Skazani za przemoc w rodzinie
Większość wyróżnia przekonanie, że w więzieniu znaleźli się przez pomyłkę. Zachowania, które podejmują w swojej rodzinie, uważają nie za przestępstwa, ale za rodzinny konflikt, wewnętrzną sprawę, w którą ktoś się wmieszał. Państwo się wmieszało, Policja i prokuratura się wmieszały, czyniąc z nich przestępców.
Skazanych i oczekujących na wyroki za znęcanie się nad rodziną (art. 207 Kk) jest w polskich więzieniach 4426*, w tym 88* kobiet. Czym charakteryzują się tzw. znęcacze i jak z nimi pracować, mówi ppor. Paweł Przybylski, mł. psycholog w Zakładzie Karnym w Wojkowicach.
Ilu skazanych z art. 207 przebywa w pana zakładzie i co ich wyróżnia?
W naszym zakładzie typu półotwartego i otwartego jest ich kilkudziesięciu. Większość z nich wyróżnia przekonanie, że w więzieniu znaleźli się przez pomyłkę. Zachowania, które podejmują w swojej rodzinie, uważają nie za przestępstwa, ale za rodzinny konflikt, wewnętrzną sprawę, w którą ktoś się wmieszał. Państwo się wmieszało, Policja i prokuratura się wmieszały, czyniąc z nich przestępców. Niektórzy nie wpisują się w społeczny stereotyp znęcającego się nad partnerką i dziećmi, bo stosują przemoc wobec rodziców czy rodzeństwa. Często postępują tak młode osoby, które nie zdążyły jeszcze założyć własnej rodziny, a ojca, matkę, brata biją, bo są psychicznie zaburzeni lub pod wpływem narkotyków. Jeżeli mamy do czynienia z tak młodymi ludźmi znęcającymi się nad rodzicami, to często przejawiają oni również inne zachowania przestępcze, są skazani za kradzieże, pobicia, rozboje. Wówczas zachowują się inaczej niż pozostali osadzeni z art. 207 i tłumaczą, że nie pamiętają co zrobili bliskim, bo byli pijani bądź odurzeni. Prawie wszyscy skazani stosują mechanizmy obronne, mające uwolnić ich od poczucia winy lub, jeśli tego nie odczuwają, od negatywnej oceny społecznej. Osób, które mają głębokie, autentyczne i adekwatne do rzeczywistości poczucie, że zrobiły coś złego, jest w więzieniu niezwykle mało. W ciągu lat pracy mógłbym ich policzyć na palcach jednej ręki.
Art. 207 Kodeksu karnego
Par. 1. Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Par. 2. Jeżeli czyn określony w par. 1 połączony jest ze stosowaniem szczególnego okrucieństwa, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10
Par. 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w par. 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Jednak w przypadku skazanych wyłącznie z art. 207, znęcających się nad partnerkami i dziećmi „głów rodziny”, pewien sposób usprawiedliwiania się jest charakterystyczny i nie występuje wśród innych osadzonych. Jest to właśnie przekonanie, że ich zachowanie nie było przestępstwem, ale formą rozwiązywania rodzinnego konfliktu, który został rozdmuchany przez sąsiadów, rodzinę żony czy też był wynikiem nieporozumienia, jakiego nie dało się już w sądzie wyjaśnić. Często tacy sprawcy opowiadają, że oskarżenie jest formą intrygi, że chodziło o sprawy majątkowe, albo możliwość związania się z nowym partnerem. W ich opowieściach nieraz wszystko składa się w logiczną, przekonującą całość. Trudno nam, o ile w ogóle jest to możliwe, zweryfikować te historie, a pracując ze skazanymi musimy się na czymś opierać, dokładniej mówiąc, musimy się opierać na jakichś faktach z ich życia. I to jest naprawdę trudne, bo trzeba dojść z nimi do pewnego porozumienia, uwzględnić ich punkt widzenia, który najczęściej jest jedynym, jakim dysponujemy, a jednocześnie nie dać się nabrać na manipulacje ze strony osadzonych. Wśród tych skazanych pojawia się też często żal, że w tę wewnętrzną sprawę rodziny ktoś się wmieszał i organy ścigania zostały zaangażowane w coś, co powinno być rozwiązane wyłącznie we własnym gronie. Prawda jest też czasem taka, że przemoc zaczyna się od konfliktu, który na wczesnym etapie mógłby zostać inaczej rozwiązany, ale zaszedł za daleko i skończył się znęcaniem.
