Jak pracować z więźniem - ojcem, żeby stał się tatą?
Można zaryzykować twierdzenie, że z ponad 71 tys. mężczyzn przebywających w jednostkach penitencjarnych większość stanowią ojcowie. Czy są na tyle specyficzną grupą, że należy z nimi pracować w sposób szczególny? Zapytaliśmy o to mł. chor. Justynę Nowicką, mł. psychologa z Aresztu Śledczego w Lublinie, autorkę programu „Akademia Rodzica”, laureata I nagrody Dyrektora Generalnego Służby Więziennej w Ogólnopolskim Konkursie na Program Resocjalizacji Sprzyjający Readaptacji Osób Pozbawionych Wolności.
Czy w pani oddziale większość skazanych to ojcowie?
W zdecydowanej większości tak, tylko nieliczni są bezdzietnymi kawalerami, ale często są w związkach z partnerkami, które mają własne potomstwo, a zatem ojcostwo jest ich udziałem.
W pani programie „Akademia Rodzica” podkreśla się wpływ ojca na wychowanie dzieci. Zarówno jego nieobecność w domu, jak i patologia ojcowskich wzorców mają negatywny wpływ na kształtowanie się osobowości dziecka. Czy dlatego tak ważna jest praca z ojcami w więzieniu i czy to rzeczywiście coś zmienia?
Nie komplikujmy życia, po prostu ten, kto ma rodzinę, ma do kogo tęsknić i na tej bazie warto prowadzić szeroko pojętą resocjalizację skazanych, zbliżać ich do szczęśliwego finału w gronie bliskich. Psychologowie zazwyczaj wierzą w zmianę, ja też wierzę, że jeżeli podopieczny dostrzeże, że może zmienić coś w życiu, to osiągnie cel. Darem jest mentor, który pokaże, że można żyć godnie, mieć dobry kontakt z bliskimi, że rodzina daje siłę i motywację do dobrego zachowania, do pracy, do lepszego życia. Chcemy, żeby to właśnie rodzina była takim kołem napędowym w trakcie pobytu w izolacji. Ważne, żeby osadzony miał priorytety w życiu, chęć mądrego i odpowiedzialnego wychowywania dzieci, aby te w przyszłości nie powieliły jego nagannego modelu zachowania i nie trafi ły do więzienia. Dlatego próbujemy tłumaczyć skazanym, że w życiu najważniejsze są rodzina i zdrowie. Jeżeli skazani wyobrażą sobie, że mogą stworzyć fajny dom, mieć dobre porozumienie z partnerką i dziećmi, kiedy stają się silniejsi i mądrzejsi w swoim ojcostwie, to zaczynają pracować nad sobą. A tłumaczyć trzeba dużo, sporo pokazać i korygować zachowanie osadzonych.
Czyli niektórzy uczą się czy też dorastają do roli ojca. Kiedy najczęściej rodzi się ta świadomość?
Zwykle kiedy trafiają do więzienia nie zgadzają się z sytuacją, w jakiej się znaleźli, ale z czasem następuje adaptacja do warunków izolacji penitencjarnej. I wtedy zaczynają zwracać uwagę na to, co może dać im siłę. Bo na początku pobytu najczęściej nie wierzą, że wychowawca i psycholog mogą być dla nich drogowskazami. A kiedy pojawia się potrzeba zabezpieczenia sfery emocjonalnej, osadzeni przypominają sobie o rodzinie. Nawiązują relacje z bliskimi, choć nie zawsze są one łatwe. Po jakimś czasie większość osadzonych uświadamia sobie, że rodzina to będzie ich hol, a my ich w tym wzmacniamy. Gdy zaczynają się zajęcia z psychologiem, który opowiada o sferze emocjonalnej, o stylu wychowywania dzieci, o tym, jak je mądrze nagradzać czy karać, jak prowadzić dialog z dzieckiem, ojcowie uświadamiają sobie swoje braki.
Smutne jest to, że niewielu odpowiada na proste pytania, np. o upodobania dziecka. Przychodzi zatem refleksja: jakim jestem tatą? A potem następne: co chcę wiedzieć o swoim dziecku? co mu pragnę w życiu pokazać?
Czytam, że celem „Akademii Rodzica” jest wzmacnianie pozycji ojca poprzez poszerzanie wiedzy na temat wychowania, budowanie poczucia własnej skuteczności, kształtowanie postawy odpowiedzialnego rodzica. A warsztaty edukacyjne mają sprzyjać zacieśnieniu więzi, budzeniu poczucia zaufania, bliskości i bezpieczeństwa… Tak budzicie w więźniach ojcostwo?
