Dać nadzieję na wolność
Rozsiani po jednostkach penitencjarnych w Polsce, skazani na długie wyroki i dożywocie, sprawcy czynów, o których zwykle głośno w mediach – wielokrotni zabójcy. Nie są ujęci w statystykach, nie wiadomo, ilu ich dokładnie jest. Wiadomo natomiast, że praca z nimi do łatwej nie należy. O tym jak przebiega, opowiada mł. chor. Krzysztof Kasjan, mł. wychowawca w Areszcie Śledczym w Radomiu.
Wobec jakich więźniów używamy określenia wielokrotni zabójcy?
To osoby, które pozbawiły życia więcej niż jedną ofiarę. Tego typu skazanych określa się też mianem seryjnych morderców. Niektórzy z nich planowali zbrodnie, ale wielu twierdzi, że nie były one zamierzone. Zdarza się, że skazany za zabójstwo więzień, po odbyciu kary, już na wolności, znowu dokonuje morderstwa i ponownie trafi a za kraty. W więzieniach przebywają też płatni mordercy, tzw. cyngle. Są też sprawcy zabójstw z innych osobistych
pobudek.
Niektórzy tłumaczą się, że zabili niechcący?!
Tak. Rozmawiałem ze skazanym, który opowiadał mi, że nigdy nie planował nikogo zabić, poszedł „tylko” okraść bank. Zabrał ze sobą pistolet przerobiony z gazowego na naboje ostre, mający być straszakiem, a nie bronią służącą do pozbawienia życia. Mówił, że impuls, strach, obawa przed tym, że zostanie rozpoznany sprawiły, że zabił cztery osoby.
Takie rzeczy ogląda się w filmach sensacyjnych, a pan ma bezpośrednie relacje zabójców…
Rzeczywiście, kiedy się ich słucha, przechodzą ciarki.
Jak zatem wygląda praca z takimi osobami?
Kiedy osadzony trafi a do więzienia z tak poważnymi zarzutami, na początku kontakt z nim jest bardzo utrudniony. Potrzebuje on ok. trzech lat na adaptację do warunków izolacji penitencjarnej. Na początku przechodzi okres buntu, próbuje też wyprzeć to, co zrobił. Gdy zaczniemy już poznawać osadzonego i pytamy o moment zabójstw, zwykle mówi, że nie pamięta, że wszystko działo się bardzo szybko. Podejrzewam, że rzeczywiście tak może działać ludzki umysł, pewne złe, trudne i niewygodne rzeczy po prostu wypiera. Ale dla mnie zaskakujące jest jedno: postawa skazanych tak bardzo kontrastująca z tym, co wyłania się z akt sprawy. Aż trudno uwierzyć, że osoba, z którą rozmawiam, popełniła tak makabryczne przestępstwa.
Co się dzieje po okresie buntu?
Przystosowują się. Mają świadomość, że spędzą za murami przynajmniej 25 lat, bo wtedy więźniowie z dożywotnim wyrokiem mogą ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie (wpz). Jeśli tak postanowi sąd, zdarza się, że mogą się o nie ubiegać dopiero po 50 latach. Jeżeli mają wsparcie z zewnątrz, żyją rodzice, rodzeństwo, są dzieci, to jest im łatwiej. W więzieniu zaczynają od prostych prac, niektórzy kontynuują naukę, kończą kursy zawodowe, jakie im proponujemy. Robią to z myślą, że kiedyś, gdy stąd wyjdą, będą mogli coś zrobić ze swoim życiem. Proces adaptacyjny przebiega u nich długo, ale potem zazwyczaj chcą spokojnie funkcjonować w więzieniu. Uczą się języków, czytają książki, grają w szachy, chodzą na zajęcia sportowe, na siłownię. Maksymalnie wypełniają sobie czas. I takimi małymi kroczkami zmierzają w tym kierunku, żeby kiedyś uzyskać wpz i wyjść na wolność.
Ale przecież nie w każdym przypadku jest taka szansa. Czasem dożywocie może faktycznie oznaczać pobyt w więzieniu do końca życia.