Czy osoby stosujące przemoc wobec najbliższych są też agresywne wobec innych?
Nie zawsze. Najbardziej rozpowszechniony jest stereotyp, że typowy „przemocowiec” to życiowo zdegradowany pijak, który po alkoholu bije swoją żonę i dzieci. W opozycji do tego obrazu można usłyszeć opinie, że jest to obraz uproszczony, nieoddający kulturowego tła przemocy, zakorzenionego w nierównościach płciowych. Zaczęto podkreślać, że przemoc to nie tylko problem marginesu. Pojawiły się przykłady pokazujące, że nad rodziną znęcają się też osoby dobrze funkcjonujące w społeczeństwie, pochodzące z wyższych sfer, zajmujące wysokie stanowiska. Maltretują bliskich na trzeźwo, narzucają wszystkim swoją wolę, a jednocześnie na zewnątrz prezentują obraz wzorowego obywatela.
Czyli spokojny, dobrze sytuowany człowiek, może się okazać domowym tyranem przejawiającym agresję jedynie wobec najbliższych.
Tak, bo to zachowanie jest bardzo często formą walki o dominację, o władzę, o narzucenie rodzinie przekonania o swojej wyższości nad nią i wyegzekwowania tej władzy. Program, który wykorzystuję pracując ze skazanymi, jest oparty na modelu „Duluth”. U jego podstaw leży założenie, że przemoc jest wyuczonym sposobem narzucania dominacji i kontroli wobec członków rodziny przez mężczyznę, który ma się za głowę tej rodziny. Jeśli chodzi o skazanych za przemoc w rodzinie, z którymi mam do czynienia w oddziale, to na ogół nie wpisują się oni w taki schemat pozornie świetnie funkcjonującego społecznie osobnika, narzucającego swoją wolę otoczeniu, manipulującego nim, przedstawiającego się jako człowiek poważany, zachowujący w odbiorze innych równowagę psychiczną. Tacy, niestety, raczej nie trafiają za kraty. U nas przebywają najczęściej stereotypowi sprawcy, którzy biją żony w okresach nadużywania alkoholu, mający duże braki w zakresie kompetencji społecznych, nieradzący sobie z rozwiązywaniem konfliktów interpersonalnych w bliskich relacjach, mimo nieraz bardzo dobrego funkcjonowania zawodowego, albo też ludzie niezrównoważeni emocjonalnie, mający problemy psychiczne, problemy z agresją, frustracją, z kontrolowaniem złości, przeważnie obciążeni uzależnieniami.
A więc nie każdy, kto stosuje przemoc w rodzinie, ma problemy z panowaniem nad złością i agresją poza swoim domem?
Część z tych osób ma takie problemy, ale nie jest to normą. Co ciekawe, osadzeni z art. 207 tutaj, w izolacji penitencjarnej, zwłaszcza w zakładach typu półotwartego, doskonale panują nad swoimi emocjami. To skazani dość dobrze ułożeni w rzeczywistości więziennej. Często mają przekonanie, że są dobrymi ludźmi, zasługującymi na to, żeby ich szanować, bo zapracowali na swoją pozycję społeczną, głównie zawodową. Zaznaczają, że na wolności pracowali i tutaj też chętnie podejmują się różnorakich zajęć, chyba że są schorowani, wtedy podkreślają, ile z siebie w życiu dali. Mają duże poczucie krzywdy, że znaleźli się w więzieniu, bo przecież nie kradli, nie mordowali, nie są ludźmi z marginesu. Nawet jeśli mieli ewidentny problem z alkoholem, to też twierdzą, że to było jedynie okresowe, że nie mogli wtedy nad sobą zapanować, i że przyczyną ich picia było złe traktowanie przez rodzinę. Tacy skazani w więzieniu doskonale umieją kontrolować swoje emocje. Nie rzucają się na oddziałowych czy współosadzonych, którzy pewnie czasem ich frustrują. Poza ten schemat wychodzą głównie młodociani „znęcacze”, zdemoralizowani albo obciążeni nadpobudliwością psychoruchową, mocno zaburzeni, uzależnieni od narkotyków. Ale wracając do większości, typowi sprawcy „głowy rodzin” agresywnie narzucają swoją wolę, kiedy są przekonani, że powinni i mogą dominować. A przecież nie mają poczucia że powinni i mogą dominować nad funkcjonariuszami, policjantami, kuratorem, współwięźniami. Chcą mieć natomiast władzę nad swoją żoną, dziećmi i to właśnie wobec nich stosują przemoc.
