoczonego francuskim socjalistom, korespondent odnotował: „O godzinie 8 i pół oskarżeni opuszczają salę, sąd idzie na ustęp”. Nieużywane dziś już od dawna wyrażenie „iść na ustęp” nie oznaczało jednak wówczas tego, co mogłaby sugerować polszczyzna współczesna.

Przypomnijmy: wywodzi się ono z języka sądowego Polski przedrozbiorowej. W „Encyklopedii Powszechnej” wydanej w 1867 r., a zredagowanej przez Samuela Olgebranda (1810–1868), pod hasłem „ustęp” napisano: „wyraz oznaczający w terminologii prawnej tę chwilę, gdy po wprowadzeniu sprawy, sąd poleca zebranym słuchaczom usunąć się na ustęp, a sam zastanawia się nad motywami wyroku. (…) I jak dziś, tak i wtedy ustęp ogłaszał woźny, który przywoływał sprawy”. Wszystko się zgadza. Pamiętał o tym Adam Mickiewicz (1798–1855), którego ojciec był adwokatem w Nowogródku i notariuszem mińskim, skoro w jednym z fragmentów „Pana Tadeusza” Protazy wykrzykuje: „Uciszcie się! Na ustęp! Ja, Protazy Baltazar Brzechalski, Dwojga imion, generał niegdyś trybunalski, vulgo Woźny, woźnieńską obdukcyją robię”.

Tymczasem Teodor Ostrowski (1750–1802), profesor Collegium Nobilium i Korpusu kadetów, wyjaśnia: „ustęp, podług wyrazu Koronnego, a podług Litewskiego namowa, iest czas w którym Sąd w sprawie namyśla się, o wyroku dać mianym. Deliberacya ta czasem dłuższa, czasem krótsza bywa, w czasie którey nikt prócz Sędziów i Pisarza znaydować się in Stuba nie może. Wolno atoli Sądowi, czy Pacyenta, czy Plenipotenta iego, czy Świadka, czy samego Delikwenta do Izby swey przywołać, ku zaciągnieniu ustney od nich informacyi”. We fragmencie powyższym pojawia się więcej archaizmów odsyłających do procedury sądowej w dawnych czasach. Stuba to łacińskie określenie oznaczające salę rozpraw, podczas gdy mianem pacyenta (z łac. patiens – cierpliwy) określano stronę oczekującą na wywołanie swojej sprawy, plenipotentem zastępcę procesowego, a delikwentem osobę oskarżoną o złamanie prawa (z łac. delictum – czyn bezprawny).

Przepisy nie precyzowały tego, jak długo mogła potrwać narada sędziów. Faktem jest, że strony mogły na wyrok czekać długo. „A że były przykłady, że czas na ustępach sprawiedliwości poświęcony, na pijatykach przepędzano, zakazało Prawo Roku 1768 pod karą tysiąca grzywien za doniesieniem czyimkolwiek, aby tamże nikt, wina i żadnych likworów nosić nie ważył się” dodaje Ostrowski. Trzeba wszakże przyznać, że opieszałość mogła cechować nie tylko sędziów, ale i… uczestników procesu. Jędrzej Kitowicz (1727–1804), opisując obyczaje polskie doby saskiej, wspomina: „Skoro marszałek dał znak laską, w stół uderzywszy, i słowem przemówiwszy na ustęp; instygator zaraz powtórzył: »woźny proś Ichmościów na ustęp«, a woźni zaczęli wołać bezprzestannie: »Mości Panowie, ustąpcie Mości Panowie, wychódźcie, ustąpcie, ale ustąpcie, ale nie bawcie, ale wychódźcie«. Instygator zaś raz po razie pierwszemi słowy: »woźny proś Ichmościów na ustęp!«. Tak każdy swoje póty wolał, póki wszystkich nie należących do sentencyi za drzwi nie wyprawili; a że na samem wychodzeniu na ustęp, mianowicie w akcessoryach patronowie najwięcej się między sobą umawiać zwykli, których słuchać każdy miał ciekawość, przeto leniwe wychodzenie na ustęp czasem i godzinę czasu zabierało, a niebożęta woźni z instygatorem od ustawicznego wołania aż chrypki dostawali”.

Dziś ustęp kojarzy się, powiedzmy, z odpowiednim fragmentem przepisu prawnego. Sąd zaś udaje się na naradę. Pewną innowacją jest również powszechna wśród sędziów zdolność wyproszenia wszystkich z sali w kilka minut. Tak to zmieniły się czasy, a my wraz z nimi.