Nie budzimy, tylko czekamy, aż obudzi się w nich samo. Dajemy wiedzę poprzez psychologiczno-pedagogiczne warsztaty, arteterapię, czyli kreatywne spędzanie czasu, a w zamyśle mamy: zrób to z dzieckiem, pokaż mu świat, bądź kreatywny np. na najbliższym spotkaniu integracji rodzin.
Zanim jednak do tego dojdzie, według jakiego klucza dobieracie skazanych do udziału w programie?
Nie są szczególnie dobierani. Sami się zgłaszają, bo najczęściej od innych osadzonych już wiedzą, jakie wzmocnienie dajemy w dążeniach do bycia fajnym tatą. Dla 15 osób, które każdorazowo uczestniczą w programie, organizujemy warsztaty i spotkania integracji rodzin. Na zajęciach z arteterapii ojcowie robią puszki, pojemniki, zabawki, które potem, zwykle ze łzami w oczach, przekazują dziecku. Przy przygotowywaniu prezentu dbają o każdy szczegół, a kiedy jest gotowy, wkładają do niego list z przesłaniem, np.: Piszę do Ciebie... z takiego miejsca, to i to chciałbym ci przekazać... chciałbym żebyś się wykształciła i stała dobrym człowiekiem, bo to i to w życiu jest najważniejsze. Tata.
A co się dzieje, kiedy skazany uświadamia sobie, że nie ma wpływu na to, co teraz robi jego dziecko, albo że traci w więzieniu najlepsze lata, jakie mógłby z nim spędzić, albo kiedy nastolatek nie chce rozmawiać z tatą przez telefon? Czy wówczas trzeba zareagować?
Wtedy rozmawiamy ze skazanym indywidualnie, poza zajęciami i tłumaczymy, że może jego dziecko nie chce rozmawiać czy przyjechać na widzenie teraz, ale może będzie gotowe następnym razem. Niech posłucha mediatora i dowie się, jak próbować rozwiązać konflikty w rodzinie. Niech też od innych ojców dowie się, jak poradzili sobie z podobnym problemem. Bo muszę przyznać, że niektórzy skazani, pomimo różnych wyroków, z jakimi tutaj trafili, całkiem dobrze odnajdują się w rodzicielstwie, potrafią zabezpieczyć rodzinę emocjonalnie, materialnie i poznawczo.
Czym spotkania integracyjne rodzin różnią się od zwykłych widzeń?
Na spotkaniach „Akademii Rodzica” podglądamy, jak ojcowie się integrują, jak bawią się z dziećmi, jak rozmawiają z żonami, konkubinami, z własnymi rodzicami. Kim w ogóle są ich bliscy, do kogo skazany będzie kiedyś wychodził na przepustki. Patrzymy na te relacje i widzimy, czego się nauczył podczas naszych zajęć, co od poprzednich spotkań poprawił. Mamy możliwość korygowania zachowań: w tej sytuacji trochę nie tak pan zareagował, niepotrzebnie się pan uniósł. Albo podpowiadamy: to nie jest spotkanie do rozmów o sprawach karnych, proszę się zająć dzieckiem. Bliscy skazanych też widzą, że my, funkcjonariusze chcemy pokazać osadzonym, jak wyglądają prawidłowe relacje z dzieckiem i z rodziną.
Staramy się uświadomić, że kto myśli o bliskich, o tym, żeby wyjść z więzienia, bo po drugiej stronie muru czeka życie i tam trzeba wrócić w piękny sposób, ten będzie dążył do zmiany już tutaj. W realizacji programu aktywnie pomagają nam wolontariusze ze Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu w Lublinie pod kierunkiem Karoliny Wychowaniak. Wspólnie organizujemy szkolenia dla studentów lubelskich uczelni, przeważnie z kierunków resocjalizacji i psychologii, wyławiamy zdolnych i chętnych wolontariuszy, którzy pod naszą opieką uczą się pracy ze skazanymi.
Czy z ojcem dzieciobójcą albo przemocowcem pracuje się tak samo jak z innymi ojcami?
To nie są skazani do tego programu. Z nimi pracuje się zupełnie inaczej. Istnieją w Służbie Więziennej inne programy socjalizacyjne przeznaczone dla sprawców przemocy. Nie miałam dotąd w oddziale skazanego, który dokonał takiego czynu i chciał sam z siebie uczestniczyć w „Akademii Rodzica”. To są specyficzni osadzeni, przeważnie mocno zaburzeni. Pracowałam z dzieciobójcami i powiem, że to trudna i żmudna praca, a światełko w tunelu bardzo nikłe. Ale wszystko jest możliwe, bo jak wcześniej wspomniałam, wierzę w zmianę.
Czy dzieciobójcy albo znęcacze mieli poczucie, świadomość, że są ojcami?