To jak z nimi pracować, jak do nich dotrzeć?
Nie mam na to patentu, ale trzeba ciągle próbować. Służy do tego np. program konfrontacyjny, jakim jest „Duluth” czy inny „Stop przemocy! Druga szansa”. Podejścia mogą być różne, jednak w obu programach przydatna wydaje się zasada, polegająca na tym, żeby wybrać taki element z zachowań przemocowych skazanego, do którego jest on w stanie się przyznać. Potem na tym konkretnym przykładzie doprowadzić do tego, żeby zrozumiał i poczuł, że tym zachowaniem krzywdził innych i szkodził sobie. Tym samym przyznał się do tego, że jego funkcjonowanie nie było wzorowe i że stracił nad nim kontrolę. Ma mu to ułatwić przyznanie się do wszystkiego co zrobił i spowodować, by spróbował sobie wybaczyć. Z tym, że wybaczenie nie ma być usprawiedliwianiem się albo machnięciem ręką na całą sprawę. Jest ono niezbędne, by pójść w życiu dalej, zamknąć pewien rozdział i więcej już nie stosować przemocy. A stać się tak może tylko wtedy, gdy poprzedza to szczera skrucha i zaprzestanie stosowania usprawiedliwień, umniejszania swojej winy. Jest to potrzebne, ale bardzo trudne, ponieważ czyny, do jakich muszą przyznać się sprawcy, są nieraz bardzo drastyczne. Bez tego nie ma jednak szans na głębszą poprawę, bo jeśli nie przyznam się, że zrobiłem coś złego, to przecież nie mam sobie czego wybaczać. Osiągniecie takie go poziomu autorefleksji jest bardzo trudne i nie zawsze możliwe.
To główny problem w pracy ze skazanymi z art. 207?
Tak, choć jest jeszcze inny, dość istotny. Otóż sprawcy przemocy domowej stanowią w środowisku więziennym drugą kategorię skazanych. Nie są aż tak napiętnowani, jak sprawcy przestępstw seksualnych, ale współosadzeni dają im odczuć, że są gorsi od osób dopuszczających się kradzieży, oszustw, jazdy po pijanemu czy bójek. Z jakiegoś powodu powstało pewne skojarzenie między pedofilami a „znęcaczami”. Prawdopodobnie chodzi o to, że podobnie jak w molestowaniu małoletnich, poszkodowanymi często są ich własne dzieci. Dlatego skazani z art. 207 są pogardliwie traktowani przez współwięźniów, nazywani „peugeotami” z powodu nr artykułu w KK. W związku z tym można zauważyć ich duży opór przed pracą z nami, udziałem w zajęciach i programach skierowanych właśnie do tej kategorii osadzonych. Nie chcą być rozpoznani jako skazani za przemoc w rodzinie. Innym więźniom najczęściej mówią, że odsiadują wyrok za alimenty albo, jeśli mają na swym koncie także inne przewinienia, że odbywają karę właśnie za to. Kiedy już zgodzą się na uczestniczenie w „Duluthcie”, kryją się z tym i starają, żeby się to nie rozniosło, zupełnie inaczej, niż inni skazani, którzy często się przechwalają swoją przestępczą karierą. Ten aspekt też nam przeszkadza w pracy, szczególnie w rekrutacji do udziału w naszych programach. Inne programy readaptacyjne nie spotykają się z takim oporem wśród osadzonych.
Jakie ma pan doświadczenia w pracy z kobietami stosującymi przemoc w rodzinie?
Kobiet skazanych z art. 207 jest zdecydowanie mniej niż mężczyzn. Właściwie wszystkie, z którymi pracowałem, dostały wyroki za znęcanie się nad dziećmi. Na ogół same były ofiarami męża czy partnera, który je bił, dręczył albo nimi manipulował. W przemocy, znęcaniu chodzi o to, że jedna osoba ma głębokie przekonanie, że ma prawo do rządzenia drugą osobą. I w tym przekonaniu prym wiodą mężczyźni.
rozmawiała Elżbieta Szlęzak-Kawa