Epilog Stawiskiady - relacja z procesu
Rola przewodniczącego w procesie karnym we Francji odbiega od tejże roli w innych krajach, gdyż francuski przewód sadowy odznacza się wyjątkowym liberalizmem, szczególnie w sprawach z przysięgłymi; przedewszystkiem przewodniczący musi dobrze zapoznać się z sylwetkami oskarżonych, ażeby przedstawić je przysięgłym: pozatem musi posiadać dużą przytomność umysłu, wyjątkową cierpliwość, poczucie taktu i t. d. Te zalety stają się niezbędne szczególnie w większych procesach, gdzie oskarżeni odwołują się aż do ... Francji i bronią się, oskarżając.
Głos Sądownictwa 1936, R 8, Nr 3
Proces-monstre, poświęcony sprawie, która, według słów oskarżyciela publicznego, omal nie wywołała wojny domowej we Francji - został skończony. Dwudziestu oskarżonych, pochodzących przeważnie ze świata politycznego i dziennikarskiego, z piękną Arletta Stawisską żoną nie żyjącego "wielkiego kombinatora" na czele, w towarzystwie czterdziestu obrońców, najlepszych przedstawicieli palestry francuskiej, w przeciągu przeszło dwóch miesięcy ściągało uwagę całego świata. Powiększony komplet sędziowski - pięciu sędziów - pod kierownictwem wytrawnego przewodniczącego, prezesa Barnauda oraz trzech prokuratorów z generalnym prokuratorem na czele, dwóch sekretarzy i 18 przysięgłych w dniu 4 listopada r. ub. rozpoczął w wielkiej, zatłoczonej po brzegi sali Pałacu Sprawiedliwości ten historyczny proces.
Temperament francuski połączony z wysoką kulturą oraz wyjątkowa tolerancja, którą wykazują sędziowie francuscy, sprawiły, że proces ten, obfitujący w wysoce dramatyczne momenty, nie zatracił umiaru nie bacząc na swe wysokie napięcie. Oskarżeni i obrona bez ogródek zarzucali prokuraturze "uleganie wpływom, tuszowanie spraw", na co prokuratorzy nie mniej energicznie reagowali.
W pierwszych dniach procesu w toku przesłuchiwania oskarżonych ukazał się na sali cień tragicznie zmarłego sędziego Prince'a , któremu obrońca oskarżonego zarzucał wstrzymanie procesów Stawisskiego. Doszło do tego, że inny obrońca krzyknął, że oskarżonych sądzą dlatego, że Państwo nie chciało ponosić odpowiedzialności za swoje winy, nie chciało zapłacić za wszystkie oszustwa aferzysty. O tych oszustwach sędziowie przysięgli nie dowiedzieli się bezpośrednio, gdyż za zgodą stron i z braku ich protestu akt oskarżenia, zawierający około 1200 stron druku, nie był odczytywany i jedynie ogłoszone zostały wyjątki. Nie bacząc na śmieć Stawisskiego, był on centralną figurą procesu i jego sylwetka zarysowała się bardzo wyraźnie.
Urodzony w 1886 roku w Kijowie, jeszcze jako chłopiec emigruje on wraz z rodzicami do Francji, otrzymuje obywatelstwo francuskie i już w 1917 r. poraz pierwszy styka się ze sprawiedliwością francuską w dosyć ciemnej sprawie banku Amouroux. W cztery lata później inna sprawa - kradzież klejnotów na szkodę leciwej kochanki - zaprowadza go na ławę oskarżonych. W 1923 roku aż trzy "operacje"; we wszystkich tych sprawach "monsieur Alexandre" zostaje uniewinniony. W tym czasie Stawisski znajduje już oparcie w sferach politycznych i po osadzeniu go w więzieniu za nowe oszustwa, po odsiedzeniu 17 miesięcy w areszcie prewencyjnym, zostaje wypuszczony na wolność za kaucją, a rozprawa sądowa w jego sprawie ulega odroczeniu aż… 19 razy, dzięki "wpływom" w ministerstwie sprawiedliwości.
