Środa, 24 kwietnia 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5903
Środa, 24 kwietnia 2024
2019-08-20

Rachunek sędziowskiego sumienia

Podobnie jak w życiu indywidualnym, tak i w życiu każdej zbiorowości niezbędnym jest od czasu do czasu wniknąć w siebie w głąb, dokonać należytego z sobą obliczenia, uczynić szczery, prawdziwy, dokładny, generalny rachunek sumienia. Obowiązek ten ciąży na każdym, na każdej organizacji, a w stopniu może jeszcze wyższym na nas, na sądownictwie, które powołane jest do wysokiej funkcji wymiaru sprawiedliwości.
Należy ujawnić a następnie poddać zasadniczemu omówieniu nasze społecznozawodowe grzechy, nasze niedomagania, braki, bolączki, takie zwykłe, szare, codzienne. Wymienianie ich, powtarzanie wydać się może czymś nudnym, banalnym. Cóż jednak robić? Są rzeczy, które trzeba często, stale może - powtarzać, wbijać w naszą pamięć, w nasze umysły i serca.

Głos Sądownictwa 1938, Rok 10, Nr 1

A więc - rachunek sumienia … Nie ma w tym względzie nic gorszego, niż samochwalstwo, wchodzenie na koturny, zachłystywanie się pięknymi frazesami, zasypianie na rzeczywistych czy rzekomych laurach; nie ma z drugiej strony rzeczy więcej pożytecznej, niż - spokojny, rozważny, nie wpadający jednak w ostateczność - samokrytycyzm.

Jakże przede wszystkim przedstawia się sprawa najważniejsza, sprawa naszej etyki indywidualnej i zawodowej? Chodzi tu przecie w pierwszym rzędzie o uspołecznionego sędziego, o porządnego w całym znaczeniu tego słowa, ideowego człowieka - obywatela.

Opinia społeczeństwa? Rzecz to dość mglista i nieuchwytna, a pierwiastkiem osobistym, subiektywnym niejednokrotnie zabarwiona. Utożsamianie sądownictwa z licznymi wadliwościami ustrojowymi i kodeksowymi naszego wymiaru sprawiedliwości mąci częstokroć prawdziwość poglądów w tym względzie ze strony szerokich sfer społecznych.

My sami - o sobie? Wszak ludźmi tylko jesteśmy, ludźmi z krwi i kości, słabymi niejednokrotnie dla siebie i innych, zbyt może pobłażliwymi dla swego koleżeńskiego grona, tolerancyjnymi - wobec złych nałogów, nawyknień, które tak łatwo przeobrazić się mogą w poważne nieraz niedomagania.

O naszych przewinieniach służbowych, o uchybieniu godności urzędu powiedzieć mogą wyroki sądów dyscyplinarnych. Trzeba tu podkreślić, że poza sprawami drobniejszymi, które utykają w pierwszej instancji, dochodzi do Wyższego Sądu Dyscyplinarnego spraw poważniejszych, z surowszymi względnie sankcjami – nie więcej niż parę dziesiątków rocznie. Nie jest to zbyt wiele, jak na całą naszą przeszło trzechtysięczną gromadę, za dużo jednak, stanowczo za dużo i o tę właśnie niewielką ilość, gdy patrzeć na te rzeczy z idealnego punktu widzenia.

Sędzia, prokurator, szczególnie w małych ośrodkach prawniczych, znajdując się stale na widowni życia miejscowego, musi zwracać specjalną uwagę nie tylko na swe własne postępowanie, ale nawet na jego pozory, musi czuwać nad zachowaniem się swej rodziny, swego najbliższego otoczenia.
Pomiędzy jego czynem a słowem nie mogą zachodzić nigdy żadne rozbieżności. Nie może on właściwie posiadać życia ściśle prywatnego, współobywatele bowiem widzą w nim zawsze tylko urzędowego reprezentanta Temidy.

Jeżeli chodzi o nasze urzędowe obowiązki sędziowskie, to zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że dalecy jesteśmy jeszcze od doskonałości. Mówi o tym ilość zmienianych, korygowanych, uchylanych przez wyższe instancje naszych wyroków, mówią - protokóły lustracji wizytacyjnych, opinie administracyjno-sądowych władz nadzorczych.

