Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2010-02-02

Co robi pedofil po wyjściu na wolność?-odpowiada prof.Lew Starowicz

W Polsce dotąd nie było wiadomo, co robią pedofile po wyjściu na wolność, bo nie byli kontrolowani. Ostatnie zmiany w prawie karnym stanowią, że skazanego za pedofilię sąd zobowiązuje do dalszej terapii po odbyciu kary. Czy to oznacza, że ten człowiek do końca życia pozostanie pod nadzorem?


Na te i inne pytania dotyczące problemu pedofilii odpowiada prof. Zbigniew Lew Starowicz, krajowy konsultant w dziedzinie seksuologii, z którym rozmawia Elżbieta Szlęzak-Kawa

Elżbieta Szlęzak-Kawa: Czy pod wpływem terapii pedofila mogą przestać pociągać dzieci?

prof. Lew Starowicz: Taki jest cel leczenia. Chodzi o to, żeby mógł on stworzyć związek akceptowany społecznie. W przypadku pedofila heteroseksualnego - związek z dorosłą kobietą, a homoseksualnego - z dorosłym mężczyzną.

Czy to się udaje?

Tym problemem zaczęto się zajmować już w latach 20. ub. wieku, najpierw w zakładzie karnym w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych, a później w Wielkiej Brytanii. Mamy na ten temat raporty, amerykańskie, brytyjskie, czeskie, jest bogata literatura, ukazał się podręcznik o programach leczenia pedofilii i ich skuteczności. Dobrze prowadzone programy terapeutyczne sprawiają, że zdecydowana większość pedofilów nie wraca do przestępczych zachowań.

W Polsce dotąd nie było wiadomo, co robią pedofile po wyjściu na wolność, bo nie byli kontrolowani. Ostatnie zmiany w prawie karnym stanowią, że skazanego za pedofilię sąd zobowiązuje do dalszej terapii po odbyciu kary. Czy to oznacza, że ten człowiek do końca życia pozostanie pod nadzorem?

To zależy od tego, z jakim typem pedofilii mamy do czynienia i czy pedofil był leczony, czy też nie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: ukarany, leczony z sukcesem, ożenił się, ma dzieci. I co? Będzie miał wnuki, a ciągle jeszcze ma być pilnowany? Nie. Uważam, że nie można jakiejś grupy skazywać dożywotnio na ostracyzm społeczny. Co innego, jeżeli mamy do czynienia z pedofilem, który z trudem, tylko z częściowym sukcesem, przeszedł przez program terapeutyczny i nie ułożył sobie życia. To jest rzeczywiście sytuacja wysokiego ryzyka i można rozważać jego zaobrączkowanie albo chipowanie. Gdyby w końcu powstały ośrodki terapeutyczne dla pedofilów, to pracujący w nich eksperci kwalifikowaliby jedne osoby do obrączkowania bezterminowego, a inne tylko na jakiś czas, w zależności od efektów terapeutycznych.

A co z kastracją farmakologiczną, czy - poprawniej mówiąc - ze środkami antypopędowymi? One też nie musiałyby być podawane wszystkim pedofilom, którzy są na wolności?

Nie, bo te środki, jak sama nazwa wskazuje, mają zmniejszać popęd seksualny. A przypuśćmy, że konkretny pedofil ma bardzo niski poziom hormonów płciowych i należy do grupy ludzi z bardzo małym popędem. Obniżenie go za pomocą środków farmakologicznych nic nie da. Ten pedofil ma wprawdzie mały popęd, ale rozbudowaną wyobraźnię i wielką potrzebę dowartościowania się w roli męskiej. Nie udawało się mu z kobietami, wiec interesuje się przede wszystkim dziećmi. Tworzy teatrzyki, jeździ na kolonie, jest oddany ciałem i duszą dzieciom, których rodzice są zachwyceni jego postawą. Tymczasem realizuje on swoje potrzeby w sposób ukryty i kiedy mu się nadarza okazja, to przekracza granice intymności z dziećmi. W takim przypadku nic nie da zmniejszenie popędu za pomocą farmakologii. Tu największe znaczenie mają działania typu psychoterapeutycznego i socjoterapeutycznego.