Opierając się na tych wpływach, Stawisski wciąga do swych kombinacyj zarządy miast Orleanu i Bayonny i z oszukańczych operacyj uzyskuje sumę ... 250 miljonów franków. Stawisski nie poprzestaje na tem i w międzyczasie planuje nową olbrzymią kombinację z "bonami kombatantów węgierskich", która miała mu przynieść miljard franków, lecz w tym czasie powinęła mu się noga; wszystkie jego intrygi i przekupstwa wyszły na jaw, spowodowały wyjątkowo solidarny odruch społeczeństwa francuskiego, które nie pozwoliło na jakikolwiek kompromis w tej sprawie, w wyniku czego nastąpiła śmierć Stawisskiego.
Wszystkich tych informacyj przysięgli dowiadują się z ust przewodniczącego sądu, prezesa Barnaud'a, który łączy w sobie zdolności wytrawnego prawnika z talentami literata i krasomówcy.
Rola przewodniczącego w procesie karnym we Francji odbiega od tejże roli w innych krajach, gdyż francuski przewód sadowy odznacza się wyjątkowym liberalizmem, szczególnie w sprawach z przysięgłymi; przedewszystkiem przewodniczący musi dobrze zapoznać się z sylwetkami oskarżonych, ażeby przedstawić je przysięgłym: pozatem musi posiadać dużą przytomność umysłu, wyjątkową cierpliwość, poczucie taktu i t. d. Te zalety stają się niezbędne szczególnie w większych procesach, gdzie oskarżeni odwołują się aż do ... Francji i bronią się, oskarżając.
W sprawie Stawisskiego „najgrubsza ryba”, oskarżony Garat, burmistrz m. Bayonny, eleganckiego uzdrowiska a jednocześnie przez lat dwadzieścia deputowany Parlamentu, składając na rozprawie w ciągu trzech dni swe wyjaśnienia, wygłaszał przy każdem pytaniu przewodniczącego dłuższe oracje, zaczynające się od słów: "Citoyens"... Obywatele!... Gdy w końcu swych wyjaśnień zauważył on objawy zniecierpliwienia u przewodniczącego, wprost zwrócił się do prezesa Barnaud'a z wymówką: „zdaje się, że pan zdradza zniecierpliwienie?” i po zaprzeczeniu przewodniczącego oznajmił, że chce i ma prawo wypowiedzieć cal prawdy, gdyż jest to podstawowe prawo demokracji i obrona nie może być w tym względzie ograniczona, w końcu zaś zawołał: „przedewszystkiem sądy nie spełniły swoich obowiązków”, co nie przeszkadzało prezesowi Barnaud coraz mocniej ściskać go kleszczami poszlak.
Przewodniczący w toku procesu dąży nie tylko do zobrazowania sylwetek oskarżonych, lecz i do określenia ich ciężaru gatunkowego w sprawie, nie krępując się przytem wyrazami; „vous êtes un misérable, monsieur” powiedział prezes Barnaud jednemu z oskarżonych; nie zawsze jednak spotyka się to z milczeniem; oskarżony Hayotte, „prawa ręka” Stawisskiego, na zarzuty przewodniczącego, że sposób wykonywania przezeń obowiązków był co najmniej nieprawidłowy, odciął się, że gdyby wszyscy postępowali prawidłowo, nikt nie siedziałby nigdy na ławie oskarżonych. P. Barnaud wykazał wyjątkową wprost cierpliwość; jeden raz tytko przywołał oskarżonego do porządku, gdy Paul Levy, były redaktor gazety, wydawanej przez Stawisskiego, w uniesieniu krzyknął pod adresem byłego ministra sprawiedliwości Cherona, że gotów jest go zabić i dodał, że wolałby siedzieć na ławie oskarżonych pod zarzutem zabójstwa, niż za ukrycie kradzionych pieniędzy.
Nawet w wypadku, gdy jeden z adwokatów, zarzucając władzom sądowym fakt posiadania już w 1929 roku wiadomości o występnej działalności Stawisskiego i niereagowania na to, użył pod ich adresem słów „karygodne niedbalstwo” a w obronie sądu wystąpił w dość ostry sposób prokurator, przewodniczący starał się tylko opanować hałas, który powstał na sali, co udało mu się wreszcie przy pomocy jedynie skutecznego środka - ogłoszenia przerwy, której widomą oznaką było włożenie przezeń biretu sędziowskiego na głową.
