Zawód: osadzony
Wychodząc na wolność po odsiedzeniu kolejnego wyroku często mówią, że idą na przerwę w karze. To uzasadnione stwierdzenie, jeśli życiowym wyborem jest prowadząca za mury przestępcza ścieżka.
W ponad 120-letnich murach Zakładu Karnego we Wronkach, który może pomieścić 1486 osadzonych, karę pozbawienia wolności odbywają skazani z co najmniej jedną wcześniejszą odsiadką w życiorysie w ciągu ostatnich 10 lat. To tzw. recydywiści penitencjarni. Pierwszy oddział penitencjarny z 365 miejscami zajmuje jeden z pawilonów zbudowanego na planie krzyża czterokondygnacyjnego więzienia. Dziś przebywa tu m.in. pięciu więźniów z dożywociem, 12 z wyrokiem 25 lat, pozostali z krótszą perspektywą więziennego wiktu. – Niektórzy wracają tu jak bumerangi – mówi zastępca dyrektora kierujący oddziałem penitencjarnym. – Wielokrotne pobyty za murem powodują, że rodziny na wolności z nich „rezygnują”, a oni sami przystosowują się do więziennej codzienności. Nawykli do „wojskowej” dyscypliny prowadzą uregulowany tryb życia, określony porządkiem wewnętrznym: świetlica, spacery, zajęcia sportowe, programy readaptacyjne, posługi religijne, posiłki zgodnie z dekadowym harmonogramem, zatrudnienie na zamkniętym terenie jednostki. Można się do takiego życia przyzwyczaić i na swój sposób w więzieniu zadomowić.
Do kuchni, do pralni, do warsztatów
Dyrektor wspomina tutejszego „etatowego” elektryka, który po każdym kolejnym wyroku robił wszystko, by znowu trafić do Wronek i tu pracować.Poza jednym funkcjonariuszem z działu kwatermistrzowskiego tylko on wiedział, jak położone są przewody elektryczne w ścianach cel i pomieszczeń administracji. Jakiś czas temu ten fachowiec wyszedł na wolność i na razie nie wraca. Może znalazł uczciwą pracę w zawodzie i odpuścił sobie złodziejski proceder.
Skierowanie do zatrudnienia to nie tylko w tym więzieniu nagroda, większość skazanych chce ją dostać. Jeśli względy penitencjarno-ochronne na to pozwalają, mogą na to liczyć. W I oddziale penitencjarnym przebywają osadzeni, którzy pracują na rzecz jednostki. Część kierowana jest do nieodpłatnych prac porządkowych na jej terenie, inni otrzymują wynagrodzenie za wykonywanie nałożonych na nich obowiązków w kuchni, pralni, warsztatach oraz przy remontach cel, które doposażane są w ciepłą wodę i kąciki sanitarne.
W oddziale pierwsi budzą się tzw. porcjowi. Dźwięk dzwonu oznajmiający początek i koniec porannego apelu zastaje ich przy pracy, ponieważ już o pierwszej w nocy rozpoczynają w kuchni przygotowywanie śniadania. Swoje obowiązki wykonują przez 12 godzin, co drugi dzień. Pozostała obsługa kuchni i wydający posiłki też muszą wstać przed innymi, by stawić się na czas. Wroniecka kuchnia obsługuje nie tylko zakład karny, ale także pobliski areszt w Szamotułach, co codziennie daje razem po ok. 1700 porcji śniadań, obiadów i kolacji.
W całym zakładzie obowiązuje zasada, że tylko w celi można nosić własne ubrania, więc przed siódmą rano z oddziału wychodzą kolejni pracujący, wszyscy przepisowo ubrani w zielonkawe uniformy. 10 zaczyna pracę w pralni, 32 osoby w warsztatach. Są spawaczami, stolarzami, malarzami, hydraulikami, elektrykami.