Czy roczna terapia w jednym z siedmiu funkcjonujących w Polsce oddziałów, które znajdują się w zakładach penitencjarnych wystarczy, żeby pedofil po wyjściu na wolność nie zagrażał dzieciom?

Sens ma dopiero program całościowy, w którym pedofil po odbyciu kary jest kierowany do ośrodka terapeutycznego, gdzie kontynuuje leczenie. Model optymalny zakłada, że po psychoterapii na oddziale więziennym i po odbyciu kary - w zależności od efektów leczenia - pedofila kieruje się do oddziału zamkniętego albo ambulatoryjnego i dalej poddawany jest dłuższej lub krótszej terapii.
Najważniejsza jest motywacja do leczenia. Część pedofilów traktuje terapię w zakładzie karnym jako drogę do wcześniejszego wyjścia na wolność. Ukrywają swoje prawdziwe skłonności, manipulują. Taki człowiek po wyjściu z więzienia zrobi to samo, za co został skazany, tylko sprytniej, bo będzie działał z większym namysłem, żeby nie być złapanym.
Jednak część będzie chciała zmienić swoje życie. Znam takich pedofilów, którzy przez lata słali z zakładów karnych dramatyczne listy i wcale nie chcieli wcześniejszego zwolnienia, tylko błagali, żeby zacząć z nimi leczenie, kiedy wyjdą na wolność. Czuli, że bez terapii popełnią kolejne przestępstwo, a tego nie chcieli. Dla takich osób leczenie rozpoczęte w zakładzie karnym jest wielką szansą.

Ale jest ich chyba niewiele?

Nie wiem, jak duża jest motywacja u skazanych pedofilów, leczących się w zakładach karnych. Skoro jednak w innych krajach podobne programy terapeutyczne zakończyły się sukcesem u znaczącego odsetka osób, to z tego wniosek, że nawet jeśli początkowo pedofile nie mieli motywacji - później ją zyskali.

Ilu skazanych i nieleczonych pedofilów popełni to samo przestępstwo po wyjściu na wolność?

W zakładach karnych przebywa około dwóch tysięcy osób, skazanych za seks z dziećmi, z tego pedofilami jest 10 proc., czyli dwustu. W tej grupie mamy do czynienia z 50 - 60 osobami, które zaraz po wyjściu z więzienia zrobią to samo, bo mają bardzo duży imperatyw do kontaktów seksualnych z dziećmi. Zakładam, że kolejnych 50 osób już nigdy tego nie popełni i nie wróci do zakładu karnego. Nawet bez leczenia będą próbowali robić wszystko, żeby nie przeżywać doświadczeń zza krat. I trzecia grupa, to około 100 pedofilów, którzy mają motywację i potrzebę zmian. Oni właśnie kwalifikują się do kontynuowania leczenia w ośrodkach terapeutycznych, które mają powstać.

Stworzył Pan pierwszą w Polsce specjalizację leczenia pedofilii i wypuścił 60 pierwszych absolwentów: psychologów-terapeutów. Co robią, gdzie leczą, skoro nie ma jeszcze ośrodków, w których mogliby pracować?

Rozeszli się po świecie. Zatrudnili się w reklamie i tam, gdzie nie powinni. Specjalizacja powstała, bo ośrodki psychoterapeutyczne dla pedofilów miały być już dawno stworzone. Było wielkie larum ze strony różnych ministerstw, proszono mnie, żeby przygotować specjalistów. Wykonałem kawał pracy pod to zapotrzebowanie, a teraz ludzie są, a ośrodków do ich zatrudnienia nie ma.

Ile potrzeba czasu, żeby powstały pierwsze ośrodki, w których będą leczeni pedofile?

Pierwsze dwa, trzy ośrodki w formie oddziałów zamkniętych na bazie szpitali psychiatrycznych mogą powstać nawet w ciągu miesiąca. Jeżeli będą na to pieniądze i zlecenia. Szpitale dysponują możliwościami lokalowymi i pracują w nich lekarze psychiatrzy ze specjalizacją w dziedzinie seksuologii.

Ile powinno być takich ośrodków, biorąc pod uwagę zapotrzebowanie?

Powinny powstać jak najszybciej trzy oddziały zamknięte. Docelowo jeden centralny w Warszawie, trzy do pięciu oddziałów zamkniętych w innych miastach i w każdym województwie ośrodek ambulatoryjny. To powinno wystarczyć w skali kraju.