Mamy tego świadomość. I wiemy, że taki skazany może się starać robić wszystko jak należy, zaciskać zęby i iść do przodu z tą świadomością, że kiedyś opuści te mury. Ale może przyjść moment, że coś w nim pęknie, gdy uzmysłowi sobie, że nigdy nie doczeka wyjścia z zakładu karnego. Może na to mieć wpływ jakaś prozaiczna sprawa. I co wtedy? Wówczas bardzo ważna jest rola więziennych psychiatrów, psychologów i wychowawców. Powinniśmy zauważyć takie symptomy, jak obniżony nastrój osadzonego i odpowiednio zareagować.
Kiedy wielokrotni zabójcy najczęściej przechodzą okresy załamania?
Gdy przeżywają coś związanego z tym, co się dzieje na wolności, czyli np. śmierć kogoś bliskiego. Już wcześniej mają świadomość, że jeśli rodzice są w podeszłym wieku i zaczynają chorować, przestają przyjeżdżać na widzenia, to może się zdarzyć, że już nigdy ich nie zobaczą. Jeżeli ktoś z rodziny umrze, a skazany uzyska zgodę na uczestnictwo w pogrzebie, będzie się to odbywać zgodnie z przepisami: w kajdankach, w specjalnym uniformie, w obstawie funkcjonariuszy… Z perspektywy osadzonego trudno to zaakceptować. Co ciekawe, takim trudnym czasem nie są dla nich, jakby się można spodziewać, święta. Kojarzą się wprawdzie z rodzinnym nastrojem, ze wspólnym przebywaniem, ale więźniowie raczej oczekują, że nie będzie w tym czasie zmian albo przenosin. Dużo wcześniej dbają o odpowiednią atmosferę w celi i przygotowują się do świąt, które spędzą bez obecności bliskich.
Wyroki dla wielokrotnych morderców to przeważnie 25 lat pozbawienia wolności i dożywocie…
Tak. Niekiedy są też dodatkowe obostrzenia, że dożywotni mogą się ubiegać o wpz dopiero po 50 latach przebywania w więzieniu. To jest oczywiście w gestii sądu, trzeba jednak pewne rzeczy dogłębnie rozważyć. Bo jeśli osadzony ma 50 lat, a sąd orzekłby, że może się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po 50 latach izolacji, pracowałoby się z nim dużo gorzej, niż gdyby miał choćby małą nadzieję, że kiedyś wyjdzie na wolność.
To jak pracować z takim skazanym?
Dla nas, osób, które chcą resocjalizować, najlepiej by było, aby takich wyroków sądy nie orzekały. I tak czasem latami trudno do takiego osadzonego dotrzeć, a co dopiero, kiedy uświadomi on sobie wymiar kary. Nawet jeśli na początku będzie wypierał myśl, że choćby nie wiadomo co zrobił, i tak z więzienia nigdy nie wyjdzie, to jednak w końcu to sobie uświadomi.
Z jakimi przypadkami miał pan do czynienia w swojej jednostce?
Mam w oddziale skazanego, który dopuścił się zabójstwa ojca i swojej babci. Kiedy rozmawiałem z jego matką, żoną ofiary, podkreślała, że ma dwoje dzieci, ale kłopoty zawsze sprawiała córka, natomiast nigdy nic złego nie mogła powiedzieć o synu. Wydarzyło się coś, co sprawiło, że zabił i ona od 15 lat próbuje znaleźć odpowiedź, dlaczego tak się stało. Z takimi skazanymi sprawa jest o tyle skomplikowana, że aby nawiązać z nimi choćby nić porozumienia, musi upłynąć dużo czasu, przynajmniej kilka lat, zanim zaczynają sobie układać życie w więzieniu. Ważne, żeby podczas pracy z nimi psychologowie prowadzący czy wychowawcy nie zmieniali się często. To jest potrzebne po to, aby skazani nabrali do nas zaufania, uwierzyli, że mogą nam powierzyć swoje sekrety, otworzyć się na pewne tematy i mieć świadomość, że jesteśmy tu, żeby im pomóc. Gdy zrozumieją, że wszystko wymaga czasu, wtedy jest szansa, że nie tylko przetrwają izolację /więzienną, ale może wyciągną z pobytu tutaj coś dla siebie i z tą perspektywą kiedyś wrócą do społeczeństwa.
