Z długoletnim wyrokiem
Dane z pierwszego kwartału br. wskazują, że osób prawomocnie skazanych na karę pozbawienia wolności od 15 do 20 lat, na 25 lat i na dożywocie jest w Polsce 2055. Przebywają one w jednostkach penitencjarnych w całym kraju. O tym, jak się z nimi pracuje w Areszcie Śledczym na warszawskim Grochowie opowiada st. wychowawca kpt. Wioletta Szczęsna.
Ilu osadzonych „długoterminowych” przebywa w areszcie?
W tej chwili mamy trzech mężczyzn, którzy odbywają kary łączne powyżej 15 lat. Zostali skazani za kradzieże, rozboje i oszustwa. Przebywają u nas też trzy kobiety z dożywociem i siedem z wyrokami 25 lat pozbawienia wolności. Ponadto sześć kobiet zostało skazanych na kary powyżej15 lat. Dożywotnie trafiły tu za zabójstwa z premedytacją, a te z łącznymi wyrokami powyżej 15 lat, zostały skazane np. za niekorzystne rozporządzenie mieniem.
Czyli oszustki?
Nawet takie, które mają na swoim koncie milionowe oszustwa. To przeważnie osoby ze średnim i wyższym wykształceniem, które w lot chwytają obowiązujące przepisy, umieją je od razu zinterpretować. Podczas rozmów wychowawczych z nimi nie muszę posługiwać się prostym językiem, jakiego często używam w kontaktach z innymi kategoriami więźniów. Wykształceni osadzeni z wieloletnimi wyrokami mają ogromny zasób słów.
Jak wyglądają wasze rozmowy?
Najważniejsza jest nasza postawa wobec skazanych. Oni często przejmują emocje i zachowania funkcjonariuszy. Jeśli będziemy złośliwi, to musimy się liczyć z tym, że oni wobec nas też tacy będą. To my kształtujemy atmosferę, jaka panuje w więzieniach. Nie wszystkim to jeszcze wychodzi, a powinniśmy rozumieć, że jeśli będziemy dobrze pracować i wywiązywać się ze swoich obowiązków, będziemy mieć spokój w oddziałach.
Na czym polega różnica w pracy ze skazanymi na krótkie i długie wyroki?
Ci z długimi wyrokami starają się zdecydowanie bardziej. Ich oczekiwania dotyczą najczęściej pracy. Szanują ją, wykonują sumiennie, dają z siebie wszystko. Bardzo chcą ją utrzymać. Praca to jeden z najważniejszych czynników naszego oddziaływania na nich. Skazani z długimi wyrokami mogą zostać zatrudnieni, ale tylko na terenie aresztu. Niestety, nie mamy możliwości zapewnienia pracy wszystkim, ale staramy się znaleźć zajęcie tym zmotywowanym, którzy podejmują starania, żeby ją zdobyć. Więźniom z krótkimi wyrokami najczęściej nie chce się aż tak zabiegać o zajęcie. Jeśli mają finansowe wsparcie od rodziny, to trudniej ich zmotywować do podjęcia pracy. Poza tym osadzeni na krótko mają dużo planów i pomysłów co będą robić po wyjściu na wolność. Mówią o tym, przygotowują się. Natomiast palny długoterminowych nie są skonkretyzowane, w ogóle rzadko o nich wspominają. Bo jak coś w szczegółach zaplanować 25 lat naprzód. Skupiają się bardziej na tym co jest tu i teraz.
Czy to, że „długodystansowcy” bardziej się starają, przekłada się też np. na ich zachowanie, wygląd czy też stan celi, w której przebywają?
Tak. Dbają o siebie, o nienaganny wygląd. Właściwie nie zdarza się, żeby byli niechlujnie ubrani. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. To grupa więźniów, z którą dobrze się pracuje. Jeśli chodzi o cele mieszkalne, robią sobie z nich namiastkę domu. Bardzo dbają o porządek. Wszystko musi być na swoim miejscu. Na stole obrus, w oknie firanki, jakieś ozdóbki, mnóstwo rodzinnych zdjęć.
Czyli ładnie i bez kłopotu?