Najwyższa nagroda
Po nich na korytarzu pojawiają się eskortowani przez funkcjonariuszy ochrony chętni na spacer i potem powracający z placów spacerowych do cel. Jeden z nich, osadzony grypsujący zwraca się do przechodzącego korytarzem dyrektora, by przypomnieć o swojej bardzo ważnej osobistej sprawie. Zależy mu na dopisaniu na listę osób odwiedzających obok pierwszej także drugiej konkubiny, by móc utrzymywać kontakty z obiema kobietami. Zapewne wie, że potem może starać się o tzw. widzenie intymne w oddzielnym pomieszczeniu, bez dozoru funkcjonariuszy (pierwsza wyjechała za granicę). Po minie dyrektora widać, że takie rozwiązanie jest raczej niemożliwe. Tego rodzaju widzenie to w zakładzie karnym typu zamkniętego najwyższa nagroda. W ostatnich dwóch miesiącach było ich w oddziale penitencjarnym kilkanaście. Jedno z nich z nowo narodzonym dzieckiem i jego matką.
Obok stanowiska tzw. komendanta zawiadującego ruchem na zewnątrz wszystkich trzech pawilonów mieszkalnych (w każdym oddział penitencjarny z kilkuset miejscami w celach) stoi osadzony z pokaźnym bagażem, czeka na przewiezienie do poznańskiego aresztu. Dziś w jednostce dzień transportowy. 27 osób przyjedzie, 17 wyjedzie. Spośród nowych 10 zacznie naukę w tutejszym Centrum Kształcenia Ustawicznego (trafią do oddziału szkolnego w innym oddziale penitencjarnym).
Z tego powodu podczas porannej odprawy kadry I oddziału penitencjarnego omawiana jest sprawa jadącego do Krzywańca skazanego objętego terapią metadonową. Trzeba było przygotować dla niego zapas na dwutygodniową suplementację. Kolejny ważny punkt to nowy lokator celi monitorowanej zlokalizowanej w oddziale, który jest tutaj od wczoraj i wymaga wzmożonej opieki penitencjarnej i medycznej.
Wychowawca oddziału mieszkalnego, gdzie trafiają skazani wytypowani do pracy na terenie jednostki, pochyla się nad dokumentacją. Dzisiaj musi zająć się sześcioma chętnymi do podjęcia nieodpłatnej pracy. Ale jest też do załatwienia sprawa wycofania z zatrudnienia, ponieważ pracujący miał w celi niedozwolony sprzęt (czajnik bezprzewodowy), a ze względu na stan instalacji elektrycznej dopuszczalne są jedynie grzałki o stosunkowo niewielkiej mocy. Jego wcześniejszym wyjaśnieniom wychowawca i dyrektor nie dali wiary, więc nie będzie już odpłatnie pracował w magazynie depozytowym. Zmieni też celę i zostanie ukarany dyscyplinarnie.
Dla kolejnego osadzonego wychowawca ma zdecydowanie lepsze wieści. Dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków pełnionych nieodpłatnie w kuchni. Zanim tam trafił, roznosił posiłki. Teraz będzie dostawał wynagrodzenie za pracę, jak tu mówią osadzeni, „na kuchni”. – Najpierw sprawdzamy i obserwujemy, potem skazany może awansować aż do etapu odpłatnego zatrudnienia – wyjaśnia wychowawca. – Jutro siedmiu dotychczasowych porządkowych zacznie nową pracę, też nieodpłatną, ale jeśli się sprawdzą i niczym w oddziale nie zawinią, nadejdzie dzień, że staną przed komisją ds. zatrudnienia. To będzie dla nich czas nagrody.
