Sąd musi tak wytłumaczyć motywy rozstrzygnięcia, by w wyższej instancji mogła zostać oceniona jego prawidłowość. Braki w uzasadnieniu są wystarczającym powodem uchylenia werdyktu i przekazania sprawy do ponownego rozpatrzenia.
Tak wynika z wyroku Sądu Najwyższego z 26 lipca 2007 r - pisze "Rzeczpospolita"
Jak pisze gazeta, Wyrok SN dotyczy sprawy, która już raz, 12 lipca 2006 r. (sygn. V CSK 187/06), trafiła na wokandę SN. Wówczas została przekazana do ponownego rozpoznania, ponieważ ten sam sąd takie same co do istoty sprawy rozstrzygał wcześniej odmiennie.
"SN, którego zadaniem jest zapewnić jednolitość orzecznictwa sądowego, nie może przejść nad tym do porządku" - mówił wówczas sędzia Jan Górski.
Sprawa ta jest następstwem procesu przekształcania się szpitali z jednostek budżetowych w samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (ZOZ). Organem założycielskim szpitala, o którym mowa, był wojewoda dolnośląski. Szpital przekształcił się i usamodzielnił 17 kwietnia 1998 r.
Wojewoda zobowiązał się do przekazania samodzielnemu już szpitalowi środków na działalność za okres do końca lipca 1998 r. Zdaniem szpitala tych środków było za mało. Przedmiotem sporu były m.in. zapłacone przez szpital wynagrodzenia i pochodne od nich (składki na ZUS, podatki) za okres od 17 kwietnia do końca kwietnia 1998 r. Przekraczały one 643 tys. zł. Szpital na podstawie umowy przelewu scedował tę wierzytelność na rzecz Tadeusza O. I to on teraz dochodzi zapłaty od Skarbu Państwa - wojewody. Nabył on zresztą inne jeszcze wierzytelności szpitala wobec wojewody pochodzące z okresu od 17 do końca lipca 1998 r.
Zasada jest taka, że osoba, która nabywa wierzytelność, nabywa także wszystkie związane z nią prawa i może przytaczać wszystkie argumenty dotyczące tej należności, jakie mógłby przytoczyć jej pierwotny właściciel.
Tadeusz O. przegrał w obu instancjach. Sądy I i II instancji uznały wtedy, że szpital nie miał wierzytelności wobec wojewody, bo otrzymał od niego pieniądze na spłatę tych należności. Nie mógł więc sprzedać wierzytelności Tadeuszowi O.
Po ponownym rozpoznaniu sprawy przekazanej przez SN, sąd II instancji w wyroku, który wczoraj trafił na wokandę SN, zasądził na rzecz Tadeusza O. 498 tys. zł, a co do 144 tys. zł oddalił roszczenie. Ponieważ z jego uzasadnienia nie można się było zorientować, jakie były motywy rozstrzygnięcia, wyrok ten - jak stwierdził sędzia Tadeusz Żyznowski - "nie poddawał się kontroli kasacyjnej".
Niezrozumiały był także podział kosztów procesu między strony. Dlatego też SN musiał ten werdykt uchylić i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Dla mnie to orzeczenie nie jest jakimś novum. Orzekając kiedyś w instancji odwoławczej zetknąłem się ze sprawą, która także została uchylona (była to akurat Cz) bo w zabezpieczeniu Sąd Rejonowy w ogóle nie uzasadnił dlaczego uznał roszczenie uprawdopodobnione i dlaczego do takiej, a nie innej kwoty. Postanowienie zostało zatem uchylone do ponownego rozpoznania, bowiem z jego uzasadnienia powyższe informacje nie wynikały.
Ja rozumiem że nikomu z nas nie chce się pisać uzasadnień, sam też staram się pisać w miarę krótkie - ale krótkie to nie znaczy bez podstawowych elementów które w nim winny się znaleźć.
W karnym to dopiero musi być wyczerpujące uzasadnienie.....istna powieść!!! a wszystko rozważone w każdą stronę...a nawet więcej!!!! ;-)
a najlepsze to przepisywanie listy świadków z a/o i treści wyjaśnień oskarzonego.
"bladyswit" napisał:
a najlepsze to przepisywanie listy świadków z a/o i treści wyjaśnień oskarzonego.
"Dred" napisał:
a najlepsze to przepisywanie listy świadków z a/o i treści wyjaśnień oskarzonego.
"bladyswit" napisał:
a najlepsze to przepisywanie listy świadków z a/o i treści wyjaśnień oskarzonego.
Renia B to nie mój rewir...
Doroto, a jak był rozpoznawany ten Cz, to mieliście samo zaskarżone postanowienie, czy całe akta? W jaki sposób niepełne uzasadnienie postanowienia ma wpływ na jego zasadność, zgodność z prawem itd. ? Czasami mam wrażenie, że sędziowie odwoławczy chcą przeczytać samo uzasadnienie i bez czytania akt wiedzieć, czy skarżący ma rację. Sami popełniają ewidentny błąd (bo idą na łatwiznę), a przy okazji wytykają błędy pierwszoinstancjnemu (który też poszedł na łatwiznę). Po to mają akta, żeby na podstawie akt ocenić, a - jeżeli to potrzebne - uzupełnić postanowienie. Ale najłatwiej wziąć i uchylić. To się niestety nazywa fuszerka.
Czy aby nie Ty doroto byłeś referentem tej Cz-tki?
