Forum sędziów
Oto problem: przed zawarciem związku małżeńskiego ojciec mojej wnioskodawczyni stał się członkiem spółdzielni i uiścił wkład. Następnie wnioskodawczyni wychodzi za mąż. Po kilku latach - już w czasie związku małżeńskiego, bez jakichkolwiek umów majątkowych małżeńskich - czyli wspólność w 100%- ojciec mojej wnioskodawczyni przekazuje swoje członkostwo dla niej, w dokumentach spółdzielni nazywane jest to przepisaniem członkostwa. Wnioskodawczyni staje się w ten sposób członkiem spółdzielni z całym tego dobrodziejstwem inwentarza, w tym wkładem na książeczce mieszkaniowej. Pytanie : czy ta czynność to darowizna ojca na rzecz wnioskodawczyni, a co za tym idzie wkład i cała reszta to majątek odrębny, czy też cesja czyli umowa obligacyjna - dotykająca również drugiego małżonka. Oczywiście problem powstał dlatego, iż wnioskodawczyni dowodzi w podziale majątku, iż przyczyniła się do powstania lokatorskiego prawa w 95% a nawet w 100%, czyli jest to de facto jej majątek odrębny. Co wy na to bo ja na chwilę obecną chyba skłaniałbym się za cesją, której skutek dotyka również drugiego małżonka, przez co prawo lokatorskie jest objęte wspólnością. Oczywiście również druga strona twierdzi, że razem uzupełniali wkłady i inne takie tam... spółdzielcze różności
Po prostu zrzekł się członkostwa, wskazując przy tym osobę, której przekazuje zgromadzony wkład (no, w tym zakresie darowizna - OK), a którą to osobę spółdzielnia przyjęła, jak rozumiem, w poczet członków.
Pytanie istotne: czy w chwili darowizny wkładu był on juz zawinkulowany, czy nie.
W swojej praktyce przyznaję mieszkanie (prawo, wkład) tej osobie, dzięki której to mieszkanie w ogóle mają (czyli tu: żonie) - i to bez żadnego względu na dzieci, łzy, to, że pił, bił itd. Dzielę majątek, a nie kontynuuję rozwód. Potem: spłata: jeśli wkład był zawinkulowany - to równowartość całego wkładu uznaję za nakład. Jeśli zgromadzona była tylko część wkładu - to nakładem tylko proporcjonalnie ta część.
Co to znaczy "zawinkulowany"?
"tombialka" napisał:
Co to znaczy "zawinkulowany"?
Dobre pytanie!
Lenie jesteście Ja też nie wiedziałem ale od czego jest google
Ale nie powinnmo sie używac słów których nikt nie rozumie
"Johnson" napisał:
Lenie jesteście
E tam, nikt...
To mi tylko uświadomiło, jak STARYM sędzią już jestem... Ech...
Z wkładami za PRL-u (wygoooglujcie sobie, co to takiego PRL ) było tak:
zapisywał się obywatel do spółdzielni, żeby jego dziecko miało mieszkanie. I wpłacał co miesiąc jakąś tam kwotę na poczet wkładu (czyli przewidywanego kosztu budowy mieszkanie) - i te wpłaty były odnotowywane w książeczce oszczędznaia na to mieszkania, czyli w książeczce mieszkaniowej. No i wpłacał, wpłacał, potem rodziło mu się to dziecko, potem dorastało i obywatel "rzepisywał" na nie tę swoją książeczkę (to jest ten etap, o który było pytanie), i potem już to dziecko wpłacało, wpłacało - aż w końcu przestawało wpłacać, bo wpłaciło już tyle ile trzeba - czyli w tym momencie wkład się cały już uzbierał, czyli się zawinkulował. Potem jeszcze tylko czekało parę lat - i "dostawało" mieszkanie, to dorosłe dziecko znaczy się.
A dlaczego w pewnym momencie się wkład winkulował?
Ano dlatego, że obywatel nie mógł "dostać" (czyli kupić) mieszkania takiego, jakie chciał, tylko takie, jakie mu "rzysługiwało", a nie większe. Np. - obywatel był gospodarstwem jednoosobowym - to mógł mieć co najwyżej pokój z kuchnią, czyli M-2. Ale jak był nauczycielem albo milicjantem albo naukowcem od doktora wzwyż - to mu przysługiwał dodatkowy pokój, czyli w sumie 2 pokoje z kuchnią (M-3). A jak się potem ożenił i miał dziecko - to M-4 (na samą żonę dodatkowy pokój się nie należał, tylko na żonę z dzieckiem). Itd.