Gąbka, laczki, żel
Funkcjonariusz działu kwatermistrzowskiego przemierza korytarz w asyście oddziałowego. Przyniósł talony na paczki higieniczne do zrealizowania w kantynie, talony odzieżowe i na sprzęt RTV. Na jednym z nich wymieniono jako potrzebne maszynkę do golenia, gąbkę, kapcie, czyli po poznańsku laczki, żel pod prysznic. Inny osadzony prosił o pozwolenie na posiadanie w celi konsoli do gier, płyt, słuchawek (tutaj mogą to być tylko minisłuchawki, bo w większych można ukryć narkotyk lub dopalacz). Kwatermistrz roznosi też zgody na wysyłkę prac plastycznych przygotowanych przez osadzonych. Recydywa pamięta o zbliżających się walentynkach dla sióstr, mam, babć, żon, konkubin. – Mają czas, by tym się zajmować – mówi z uśmiechem funkcjonariusz. Jeden z odbierających talony dostał zgodę dyrektora na przesłanie na koszt odbiorcy kartonu z rękodziełem. Ma dożywocie za zabójstwa i rozboje. Już w czasie pobytu za kratami kolejny raz stawał przed sędzią, który uznał go winnym znęcania się nad współosadzonym i namawiania do zabójstwa.
Pomieszczenie ambulatorium jest otwarte. Dzisiaj lekarz nie przyjmuje, są dwie pielęgniarki, na razie zajmują się zamówieniem leków na następny miesiąc w aptece okręgowej w Poznaniu, nikt od rana się do nich nie zgłaszał. – Pewnie pacjenci pojawią się później – przewiduje jedna z nich. Do pokoju wychowawcy po drugiej stronie korytarza na chwilę wpada funkcjonariuszka, która zajmie się rozmieszczeniem nowych w oddziale. Ma listę z ich nazwiskami i podstawowymi informacjami: palący/niepalący, grypsujący/niegrypsujący. Na liście jest trzech uzależnionych (trafi ą do oddziałów dla alkoholików), dwóch z zaburzeniami niepsychotycznymi (pójdą na specjalny oddział w innym budynku tzw. S), więc do rozdysponowania zostaje 12 osób. Z każdym będzie musiała chwilę porozmawiać, przyjrzeć się, przejrzeć akta i przydzielić celę.
Sprawy sercowe
Na korytarzu drugiej kondygnacji trzech skazanych ze skarbowymi torbami transportowymi. Jadą na czynności do poznańskiego aresztu, ale „tu wrócimy” – deklarują. Słysząc to szef oddziału z uśmiechem podkreśla, że siedząc we Wronkach nie mają na co narzekać. Chyba że na to, co spotyka ich niezależnie od pobytu tutaj.
Jeden z osadzonych dostał zgodę na ślub z poznaną korespondencyjnie młodą kobietą. Wyznaczonego dnia oblubieniec z dożywociem miał na sobie elegancki garnitur, obrączki czekały, podobnie jak sprowadzony za mury urzędnik. Narzeczona jednak skrewiła i nie przyjechała. Skazany przez parę dni był w szoku, ale już jest z nim lepiej. Pomogły rozmowy z psychologiem i wychowawcą. Niedoszły pan młody koresponduje z niedoszłą panną młodą i nadal z zaangażowaniem pracuje w więziennym warsztacie.
Inny zdradzony przez dziewczynę na wolności przeżył tak silny wstrząs, że próbował się powiesić w warsztacie, gdzie pracował. Wyszedł z tego bez uszczerbku na zdrowiu, choć kilka dni spędził na OIOM-ie w Szamotułach.