Dr Maria Gordon w jednym z wywiadów powiedziała, że zastosowanie artykułu o przymusowym leczeniu sprawcy przestępstwa seksualnego w systemie otwartym lub zamkniętym po wykonaniu kary pozbawienia wolności oznaczałoby porażkę terapii w zakładzie karnym. Czy tak może być?

W pewnym sensie tak, bo jeśli ktoś opuszcza zakład karny i ma bardzo wysoki wskaźnik ryzyka recydywy, to jest jak bomba zegarowa. Należałoby go umieścić w zakładzie zamkniętym i kontynuować leczenie. Ale ja bym tego nie nazwał porażką ośrodka terapeutycznego w więzieniu. Przecież pracujący tam terapeuci mają ograniczone możliwości. Nie wymagajmy od nich za dużo, bo oni i tak robią wszystko, co jest możliwe w tych warunkach. Chciałbym im za to wyrazić uznanie i wdzięczność.
Bardzo się cieszę, że Centralny Zarząd Służby Więziennej uruchomił program leczenia pedofilów. To jest duża rzecz. Natomiast nie miałbym żadnych pretensji, gdyby się okazało, że tylko u co trzeciego pedofila poddanego terapii w zakładzie karnym nastąpiła ewidentna poprawa. Żeby oczekiwać lepszych wyników, musi być stworzony cały system ich leczenia.

Jak powinien wyglądać najprostszy schemat prawidłowego leczenia pedofila?

Psychoterapia indywidualna, psychoterapia grupowa, metody treningowe, zajęcia przez pięć dni w tygodniu, minimum 100 godzin terapii.

Ilu skazanych za pedofilię szuka fachowej pomocy po wyjściu na wolność i leczy się prywatnie, na własną rękę?

Prywatnie leczy się niewielu, w dodatku dzisiaj mniej niż kiedyś. Dawniej nie było takiej medialnej nagonki na pedofilów i dlatego odważniej się zgłaszali. Teraz nie wiedzą, czy jak przyjdą do terapeuty, to zaraz nie będzie telefonu na policję. Dochodzi do tego, że niektórzy pedofile nie leczą się z lęku. Są i tacy, którzy nie widzą potrzeby terapii, bo się czują wspierani przez kolegów w Internecie. Tam dostają czytelny przekaz: jest nas dużo, mamy podobne poglądy, nie dajmy się, to co robimy wcale nie jest złe. Oni się czują dowartościowani, nawet elitarni. Dlatego nie mają motywacji do leczenia i w gabinetach prywatnych jest ich mało.

Czekamy na powstanie ośrodków terapii dla pedofilów, ale póki co ci nieleczeni ciągle funkcjonują na wolności. Jak chronić przed nimi dzieci?

Problem pedofilii należy widzieć również jako zapobieganie przez specjalne programy edukacyjne. Chodzi o to, żeby dziecko, począwszy od przedszkola, miało pojęcie, co to jest zły dotyk i żeby miało ograniczone zaufanie do starszych. Poza tym w mediach, a szczególnie w telewizji publicznej, powinno być mniej sensacyjności, a więcej wyjaśniania ludziom, kto to w ogóle jest pedofil, dlaczego się nim stał i jakie są jego szanse na wyleczenie.
Trzeba informować, że terapeuci w Polsce są przygotowani do zajmowania się pedofilami, bo mamy kadrę lekarzy, psychologów, kontakty międzynarodowe, wiemy jak skutecznie leczyć. Tylko trzeba stworzyć u nas ośrodki terapeutyczne i w końcu je uruchomić. Ważne jest, by społeczność lokalna, zwłaszcza tam, gdzie takie ośrodki mają powstać, była rzetelnie uświadamiana, że pedofile to nie są troglodyci, tylko ludzie, którym trzeba pomóc. Nie sztuka przerzucać się hasłami, że pedofila należy powiesić, wykastrować albo utopić w Bałtyku. Trzeba informować i wyjaśniać. Tutaj widzę dużą rolę i potrzebę aktywności lokalnych polityków oraz księży, do których ludzie mają zaufanie.

zdjęcie Elżbieta Szlęzak-Kawa