Czyli - jak juz wpłacił tyle, że uzbierało się na maksymalne przysługujące mu mieszkanie, a jeszcze nie nadeszła jego kolejka - to już więcej wpłacać nie mógł, i tylko czekał.
Oczywiście zawinkulowanie mogło nastąpić jeszcze przed przepisaniem książeczki na dziecko.
Jak będziecie mieli jeszcze jakieś pytania, to chętnie odpowiem
Po ile czereśnie?!
truskawki!!! o truskawki pytamy bardzo
Truskawki, truskawki... hmm... A może coś prostszego? Jakaś fumigacja akt? Albo onomatopeja? Albo inny ferszlus trzeba roztrajblować?
Było zawinkulowane w całości jeszcze przez ojca mojej wnioskodawczyni
A jak poznać, że było zawinkulowane??
W moim przypadku Spółdzielnia milczy jak zaklęta
Nie podają kwoty zwaloryzowanego wkładu, z akt członkowskich wynika, że przez 10 lat oczekiwania na mieszkanie (!) była wskazywana cały czas ta sama kwota,
A później piszą mi, że przydział nastąpił a wkład mieszkaniowy wynosił 10 razy więcej...., nie ma też żadnego dowodu (ani informacji) kiedy ten wkład został wpłacony (uzupełniony). Środki z książczki mieszkaniowej zostały przeniesione na spółdzielnię przed przydziałem, ale nikt nie był łaskaw wskazać jaka to była konkretnie kwota.
Zero sensu, albo gupi jestem.
Hakoss, przecież w aktach lokalowych musi byc karta finansowa przed przydziałem lokalu? Tam jest to napisane (tzn. nie wprost, ale wynika).
Może ta spółdzielnia prowadziła podwójne akta lokalowe: członkowskie i finansowe? Pamiętam kiedyś taki przypadek... Bez karty finansowej trudno będzie... Świadkowie? Hmm...
Jak nie udowodnią, to trzeba będzie chyba po prostu pojechać po domniemaniach z kriop - no bo w końcu datę przydziału chyba masz?
Zdecydowanie podobnie jak Joasia uważam, że konieczna jest dokumentacja finasowa, która powinna wynikać z akt lokalowych.
Jak nie ma to przykro mi ale do ustalenia nakładów stosuje już zwykłe reguły dowodowe i jak stwona nie wykaże nakładu do złotówki, a nie mam możliwości innego ich ustalenia to nici z ustalenia nakładu.
Mam akta członkowskie (kopie), zero dokumentacji finansowej... za to dziesiątki podań o przyśpieszenie itp. Nawet w piśmie do banku o przekazanie środków z książeczki nie określono ich wysokości. Nie wiem nawet na jakiej podstawie spółdzielnia wyliczyła wartość wkładu i wysokość spłaconego kredytu. Co do tej ostatniej kwestii sami napisali że nie wiedzą kiedy to było, ale w "latach dziewięćdziesiątych". Swoją drogą ciekawe skąd to wzięli...
Pewnie bym się tak bardzo tym nie zajmował, gdyby nie fakt zgłoszenia wniosku o ustalenie nierównych 0 -100 udziałów w majątku wspólnym. Babka podnosi, że sama uiściła wkład mieszkaniowy. Żeby było śmieszniej, to jest to jej drugi podział majątku w życiu, z pierwszym mężem rozstała się po nabyciu (przez niego) członkostwa w spółdzielni i zgromadzeniu wkładu 20.000 zł, w wyniku podziału wkład przypadł na jej rzecz ze spłatą 65.000 złotych. W tamtej sprawie Sąd zwrócił się do Spółdzielni o wysokość zwaloryzowanego wkładu (były to późne lata osiemdziesiąte) - spółdzielnia odpowiedziała, że to może podać tylko bank. A więc Sąd znowu zapytał spółdzielni a ile wynosi wkład do mieszkania, do którego pretendują małżonkowie, spółdzielanii odpowiedziała 130. 000 złotych. Ta suma była przyjęta jako podstawa ustalenia wartości majątku wspólnego (innych składników nie zgłoszono). W tamtych aktach brak jest informacji, że cały wkład został uzupełniony. :neutral:
I teraz babka dwa razy ma dostać po d....
Chyba nie było takiej zasady, że do kolejki po mieszkanie ustawiali się tylko ci z w pełni pokrytymi wkładami mieszkaniowymi. Było to warunkiem przydziału.
wniosku o ustalenie nierównych 0 -100 udziałów w majątku wspólnym. Babka podnosi, że sama uiściła wkład mieszkaniowy.