W tych to okolicznościach obrazował prezes Barnaud rolę każdego z oskarżonych, między którymi figurują posłowie, adwokaci, redaktorzy pism i wreszcie sekretarz aferzysty, Romagnino. Nieco na uboczu znajduje się jedyna kobieca postać w tej sprawie - Arletta Simon, żona Stawisskiego, 32-letnia premjowana piękność, która przed dziesięciu laty, będąc „żywym manekinem” w atelier mód, poznała przypadkowo już „notowanego” podówczas Stawisskiego, dzięki któremu spędziła kilka lat w atmosferze bezprzykładnie rozrzutnego życia oraz kilkanaście miesięcy w więzieniu.
Prokuratura łagodnie potraktowała oskarżoną, która zachowywała się w toku procesu według klasycznych wzorów francuskich, urządzając sceny omdlenia, histerji i nie zapominając codziennie wysyłać sprawozdania z procesu do angielskiego koncernu prasowego z którym zawarła odpowiednią umowę.
Oskarżeni podzieleni byli na trzy grupy: pierwsza i druga - wspólnicy oszukańczych operacyj w lombardach Orleanu i Bayonny, trzecia - osoby, które dopomogły Stawisskiemu ukrywać te oszustwa. Ciekawym momentem procesu było ustalenie, że t. zw. policja sądowa, podporządkowana we Francji prefektom i prokuraturze, już w 1931 roku sporządziła dokładny memoriał, malujący wyraźnie oblicze Stawisskiego, memorjał ten złożony został następnie kierownikowi finansowej sekcji prokuratury – tragicznie zmarłemu Prince'owi, lecz pozostał bez biegu, gdyż Prince, według zeznań jednego ze świadków, „znajdował się w niewoli tak silnych wpływów, że nie mógł z niemi walczyć”.
W toku przesłuchiwania przeszło 200 świadków, między którymi byli przedstawiciele ministerstwa sprawiedliwości i prokuratury naczelnej, wyjaśnił się stosunek tych organów do sprawy Stawisskiego. Udowodnione zostało, że departament spraw karnych ministerstwa sprawiedliwości w czasie od 1929 do 1933 roku był dokładnie poinformowany o działalności Stawisskiego i mimo to nie reagował na nią. Ówczesny naczelnik departamentu Rataux oświadczył (przy krzykach z ław obrończych), że ministerstwo sprawiedliwości „patrzy na przestępstwa oczyma prokuratora generalnego i skoro prokurator ten nic nie widzi, nie widzi też i ministerstwo; wogóle Stawisskiego nie można było ruszyć bez narażenia na szwank reputacji bardzo szanownych osobistości”. Przy dalszem przesłuchiwaniu tego świadka wyjaśnia się, że zmarły Prince umorzył w 1929 roku jedną ze spraw, w której brał udział Stawisski, na mocy telefonicznych wskazówek ministerstwa.
Ciekawym momentem było zeznanie obecnego zastępcy Prokuratora Republiki p. Brusain'a, który w czasie zastępowania Prince' a w 1931 roku ujawnił umorzenie w 1929 roku sprawy Stawisskiego i wznowił ją, co nie przeszkodziło ponownemu jej utknięciu w instancjach ministerialnych, przyczem komisarz policyjny, który prowadził dochodzenie, otrzymał z ministerstwa sprawiedliwości upomnienie za „nieostrożne postępowanie w stosunku do towarzystwa akcyjnego, w którego zarządzie znajdują się kawalerowie Legji Honorowej”. Z drugiej strony prokurator republiki Pressard, obecnie nie żyjący szwagier ówczesnego prezesa rady ministrów Chautemps, gdy w 1931 roku zostało wszczęte przeciwko Stawisskiemu śledztwo wstępne, dwukrotnie wzywał do siebie prowadzącego śledztwo wstępne sędziego Gilard'a, oświadczając mu, że w tej sprawie interweniuje pewien wpływowy poseł i były minister, radził Gilard'owi „być ostrożnym”. Pytanie Gilard'a, co to ma znaczyć i czy to może mieć wpływ na jego karjerę, pozostało bez odpowiedzi. Prokurator Pressard, który udzielał wskazówek Prince'owi, jak się okazało, otrzymał je od prokuratora generalnego, który uprzednio „konferował z ministrem sprawiedliwości”.