Niekoniecznie. Czasem mamy problem z dokwaterowaniem odpowiedniego osadzonego do celi skazanego z długim wyrokiem. Dochodzi do zgrzytów między współosadzonymi właśnie na tle dbania o czystość i porządek. „Długodystansowcy” dążą w tej kwestii do perfekcji, a współosadzeni niekoniecznie. Bywa, że w związku z pojawiającymi się konfliktami musimy robić przekwaterowanie. Dlatego staramy się dobierać schludnych i spokojnych osadzonych do cel, w których przebywają więźniowie długoletni. Musimy też przy tym doborze pamiętać, że niektórzy skazani będą przebywać w więzieniu przez całe życie, nie możemy im wprowadzać „huśtawki emocjonalnej”, osadzając z nimi więźniów agresywnych czy konfliktowych.
Wielu skazanych na długie wyroki ma szansę kiedyś wyjść na wolność. Czy ich do tego przygotowujecie?
Tak, choć to daleka droga. Bo żeby opuścić mury naszej jednostki, ci skazani muszą być najpierw skierowani do zakładu półotwartego lub trafić do jednostki typu otwartego. Jeśli chodzi o więźniów dożywotnich, są oni objęci dodatkowymi obostrzeniami i mogą awansować do odbywania kary w tzw. półotworku dopiero po 15 latach pobytu w zakładzie typu zamkniętego, a do „otworka” trafić po 20 latach pozbawienia wolności.
A co ze skazanymi na dożywocie? Oni też mają perspektywę wyjścia na wolność, co zapewne z punktu widzenia pracy wychowawczej jest plusem.
To prawda, jeśli sąd nie zastosował dodatkowych obostrzeń, dożywotni mogą się starać o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 25 latach odbywania kary. Mają cel, do którego mogą dążyć, nie są pozbawieni nadziei, z takimi ludźmi łatwiej pracować niż z tymi, którzy nie widzą już dla siebie żadnej przyszłości. Chociaż mamy jedną 70-letnią skazaną na 25 lat, której koniec kary przypada przed setnymi urodzinami. W jej przypadku realnej perspektywy wyjścia na wolność raczej nie ma. A ze względu na podeszły wiek i zły stan zdrowia nie możemy jej też zatrudnić. Rozmawiamy z nią, wsłuchujemy się w jej oczekiwania. Musimy być czujni. Takie przypadki są trudne.
Jakie proponujecie programy readaptacyjne, kursy, zajęcia?
Gdy skazani z długimi wyrokami trafiają do nas jako osoby młode, mamy szersze pole działania. Po uprawomocnieniu się wyroku skazującego na dożywocie lub na 25 lat pozbawienia wolności każdy więzień jest poddawany badaniom psychologicznym. Sporządza się orzeczenie psychologiczno-penitencjarne, które zawiera wytyczne, jak powinniśmy z nim dalej postępować. I tu bywa bardzo różnie. Jeden skazany uzależniony od alkoholu czy narkotyków musi zostać w pierwszej kolejności skierowany do oddziału terapeutycznego. Inny ma zalecone podjęcie czy też kontynuowanie nauki. Następny może rozpocząć kursy zawodowe albo zostać zatrudniony.
Rozumiem, że osoby skierowane na terapię cierpią raczej na nadmiar czasu, jednak na miejsce w takim oddziale czeka się rok, dwa lata. To długo.
Gorzej jest z tym w przypadku mężczyzn, terminy są rzeczywiście odległe. Skazane kobiety czekają najwyżej rok, a czasem dwa, trzy miesiące i mogą rozpocząć terapię. W zależności od jej rodzaju, pobyt w oddziale terapeutycznym trwa od 3 do 6 miesięcy. Po tym czasie osadzony może do nas wrócić, chyba że następnym punktem zalecenia psychologa jest wysłanie go do przywięziennej szkoły. Trzeba jednak pamiętać, że niektórzy „długostystansowcy” nie muszą być poddani terapii, bo nie są uzależnieni, nie ma też potrzeby kierowania ich do szkoły, bo są już wykształceni. Wówczas najczęściej starają się o pracę. Planując dla nich zajęcie musimy być przekonani, że kiedy zaczną pracować, nie rozbiją grupy wcześniej zatrudnionych więźniów. Bo skazani na długoletnie wyroki to są najczęściej dość silne osobowości, mające skłonność do dominacji.
Jak sobie z nimi radzicie?