No, ale to akurat ma się nijak do nierównych udziałów. To jest tylko kwestia nakładu.
W tych aktach członkowskich razem z przydziałem nie masz takiej kartki, na której wpisali wysokość wkładu, kwotę wpłaty jednorazowej, kotę przelaną z książeczki i np. kwotę przelaną z zakładu pracy z pożyczki na mieszkanie? To jest właśnie ta karta finansowa. Odnosisz proporcjami wysokość wkładu i tego, co na książeczce, do obecnej wartości wkładu - i masz nakład.
Jak tej kartki nie ma - to szklanka zbita :sad: Nie ustalisz nakładu. Nie ma jak, m.zd.
Racja, co do książeczki to nakład,
nierówne udziały to co innego - zresztą jak rzadko byłby nawet podstawy ale nie ma więcej majątku...
Karty o treści - jak Wskazałaś, nie ma
Więc zbita,
cóż... :neutral:
Mam inny problem z zakresu spółdzielczego
Jednemu z małżonków przysługuje spółdzielcze własnościowei i jest członkiem. Chcą to przekształcić na odrębną własność ale do majątku wspólnego. Niektórzy uważają, że nie mogą bo to prawo żądania przekształcenia przysługuej tylko jednemu a wpis tutaj jest konstytutywny, więc dopiero potem mogą sobie przesunąć z majątku odrębnego do wspólnego. Ale czy nie można by uznać, że przesuwają w ten sposób do majątku wspólnego roszczenie o przekształcneie w odrębną własność a nadstępnie do przekształcenia dochodzi już do majątku wspólnego? Poza tym zawsze chyba można nabyć coś domajątku wspólnego np - małżokowie mogą oświadczyć, że pieniądze na zakup samochodu pochodzą z majątku odrębnego męża ale samochód nabywają do majątku wspólnego. Oczywiście nie mogę znaleźć żadneo orezcznictwa ani komentarzy na ten temat
A jaki problem mają ci małżonkowie aby rozszerzyć wspólność na to prawo- chociażby składając oświadczenie przed tym samym notariuszem. Volentieri non... Roszczenie do spółdzielni ma rzeczywiście tylko członek.
Kwestia pochodzenia prawa spółdzielczego wynika z faktu jego nabycia, a na poprzednim stanie prawnym również z tego czy przydział był w czasie trwania małżeństwa, w celu zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych rodziny. Samo więc oświadczenie o pochodzeniu środków na nabycie tego prawa uznałbym za niewystarczające.
Myślę, że jak spółdzielnia nie chce przenieść na obu małżonków, to z wymienionych powodów, nie zmusi się jej do tego. W tym przypadku - zdaje się - nabycie przez nieczłonka spółdzielni prawa byłby nabyciem pod tytułem darmym.
Wpis jest konstytutywny - bo to wynika z art. 7 ust. 2 ustawy o własności lokali:
2. Umowa o ustanowieniu odrębnej własności lokalu powinna być dokonana w formie aktu notarialnego; do powstania tej własności niezbędny jest wpis do księgi wieczystej.
Dobry wieczór Panie i Panowie Sędziowie!
Potrzebuję Waszej pomocy w sprawie, której jestem stroną. (Jeśli administrator przesunie mój wątek do działu Help for student nie obrażę się…) 🙏🏻
Sprawa rzecz jasna cywilna.
Otrzymałem wyrok pierwszej instancji, mój „rofesjonalny pełnomocnik” nie spisał się. Jestem z niego niezadowolony i chcę mu cofnąć pełnomocnictwo, zabrać dokumenty i pójść dwie ulice dalej do innej kancelarii, ale nagli mnie termin na odwołanie. Nie chcę oczywiście, aby je pisał mój dotychczasowy pełnomocnik.
Jak wygląda zatem procedura zmiany pełnomocnika. Nowy adwokat musi w końcu zapoznać się z kilkoma tomami akt, a na to potrzeba czasu - czas na odwołanie biegnie…
Wiem, że termin na odwołanie jest określony w ustawie. Czy sąd w takim wypadku (zmiana pełnomocnika, który musi zapoznać się z aktami) może go wydłużyć? Jeśli tak, to o ile?
sorrki ale porad prawnych nie udzielamy ❌
Po poradę prawną pójdę do nowego adwokata w poniedziałek, ale od Was chciałem się dowiedzieć czego mogę się spodziewać.
Co do porad prawnych. Gdybyście ich udzielali to na pewno zarobilibyście więcej niż w sądzie.
Pozdrawiam.
co innego pomoc w rozwiązywaniu kazusów na poziomie akademickim, co innego pomoc w konkretnej sprawie.