Wracając do orzeczenia SN, to jest ono - delikatnie rzecz ujmując średnio zgodne z prawem. Chociaż podobne orzeczenia zapdały i na tle k.p.c. z 1932 r. i później. Warto jednak przypomnieć, że podstawą skargi kasacyjnej może być jedynie ,,naruszenie przepisów postępowania, jeżeli uchybienie to mogło mieć istotny wpływ na wynik sprawy". Niewątpliwie kiepskie uzasadnienie jest naruszeniem przepisów postępowania. Problem polega jednak na tym, że uzasadnienie jest sporządzane po wydaniu orzeczenia. Naruszenie przepisów postępowania na może więc mieć wpływu na wynik sprawy - w rozumieniu treści rozstrzygnięcia. Chyba że pojęcie wynik sprawy objemuje także treść uzasadnienia. Nawet jednak w takim wypadku, wpływ tego uchybienia na wynik sprawy nie może być istotny. Wskazuje na treść art. 398 (14) k.p.c. zgodnie, z którym ,,Sąd Najwyższy oddala skargę kasacyjną, jeżeli ... zaskarżone orzeczenie mimo błędnego uzasadnienia odpowiada prawu". Jeżeli więc Sąd napisze kompletne bzdury w uzasadnieniu, a orzeczenie jest słuszne, to brak podstaw o uwzględnienia skarg kasacyjnej.
To orzeczenie - którego uzasadnienia nie znam - pewnie dotyka pośrednio kwestii "istoty sprawy". Jeżeli w uzasie sąd nie odniósł się do tego dlaczego nie uwzględnił twierdzeń lub zarzutów którejś ze stron procesu (lub uzasadnił to "niejasno" uchył mógł być uzasadniony.
Absolutnie nie. Po pierwsze nierozpoznanie istoty sprawy jest zarzutem apelacyjnym, a nie podstawą skargi kasacyjnej. Po drugie, uchylenie orzeczenia z tego powodu może nastąpić tylko wtedy, gdy z uzasadnienia będzie wynikało, że sąd nie rozpoznał istoty sprawy. Niejasne uzasadnienie, niepozwalające na ustalenie dlaczego sąd orzekł tak jak orzekł (a takiej sytuacji dotyczy orzeczenie SN), nie daje podstaw do uznania takiego zarzutu za zasadny.
Skarga kasacyjna? Ktoś o tym wspominał? Myślałam, że chodzi o rozpoznawanie zażalenia przez SO... Nie?
Ps. Ale ja w sumie głupia jestem, skoro tak mało zarabiam.
W zasadzie ten wątek tego dotyczy ... Pierwszy post jest o orzeczeniu SN.
Mea culpa. Skupiłam się na wypowiedzi doroty
"ubilexibi" napisał:
Absolutnie nie. Po pierwsze nierozpoznanie istoty sprawy jest zarzutem apelacyjnym, a nie podstawą skargi kasacyjnej.
"Vilgefortz" napisał:
Istota sprawy jest pojęciem odnoszącym się do meritum rozstrzygnięcia - por. 386 par. 1 kpc - dotyka więc - pośrednio co prawda - ale także kwestii materialnoprawnych.
Nie jest to imo zarzut ściśle formalny nawet w post. apelacyjnym - nie ma bowiem związku z samym sposobem prowadzenia postępowania przez sąd (zgodnie czy niezgodnie z kpc), ale z pominięciem jakiegoś aspektu merytorycznego orzeczenia.
Mnie kiedyś okręgowy uchylił podział majątku wspólnego z następującą argumentacją. Rolą sądu w postępowaniu o podział majątku jest właściwe podzielenie tego majątku. Sąd I instancji dokonał podziału w taki sposób, kótry nie znajduje uzasadnienia w oczach sądu okręgowego. Zatem sąd I instancji nie rozpoznał istoty sprawy (!). W ponownym postępowaniu sąd I instancji właściwie podzieli majątek (ale jak konkretnie, to już SO nie był łaskaw wskazać).
Nie muszę wspominać, że postępowanie dowodowe było przeprowadzone w 100%.
Niezłe, co?
Toteż ja wcale nie gloryfikuje "istoty ". Ta regulacja w praktyce w poważnym stopniu paraliżuje zasadę kontradyktoryjności procesu - zwłaszcza w sprawach kasacyjnych.
W poprzednich postach wyraziłem tylko swoje przypuszczenia co do motywów rozstrzygnięcia SN - które nota bene będzie pewnie w przyszłości powodem sporej ilości uchyłów na poziomie II instancji.
PZDRV
"ubilexibi" napisał:
Mnie kiedyś okręgowy uchylił podział majątku wspólnego z następującą argumentacją. Rolą sądu w postępowaniu o podział majątku jest właściwe podzielenie tego majątku. Sąd I instancji dokonał podziału w taki sposób, kótry nie znajduje uzasadnienia w oczach sądu okręgowego. Zatem sąd I instancji nie rozpoznał istoty sprawy (!). W ponownym postępowaniu sąd I instancji właściwie podzieli majątek (ale jak konkretnie, to już SO nie był łaskaw wskazać).
Nie muszę wspominać, że postępowanie dowodowe było przeprowadzone w 100%.
Niezłe, co?
Na temat "nierozpoznania istoty sprawy", to powinni "okręgowym" zrobić przymusowe szkolenia, a wizytatorzy przeprowadzać okresowe kontrole. Może to by coś zmieniło, bo wszystko można podciągnąć pod nierozpoznanie istoty sprawy, nawet jeżeli nie ma się wstydu i objawia się przez to totalną ignorancję
Święte słowa