To było poczucie takie bardziej „techniczne”, gdzie zamiast: jestem ojcem, wybrzmiewa raczej: z moich genów coś powstało. Mówię „coś”, bo oni mają trudny dostęp do swoich emocji i nie zinternalizowali potrzeby, że chcą być fajnymi ojcami. W telewizji niejednokrotnie słyszymy o znęcaniu się nad dziećmi, o przemocy wobec niemowlaków. Ojciec, który się tego dopuszcza, nie panuje nad swoimi emocjami i nie bardzo ma dostęp do prawdziwych, ojcowskich uczuć. Dlatego praca z nim jest bardzo trudna.
Czy ojcowie w pani oddziale garną się do pracy? Czy zarabiają z myślą o swoich dzieciach i rodzinach?
Wszyscy uczestnicy programu są zatrudnieni odpłatnie. Przyznam, że to ogromna zasługa wychowawców, z którymi razem pracujemy, st. chor. Agnieszki Kuśmierz, por. Andrzeja Zaprawy, por. Patryka Wodyńskiego. Myślimy o ojcach perspektywicznie. Z kolei skazani wiedzą, że chcemy dbać
o ich relacje z bliskimi i kiedy już nam zaufają, starają się sumiennie wykonywać plan naprawczy.
Co to za plan?
Zwykle już na początku pobytu skazanego w oddziale przedstawiamy mu oczekiwania przełożonych, wymogi spłaty zobowiązań na rzecz dzieci, możliwości pracy nad sobą. Cierpliwie tłumaczymy, że pomimo pobytu w więzieniu, można zacząć poprawę od zaraz. Przedstawiamy elementy planu naprawczego, z wyszczególnieniem pracy własnej nad zmianą, a także zatrudnienia zewnętrznego i systematycznego spłacania alimentów z uwzględnieniem pracy z wychowawcą, psychologiem i wolontariuszami, którzy służą pomocą. Uświadamiamy skazanemu, że każdy dzień pracy i sukcesywne regulowanie zobowiązań przybliżają go do powrotu do dzieci. Kiedy więc dostaje pracę, to widzi szansę i stara się z niej korzystać. Nie zarabia wielkich kwot, ale spłaca z tego nawet niewielkie sumy. Poprzez codzienną pracę uczy się systematyczności. Chcemy, żeby to też przełożył na bycie ojcem, bo rodzicem nie jest się od święta, ale codziennie, nawet kiedy odbywa się karę w więzieniu. Poza tym tutaj, tak jak na wolności czasem jest dobrze, a czasem źle i trzeba umieć sobie z tym dawać radę. Podpowiadamy, jak spędzać czas na przepustkach. Jeśli w prowadzonym przeze mnie innym programie resocjalizacyjnym skazany uczy się języka angielskiego, proponuję, żeby na przepustce pouczył się z dzieckiem angielskich słówek, żeby wyszedł na spacer, wziął dziecko za rękę i pokazał łąkę ze stokrotkami. Bo na tym też polega ojcostwo.
Czy to, że skazani chcą przywrócić dobre relacje z dzieckiem, wpływa na poprawę stosunków z ich żonami czy konkubinami?
Po tysiąckroć tak! Bo kobiecie potrzebne jest przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że ma partnera, który może pełnić rolę ojca. Dlatego, jeśli mężczyzna uczy się w więzieniu jak panować nad agresją, zdenerwowaniem, kłótliwością, to dla żony czy konkubiny bardzo wiele znaczy. Wie, że kiedyś reagował źle, poniżał, a teraz jest inaczej. Nigdy przedtem nie przeprosił, a dzisiaj mu się zdarza. Nie mówił o emocjach, uczuciach, a teraz zaczyna to robić. I po to też jest „Akademia Rodzica”.
Czy zatem czasem dziecko odzyskuje rodzica dopiero, kiedy ten trafi do więzienia i przejdzie przez pani program?
Chciałabym, żeby tak było. Bywa, że dostaję kartki od ojców, którzy już wyszli na wolność. Przypomina im się czas spędzony w więzieniu, również nasze warsztaty w ramach programu, wypracowane metody, ważne wnioski, a po latach widzą, jaki był sens tego wszystkiego, jak cenna jest ta wiedza na wolności.
Co jest najtrudniejszego w pracy z więźniami ojcami?
Najtrudniejsze dla mnie jest doprowadzenie do takiego momentu, żeby skazany szczerze zadał sobie pytanie: jak to zrobić, żeby być dobrym ojcem? Jak powrócić do rodziny? Czekam na taką ciekawość. Zwykle na początku jest to dociekliwość bardziej „techniczna”, ale w którymś momencie pojawia się emocja, wspomnienie, tęsknota i zaczyna się zmiana. Ktoś kiedyś powiedział: każdy może być ojcem, ale
dużo trudniej zostać tatą, a program „Akademia Rodzica” uczy stawania się właśnie tatą.
rozmawiała Elżbieta Szlęzak-Kawa
Forum Penitencjarne