Mam kilka spraw na ukończeniu dotyczących złamań w wyniku poslizgnięcia na przejściach dla pieszych zimą 2010 r. kiedy to występowały duże opady śniegu. Pozwani - Gminy, ubezpieczyciele bronią się zachowaniem wymogów określonych standardami zimowymi utrzymania dróg, nawet przedstawiają swoje wyciągi z tamtych okresów, że tego dnia gdy doszło do wypadku odśnieżali ze dwa razy i posypywali. Problem w tym, że powodowie, ich świadkowie twierdzą, że przejścia były oblodzone, nie widać było śladów piasku ani soli. Niektórzy twierdzą, że widzieli piaskarkę, ale posypywania było mało jak na takie oblodzenia przejścia. Mam problem z podjęciem decyzji czy zasądzać czy oddalać. Wiadomo że tamta zima była wyjątkowo ciężka i praktycznie zupełna likwidacja śliskości nie była możliwa, ale z drugiej strony, szczegolnie na przejściach dla pieszych gdzie dochodziło do upadków może należało stawiać wyższe wymagania i wymagać częstszego posypywania. Macie takie sprawy? Jak orzekacie?
Jak mawiał klasyk - jak jest zima to musi być zimno, pani kierowniczko ... tzn. ślisko
Ja zasądziłam; po uzasadnieniu apelacji nie wniesiono.
w sytuacjach, gdy wiecej przesłanek przemawia za odpowiedzialnoscią (choć przeciwny pogląd też dałby się obronić) zawsze można ograniczyć rozprawę do zagadnienia wstępnego - zasady odpowiedzialności pozwanego, wydać wyrok wstępny i poczekać aż się uprawomocni. najbezpieczniej.
to czy było ślisko, czy nie, to jedna sprawa, a inna - jak było zorganizowane odśnieżanie. jeżeli stróż miał do odśnieżenia 30 m, dostępny piasek, wychodził o 6 rano, a potem regularnie, to trudno pozwanemu coś zarzucić. natomiast jak śnieg spadł w nocy, a pozwany wysyłał pracownika o 15 to raczej tak.