O dokonywaniu w sądach zdjęć fotograficznych
Pytam się, co uprawnia sąd do wpuszczania fotografa na salę sadową w celach nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości nie mających? O wywołanie sensacji nie chodzi chyba ani przedstawicielom magistratury, ani przedstawicielom palestry, co zaś do oskarżonych, to rozpowszechnianie ich podobizny otacza ich aureolą bohaterstwa w oczach pospólstwa.
"Oskarżeni proszą obecnego na sali sądowej fotografa, aby zdjęcia ich doręczył rodzinom, liczą się więc z najgorszą ewentualnością” (Dziennik Kujawski z dn. 1 października 1933)
Głos Sądownictwa,1933, R. 5, nr 12
Uważam za konieczne poruszyć jeszcze raz omawianą, już w "Głosie Sądownictwa" sprawę dokonywania w sądach zdjęć fotograficznych.
Przed sądem doraźnym w Inowrocławiu stanęło w dn. 28 września r. b. 3-ch bandytów oskarżonych o najście zbrojne. Sąd skazał ich na karę śmierci i wyrok uprawomocnił się w stosunku do dwuch, trzeci został ułaskawiony.
Korzystając z pobytu w Inowrocławiu, wstąpiłem do sądu i odrazu zwróciła moją uwagę okoliczność, iż na jeszcze pustej ławie, przeznaczonej dla świadków, usadowił się fotograf ze statywem, sterczącym nad głowami publiczności, nastawiając aparat to na sędziów, to na adwokatów, to na oskarżonych. Wydało mi się, iż jestem nie w sądzie, mającym orzec o życiu lub śmierci, ale w jakiejś wytwórni kinematograficznej, nakręcającej urywek farsy amerykańskiej, a tego wrażenia nie mogła osłabić tocząca się z całą powagą rozprawa sądowa. W czasie przerwy w sądzie nie byłem; musiały i wtedy dziać się dziwne rzeczy, skoro doszło do porozumiewania się fotografa z oskarżonymi.
Jest rzeczą, niestety wiadomą, iż sala sądowa stała się w ostatnich czasach areną dla popisów fotograficznych w procesach sensacyjnych, np. w znanej głośnej sprawie, gdy dokonywano zdjęć w różnych pozach sędziów, adwokatów, świadków i oskarżonej, przyczem fotograf podążał za nimi jak cień także na wizjach lokalnych; budziło to niesmak, ale tylko teraz, gdy byłem naocznym świadkiem takich operacyj, mogłem z całą świadomością zdać sobie sprawę, jak ubliżają powadze sądowej dokonywane podczas sądzenia manipulacje fotograficzne.
Nie dość, że się rozprasza uwagę sędziów adwokatów, bo w chwili skierowania objektywu na upatrzoną osobę ta mimowoli stara się by zdjęcie dobrze wypadło, nie dość, iż oskarżony pozuje na bohatera lub robi nadludzkie wysiłki, by uniknąć natrętnego intruza, ale i publiczność zabawia się fortelami fotografa, by we właściwem czasie i we właściwem oświetleniu ten lub inny szczegół rozprawy utrwalić.
Pytam się, dlaczego właściwie to się wszystko dzieje i co uprawnia sąd do wpuszczania fotografa na salę sadową w celach nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości nie mających?
O wywołanie sensacji nie chodzi chyba ani przedstawicielom magistratury, ani przedstawicielom palestry, co zaś do oskarżonych, to rozpowszechnianie ich podobizny otacza ich aureolą bohaterstwa w oczach pospólstwa, a z pospólstwa składa się publiczność upatrzona przez "Tajny Detektyw", pismo niewiadomo dlaczego jeszcze tolerowane (chłopiec, który w sprawie hajnowieckiej zabił człowieka "dla próby", należał do organizacji, u której znaleziono komplety tego "pisma", ojciec jednego ze skazanych w sprawie inowrocławskiej zarzucał synowi przed śmiercią, iż go zgubił "Tajny Detektyw", pismo to było ulubioną lekturą sprawców krwawego mordu w Krakowie Maliszów).
Zresztą co do oskarżonych, to czy się ich pyta o zgodę na zdjęcie? A przecież są i tacy, którzy w chwili sądzenia pragnęliby się ukryć jak najdalej i nie trzeba się dziwić skazanemu w Warszawie w dniu 11 października r. b. J-mu, który opuszczając salę sadu grodzkiego, krzykną do fotografa: ,,Proszę nie fotografować, bo będę bił", i strzaskał aparat, gdy fotograf mimo to dokonał zdjęcia i uciekał.
Wiec na pytanie: cui bono to się wszystko dzieje - jedna chyba wypadnie odpowiedz: dla dania możności zarobkowania fotografom, zasilającym "Tajny Detektyw" lub z własnej ręki handlującym salą sądowym.
W omawianym wypadku już w dniu egzekucji wystawione zostały, ściągając tłumy publiczności, w jednym ze sklepików odbitki sędziów, adwokatów i oskarżonych, a nawet podwórka więziennego, na którym miała się odbyć egzekucja; na szczęście do zdjęcia samej egzekucji nie dopuszczono. Wprawdzie same odbitki z powodu wysokiej ceny nie znajdowały nabywców, ale z wyrazu twarzy widzów, z ich zdań urywkowych wcale nie wypadało, by owe odbitki wzbudzały w nich wstręt do zbrodni.
Gospodarzem rozprawy sądowej jest oczywiście jej przewodniczący. Wobec jednak różnicy zdań przewodniczących co do dopuszczania na salę sądową fotografów byłoby rzeczą nader wskazaną wydanie okólnika, stanowczo zabraniającego fotografom wstępu na salę sądową.
Konrad Berezowski
Od Redakcji: pisownia oryginalna