Z zaciekawieniem oczekiwano zeznań p. Chautemps, ówczesnego prezesa rady ministrów i ministra spraw wewnętrznych. Chautemps przyznał, że Stawisski "miał plecy" w pięciu ministerstwach, lecz wskazał na ministerstwo sprawiedliwości jako na twierdzę, za którą Stawisski czuł się bezpieczny i na swoje usprawiedliwienie powiedział : „któż to jest minister spraw wewnętrznych? Kieruje on olbrzymią administracją, obserwuje wahania polityczne w kraju i czyż może śledzić poszczególne jednostki?” Minister oświadczył, że proces nie wykazał, ażeby w administracji francuskiej znaleźli się łapownicy lub urzędnicy nieuczciwi i twierdził, że dwie przyczyny spowodowały możliwość oszustw Stawisskiego: pierwsza - to powódź „papierków”, jaką zalana jest Francja, a druga - zbyt łatwe korzenie się powojennego społeczeństwa francuskiego przed bogactwem i zbyt szerokie otwieranie drzwi przed ludźmi bogatymi. Konieczna jest głęboka reforma metod administracyjnych i obyczajów społecznych.
Z pośród przemówień stron najciekawsza była mowa prokuratora generalnego, Fernanda Roux, który w przeciągu lat ostatnich tylko raz jeden zasiadł na fotelu oskarżycielskim - w sprawie Gorgulowa, zabójcy Prezydenta Francji. Prokurator Roux miał odpierać zarzuty, których nie szczędziła obrona i oskarżenie pod adresem organów wymiaru sprawiedliwości. Przy wypełnionej po brzegi sali, w atmosferze ogólnego napięcia prokurator oświadczył, że gotów jest i uroczyście zobowiązuje się wszcząć postępowanie przeciwko każdemu współwinnemu w niniejszej sprawie, lecz nie może budować gmachu oskarżenia na niewyraźnych poszlakach.
Organa sprawiedliwości francuskiej można oskarżać jedynie chyba o „brak uporu, niezdecydowanie, niedoświadczenie służbowe”, lecz nie to wszystko stworzyło aferę Stawisskiego. Prokurator widzi głównych winowajców w osobach posła Garat'a, dyrektora lombardu Guebin'a, redaktora Dubarry, dzięki którym „polała się krew na ulicach Paryża”. Ostra krytyka oskarżonego Garata wywołuje z jego strony szereg uwag i wreszcie okrzyk pod adresem prokuratury: „oskarżajcie sami siebie”!
Przemówienia obrońców rozpoczęły się już w nowym roku, przyczem przewodniczący zwrócił się do adwokatów z prośbą o „streszczanie się w celu odzyskania utraconego czasu”. Wezwanie poskutkowało. Sensację wywołuje przemówienie obrończe jednego z przyjaciół Stawisskiego, adwokata Berthon'a, który między innemi oblicza czas - przeszło 100 godzin - potrzebny na sporządzenie przez przysięgłych odpowiedzi na 2000 pytań i to... bez zachowania obowiązującego we Francji 8 godzinnego dnia pracy.
Przysięgli, pochodzący przeważnie ze sfer mieszczańskich i przemysłowych, stanowili przedmiot szczególnej opieki ze strony organów sprawiedliwości francuskiej, posuniętej nawet do częstowania ich gorącym grogiem w obawie przed grypą; na prośbę przysięgłych znacznie podwyższono ich diety, wynoszące 12 fr. 50 cnt dziennie. Było to zrozumiałe: wszak jedna tylko ekspertyza jubilerska kosztowała 84.000 fr, sam zaś proces - miljony franków.
Uniewinniając połowę oskarżonych a między innemi redaktora Dubarry, dwóch adwokatów, dziennikarzy, sekretarza Stawisskiego i piękną - Arlettą, przysięgli poszli za głosem jednego z oskarżycieli publicznych, który oświadczył, że muszą oni bezstronnie wymierzyć sprawiedliwość, żeby Francja mogła „kroczyć ku lepszym czasom”.
Roman Sakowicz