W obszernej, nowocześnie wyposażonej pralni praca idzie pełną parą. Brudne ręczniki, pościel i koce, które trafiły tu rano, po południu będą gotowe do ponownego wydania. Skazani pod nadzorem funkcjonariusza działu kwatermistrzowskiego krzątają się przy maszynach. Mocno zbudowany, wysoki mężczyzna ok. trzydziestki obsługuje pralnicę. Pracuje odpłatnie już trzeci rok i liczy, że utrzyma się tutaj do końca kary. W pomieszczeniu obok inny układa na półkach czyste ręczniki. Tego dyrektor pamięta jeszcze z końcówki lat 90., kiedy był we Wronkach wychowawcą. Osadzony mówi, że ma dwa kolejne wyroki „za art. 148”. Słowo „morderstwo” jakoś nie przechodzi mu przez gardło. Opowiada o dobrych kontaktach z rodzicami i rodzeństwem, którzy mieszkają niedaleko. Jest po rozwodzie. Tak jak inni pracuje do godz. 14. – Potem obiad, spacer, świetlica, książka – wylicza. Niedawno skończył się program „o agresji”, w którym uczestniczył, więc teraz koncentruje się na sporcie (głównie siatkówce), ale być może zacznie kolejny, ponieważ trwa właśnie proces naboru do programów readaptacyjnych, m.in. „Narkotykom nie”, „Stop uzależnieniom”, treningu asertywności, zajęć psychoedukacyjnych, „Stop przemocy – druga szansa”. Skazany ma już za sobą terapię we wronieckim oddziale dla uzależnionych od alkoholu i pracę w magazynie mundurowym. Na wolność wyjdzie za 9 lat. – Narozrabiałem, trzeba odsiedzieć – podsumowuje samokrytycznie.
Muszą się wygadać
W warsztacie osadzeni naprawiają siatkę ogrodzenia wewnętrznego. Pracuje też ekipa stolarzy. Ze starych, zdemontowanych z budynku administracji okien odzyskuje się szyby, które przydadzą się do napraw, podobnie jak drewno pozyskane z ram. W pomieszczeniu obok odnawia się taborety i krzesła. Najważniejszym zadaniem jest jednak podwyższenie ogrodzenia wewnętrznego do 5,5 m. Ślusarze i spawacz właśnie nad tym pracują.
Obszerną kuchnię czeka wymiana posadzek. Więźniowie krzątają się po niej, ale wykonują tylko prace porządkowe, bo gotowanie i porcjowanie skończone. Sami też są już po obiedzie. Kolacja gotowa czeka w chłodni. Ci z dietą bogatoresztkową zjedzą m.in. surową marchewkę.
Pani psycholog od rana przyjęła kilku skazanych, trzech w ramach krótkiej interwencji. Pozostali sami się zgłosili z różnymi problemami, także natury osobistej. – Generalnie jestem taką ścianą płaczu – mówi. Skarżą się i muszą wygadać, gdy konkubina nie odpisuje lub spóźnia się z listem. Albo mają sprawy, których nie udało się im załatwić u wychowawcy. – Dziś przyszedł do mnie osadzony z założoną kartą zagrożonego samobójstwem i powiedział, że poprawiły się jego relacje z żoną, więc chciałby w ramach ulgi dostać widzenie bezdozorowe w oddzielnym pomieszczeniu. Argumentował, że „chciałby się do niej poprzytulać”. Na nagrodę trzeba zasłużyć, a ulgę można dostać ze względu na sytuację osobistą lub rodzinną. Wie, że nie jest taki święty, żeby dostać nagrodę, więc prosi o ulgę. Porozmawiam z wychowawcą, oddziałowym i będę mogła sobie wyrobić zdanie, co do dalszego postępowania w tej sprawie. Jeszcze nie napisał oficjalnej prośby, najwidoczniej na razie przygotowuje do niej grunt.
Koordynator oddziału ma dziś na biurku dokumentację sześciu osadzonych. „Po linii ochronnej” opiniuje wnioski o ich nieodpłatne zatrudnienie. Do czterech osób nie ma zastrzeżeń, ale dwie zaopiniował negatywnie ze względu na wcześniejsze przewinienia. Oczywiście ostateczną decyzje podejmie dyrektor.
