Poniedziałek, 25 listopada 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 6118
Poniedziałek, 25 listopada 2024
2017-03-07

Idealne sądy

W idealnym sądzie, idealny sędzia powinien ograniczać się wyłącznie do wskazania rozstrzygnięcia i jego podstaw. Całość pracy związanej z administracją, obiegiem dokumentów, decydowaniem, co komu wysłać, powinna być wykonywane przez urzędników.


„Rzeczpospolita” zamieściła na swoich łamach sondę na temat: jak przeprowadzić reformę sądów (tekst Marka Domagalskiego). Jedną z przytoczonych wypo­wiedzi była opinia sędzi Anety Łazarskiej (SO Warszawa), która stwierdziła, że hamulcem pol­skiego sądownictwa jest m.in. wykorzystanie sędziów do czyn­ności, które powinien wykonywać urzędnik sądowy. Wypowiedź ta odbiła się echem w urzędniczych zakamarkach Internetu, budząc oburzenie. Tymczasem ja cał­kowicie się z sędzią zgadzam. Powiem nawet więcej – w ideal­nym sądzie, idealny sędzia powi­nien być na tyle mądrym i sza­nowanym człowiekiem, że jego wyrokowanie powinno właści­wie ograniczać się wyłącznie do wskazania rozstrzygnięcia i jego podstaw. Całość pracy związa­nej z administracją, obiegiem dokumentów, decydowaniem, co komu wysłać, zebraniem kompletu orzecznictwa, kwe­rendy przepisów i inne powinna być uprawnieniem zespołu urzędników o różnych pozio­mach kompetencji i odpowied­nio wynagradzanych.

Gdybyśmy spróbowali nieco oderwać się od naszych sądo­wych realiów i popatrzeć trzeźwo na sytuację, trudno będzie obronić pogląd, dla którego to właśnie sędzia ma się zajmować wydawaniem zarządzeń o tym, że w aktach ma być „zwrotka”, gdzie mają być wysłane jakie pisma oraz stwierdzaniem tego, czy orzeczenie jest prawomocne. W istocie jest to marnotrawienie potencjału sędziego, a te czysto administracyjne czynności trudno uznać za zadania sędziego – bo w żaden sposób nie są związane z wyrokowaniem.

Być może powinno w ideal­nym sądzie funkcjonować biuro sędziego, który miałby do dys­pozycji cały zespół – od refe­rendarza sądowego przez asy­stenta, protokolanta, sekretarza po najmniej wykwalifikowanego pracownika obsługi. To sędzia byłby szefem zespołu, z którym na co dzień by współpracował, zamiast prowadzić intensywne życie towarzyskie w wydziało­wym i międzywydziałowym śro­dowisku sędziowskim. Jego autorytet nie zależałby wtedy od przynależności do określo­nej grupy zawodowej (krytyczne media lubią cytować niefortunny termin użyty przez jedną sędzię – „kasta”, ale ja tego słowa nie lubię). Opierałby się na faktycz­nym autorytecie wynikającym z wiedzy prawniczej i doświad­czenia życiowego – atrybutach niezbędnych do wyrokowania.

To wszystko, co napisałem, jest utopią. Są jednak miejsca na świecie, gdzie w taki sposób pracuje się w sądownictwie. O ile mi wiadomo, mniej więcej tak wygląda praca w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, gdzie sędziowie cieszą się ogromnym szacunkiem, a jednocześnie potrafią po partnersku współ­pracować ze swoim zespołem (w którym mają ogromne wspar­cie), a idąc z członkami swojego zespołu na lunch, nie czują, że im tego autorytetu ubywa.

Niestety, nie mamy ani ideal­nych sądów, ani biur sędziow­skich, ani też sędziów, którzy mają aż taki autorytet. Nie mamy również wynagrodzeń na poziomie, który pozwoliłby nam myśleć poważnie o takiej wizji. A szkoda, bo w takiej organiza­cji status urzędnika sądowego byłby znacznie większy. Byłaby możliwość awansu i poszerzania kompetencji wraz z nabywaniem doświadczenia. Pomimo tego, że całość wizji brzmi nierealnie, tak powinien wyglądać normalny i sprawny sąd. Nie dajmy sobie wmówić, że te pseudoawanse i przeszeregowania na nieja­snych zasadach oraz pseudore­gulacje dotyczące wynagrodzeń, gdzie rozstrzał „widełek” jest jak z Zakopanego do Gdańska, to coś normalnego.

Darek Kadulski
Gazeta Sądowa