Jakie wykształcenie mają najczęściej ci osadzeni?
Bywa różnie. Większość skazanych przebywających w więzieniu, to osoby z niższym wykształceniem, podstawowym, gimnazjalnym czy maksymalnie zawodowym. Ale zdarzają się jednostki wybitnie inteligentne z IQ nawet 140, 150 pkt.
Czy praca z psychopatycznymi mordercami wygląda podobnie?
Pewne jest, że psychopaci są świetnymi manipulantami, próbują okręcić sobie wokół palca każdego, nawet pracującego z nimi funkcjonariusza. Zdarzają się wśród nich osoby z ponadprzeciętną inteligencją, trzeba im poświęcić dużo czasu i uwagi, pamiętając, że zawsze maksymalnie się kontrolują. Kiedyś pracowałem z takim skazanym, który koniecznie chciał się dowiedzieć, jakie mam zainteresowania, co mnie pasjonuje. Żeby nawiązać ze mną nić porozumienia, czytał książki wchodzące w zakres moich zainteresowań. Zauważyłem to po pewnym czasie. Każdy gest i każde zdanie, które wypowiadał, były dokładnie zaplanowane, a potem bez skrupułów wykorzystywane. Zdradziły go dokładne notatki, które prowadził.
Na czym polega trudność w pracy z wielokrotnymi zabójcami?
Mamy świadomość tego, że na początku ci osadzeni zwykle nie czują skruchy i nie przyznają się do tego, że zabili. Część z tych przestępstw popełniali pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Używki służyły im albo do zagłuszenia myśli podczas dokonywania tych makabrycznych czynów, albo do dodania sobie animuszu. Potem nie poczuwają się do winy, tłumaczą, że coś zażyli, wypili, byli odurzeni, nie pamiętają co zrobili, poszli spać, obudzili się, przyszła Policja i sąd wydał wyrok, a oni nie czują się odpowiedzialni za te morderstwa, a nawet uważają się za skrzywdzonych. Z pozoru praca z nimi wydaje się łatwa. Układają sobie życie w izolacji, nie rozrabiają, chcą mieć spokój. Ale my wiemy, że takiego skazanego trzeba podwójnie obserwować, bo na pewnym etapie może dojść do załamania. Może przyjść mu do głowy, że nie warto się starać, brać udziału w programach resocjalizacyjnych, bo np. inny więzień siedzi dłużej, zrobił więcej, a kolejny raz staje na posiedzenie sądu i nie uzyskuje upragnionego warunkowego zwolnienia. I mówi: „Po co się w ogóle starać, skoro to co robię jest i tak bez sensu?”
Uporządkowane regulaminem życie, stały więzienny rytm jest dla nich sposobem na przetrwanie, rodzajem ucieczki?
Takie osoby często uciekają też w wiarę. Niejednokrotnie podkreślają, że dopiero w więzieniu odnajdują prawdę w Bogu. Tutaj szczególnie ważna jest rola kapelana więziennego, który chce i często potrafi do nich dotrzeć.
A jak wyglada sprawa zatrudnienia dożywotnich?
Na początku mają status tymczasowo aresztowanych, a ich sprawy ciągną się zwykle po kilka lat, w tym czasie nie wiadomo jaka będzie kwalifikacja czynu, więc nie pracują. A po zapadnięciu wyroku, np. 25 lat pozbawienia wolności, nie możemy ich skierować do pracy od razu, bo muszą przejść proces weryfikacji. Zazwyczaj zaczynają od sprzątania w oddziale mieszkalnym, od wydawania posiłków osadzonym. Jeżeli się sprawdzą, mają dobrą opinię, są kierowani do różnego rodzaju prac wewnątrz zakładu karnego typu zamkniętego. W przypadku awansu z podgrupy P1 do P2, czyli do zakładu karnego typu półotwartego, przepisy Kodeksu karnego mówią wyraźnie,
po ilu latach może się to stać.
rozmawiała Elżbieta Szlęzak-Kawa