Kierujemy do zajęć, w których nie będą mieli takiego wpływu na współwięźniów. Często praca, jaką długoterminowi wykonują, to dla nich degradacja, bo np. na wolności pani była księgową, a jako skazana jest zatrudniona przy sprzątaniu. Inni pracują w pralni, magazynie depozytowym, w radiowęźle, roznoszą i wydają posiłki. Ale dla nich ważniejsze od rodzaju pracy jest to, żeby w ogóle coś robić, być aktywnym. Te osoby najczęściej były na wolności obowiązkowe, chętne do działania. Z tymi cechami trafiły do nas i od razu chcą coś robić, proszą, żeby je skierować do pracy.
Mówiła pani, że nie ma możliwości zatrudnienia wszystkich. Co zatem robią pozostali?
Mają np. zajęcia z dekupażu albo inne prace ręczne. Przychodzą do nas przedstawiciele różnych fundacji i uczą osadzonych nowych umiejętności. Te¬raz najbardziej rozpowszechnione jest robienie bransoletek z koralików. Mamy też dla nich ofertę kilku programów resocjalizacyjnych, ale ponieważ się powtarzają, to skazani na długie wyroki mogliby w nich uczestniczyć wiele razy. Tego im nie proponujemy, natomiast w powtarzalnych zajęciach rękodzielniczych biorą udział nie tylko bardzo chętnie, ale i wielokrotnie, wręcz się o to dopominają. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Czy człowiek odsiadujący długi wyrok zmienia się w ciągu pobytu za kratami? Nie fizycznie, a mentalnie?
Tak, obserwujemy takie dni czy tygodnie wycofania się, apatii. Oni sami też to widzą. Kiedy rozmawiamy, czasem po prostu mówią: no, mam teraz taki okres, dajcie mi trochę czasu. I często to jest najlepsze wyjście. Wcześniej czy później dochodzą do siebie.
A jak jest z poczuciem winy? Przyjmują wyrok, czy przekonują, że „siedzą za niewinność”?
Na początku przeważnie siebie wybielają. Uświadomienie sobie tego, co zrobili, krytycyzm i refleksja przychodzą z czasem. Przeważnie wtedy, kiedy wyrok jest już prawomocny, a wszystkie możliwości apelacji się wyczerpały.
Widziała pani kiedyś prawdziwą przemianę?
Widziałam. To była kobieta skazana za zabójstwo. Była uzależniona od alkoholu. Przeszła terapię. To jej bardzo pomogło w zrozumieniu tego, co zrobiła. Docierało do niej, że skrzywdziła nie tylko rodzinę swojej ofiary, ale też własną. Zaczęła pracować nad sobą, prosiła o rozmowy z psychologiem, dzieliła się nowymi spostrzeżeniami na temat okoliczności zabójstwa. Zrozumiała, jak złe to było. Niedawno wyszła na warunkowe przedterminowe zwolnienie. I muszę przyznać, że w takich jak ten przypadkach, widać sens naszej pracy. Możemy zobaczyć, że więzienie potrafi przewartościować człowieka.
Czego najbardziej ci skazani żałują?
Tego, że w ogóle znaleźli się w więzieniu. I to na tak długo. A tam, za murem zostały dzieci, rodzina. Bardziej niż inne kategorie osadzonych przygotowują się do widzeń z bliskimi. Ogromnie je przeżywają, robią np. szkatułki, bransoletki, malują obrazki, zwracają się z prośbą o zgodę na obdarowanie nimi najbliższych. Widać w tych zachowaniach duże zaangażowanie. Jak gdyby chcieli zrekompensować rodzinie to, że się w tym miejscu znaleźli, że są winni rozłąki z dziećmi. Trochę inaczej przeżywają też święta. Tu, za kratami, mają ich w perspektywie kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt. Wtedy chyba najsilniej uwidacznia się u nich smutek, przygnębienie, obniżenie nastroju. W pracy z „długodystansowcami” szczególnie ważne jest motywowanie ich do aktywności, żeby się nie załamywali i nie popadali w niechęć czy apatię. Jeśli mają jakieś zainteresowania, to zachęcamy, żeby je rozwijali. Skazani z długimi wyrokami są bardziej niż inni skupieni na sobie. Lubią mieć spokój, czytać książki, gazety. W więziennym zgiełku właśnie to pozwala im się choć trochę mentalnie odizolować od tego miejsca.
tekst
Elżbieta Szlęzak-Kawa