Dużo brokatu
W tym czasie wychowawca wizytuje cele. W pierwszej niewielki kwiat w doniczce maskuje bolesny dla lokatorów brak odbiornika telewizyjnego. Sprzęt wymaga kontroli i nałożenia plomb przed wydaniem, więc najbliższy weekend czeka ich jeszcze z radiem albo z telewizją w świetlicy. Z tej celi nikt nie wyszedł dziś do pracy. – Przedpołudnie spędziliśmy na rozmowach o tym, co kto robił na wolności – mówi właściciel czekającego w magazynie telewizora. Z radia płynie spokojna muzyka. – Zainteresowania to tutaj podstawa – dopowiada drugi, który z zamiłowania jest elektrykiem. Dziś rysuje schematy instalacji. – Może zatrudnimy pana w warsztacie – zwraca się do niego wychowawca. – Nie ma problemu – odpowiada skazany. Jest ich w celi czterech: dwóch drugi raz i dwóch wcześniej za kratami już trzy razy. Wszyscy byli „niegrzeczni”, jak oględnie określają swoje zachowanie. Zagadnięty o swoją przeszłość sprawca przemocy domowej dobitnie podkreśla, że "przepisy w tym kraju trzeba zmienić, bo są nieuczciwe" i zagaduje wychowawcę o możliwość starania się o karę łączną. – Pomagamy jak ktoś nie wie jak to zacząć, a ten gość akurat nie wie – wskazuje na stojącego obok. – Pan był wcześniej ukarany, więc przepisy o karze łącznej w tym przypadku nie obowiązują – wyjaśnia wychowawca.
W kolejnej celi sami porządkowi, więc już niedługo wyjdą sprzątać korytarz i pomieszczenia gospodarcze. Nad jednym z łóżek zdjęcia dzieci powieszone tak, by nie niszczyć ściany. Skazany pokazuje wychowawcy, że nie naruszył zasad troski o stan techniczny cel. Nad innym posłaniem wycięte z gazety zdjęcie Jana Pawła II. Jego właściciel wychodzi za 10 miesięcy. Siedzi już piąty rok. Ma dwoje dzieci, ale nie chce, by go tutaj odwiedzały, więc przyjeżdża tylko żona.
Obok cela „artystyczna”. Króluje w niej osadzony, który kultywuje stare więzienne rękodzieło z użyciem chleba. Nauczył się tego w latach 80. od starych „garowników” i teraz z tą sztuką zaznajamia kolegów. Nie przeszkadza im rozłożona na niewielkim stoliku obok łóżka sterta skórek od chleba, który właśnie jest przerabiany na masę. W ruch idzie woda utleniona i barwniki (tusz jest zabroniony, by nie posłużył do robienia tatuaży). Z masy można zrobić figurki, kwiaty, talerze, wazony. – Kwiaty jeszcze posypię brokatem i będą gotowe, a ten wazon nie przepuści wody – mówi skazany pokazując naczynie w kształcie serca i czerwone różne. Dzielący z nim celę młody mężczyzna też wykazuje zainteresowania plastyczne. Dla swojej 6-letniej siostrzenicy, której zdjęcia ma nad łóżkiem, robi obrazki z postaciami z bajek. Wszystkie w żywych kolorach i ozdobione brokatowymi flamastrami.
*******
Późne popołudnie. Krzątają się porządkowi, świetlica jest zajęta przez miłośników ping-ponga, gier planszowych i telewizji, ale większość osadzonych jest u siebie, czyli w celach. "Warsztaty", "kuchnia" i "pralnia" mogą odpocząć po pracy. Teraz pora na przysługujące skazanym pracującym regulaminowe spacery. Potem czas wolny w więziennej celi, trwający do ciszy nocnej, spędzany w "cywilnych" ubraniach z przerwą na wieczorny apel. (Porządek wewnętrzny nakazuje w tym czasie mieć na sobie zielonkawe, skarbowe ubranie). Zatrudnieni muszą wypocząć, bo jutro wstają wcześniej niż inni, nie obciążeni pracowniczymi obowiązkami.
Autor: Grażyna Linder