W pierwszym rzędzie idzie tu o kręgosłup sądownictwa, o jego podstawy, o sędziów pierwszej instancji, o których treściwie prof. J. Makarewicz powiedział, że muszą to być ludzie „o szerokich horyzontach i zupełnej niezawisłości”. Powinni się oni, bez wątpienia, pod każdym względem doskonalić. Ale nie oni tylko jedni. „Kto nie chce skostnieć, zesztywnieć w rutynie - mówił Minister Sprawiedliwości W. Grabowski przy zamknięciu Kursu Kryminalistyczno-Kryminologicznego dla sędziów śledczych - ten musi uczyć się, chociażby osiągnął najwyższe szczeble kariery”. „Nie wolno nam - kontynuował Minister - spoczywać w pracy nad wytworzeniem typu sędziego, świadomego swych zadań, sędziego z charakterem, sędziego prostolinijnego i bezkompromisowego, a w pełni niezawisłego”.

Wszyscy sędziowie piszemy się całkowicie na te słowa. Przyznajemy szczerze, że szara nasza polska rzeczywistość sądowa odbiega jeszcze dość daleko od wysokich w tym względzie, niespornych, idealistycznych postulatów.

Posiadamy jednak na swe częściowe chociaż usprawiedliwienie okoliczności, rozgrzeszające nas w pewnym stopniu przy czynieniu sędziowskiego rachunku sumienia. Mam tu na myśli w pierwszym rzędzie przeciążenie sędziów pracą, szczególnie sędziów niższych instancji sądowych. Zdajemy sobie doskonale sprawę z rzeczywistego stanu rzeczy. O tym się ciągle mówi, o tym się pisze na łamach prasy prawniczej. „Sędziowie są stale przepracowani - kreśli nam jeden z naszych prowincjonalnych korespondentów (Gł. Sąd. nr 10/37) - i brak im po prostu czasu na czynności uboczne, podstawowe jednak dla ich zawodu, jak śledzenie za literaturą fachową, jak poznawanie objawów życia ludzkiego”.
„I czy - zapytuje następnie tenże sędzia - istnieje w naszych warunkach możliwość wymierzania sprawiedliwości w całym znaczeniu tego słowa i czy ten wymiar jest dla każdego dostępny? Istnieją sprawy wielkie, do których zbliża się Temida z całym namaszczeniem i sprawy te są rozpoznawane najdokładniej.

Lecz istnieją tysiące spraw tzw. drobnych, które przewalają się dziesiątkami przez stół sędziowski, na które nie ma dość czasu, aby zbadać je należycie. I nic dziwnego, że przy nawale spraw im szybciej sędzia „młóci” sprawy, im sprawniej zamyka usta zbyt wymownym stronom, im częściej chwyta się zbyt powierzchownych koncepcji, tym uważa się za sprawniejszego”. A inny sędzia, z innej dzielnicy (Gł. Sąd. nr 6/37), tak wymownie w tym samym względzie maluje stosunki w sądownictwie: „nie mają czasu sędziowie na utrzymywanie kontaktu ze światem, literaturą, wartościową prasą, wiecznie zmęczeni, zgorzkniali, pochłonięci szarzyzną prowincjonalnego życia, gnębieni obliczonymi na ilość statystycznymi zestawieniami wyników ich pracy, niewrażliwi na jej treść i istotę. Nie widzą nic innego prócz sporów i przestępstw. Nie mają możności sięgnięcia w istotę rozstrzyganych procesów. Szablon urzędowy zabija w nich wartość pracy”.

A druga okoliczność łagodząca, okoliczność, mogąca częstokroć powodować aż nadzwyczajne złagodzenie kary - to ciężkie warunki finansowe. O tym nie mówimy tyle, ile by może mówić należało a to z obawy o posądzenie nas o zbyt materialistyczne do życia nastawienie. Idzie tu przede wszystkim o obarczonych rodziną sędziów niższych instancji, a więc z niższym również uposażeniem. „Sędziowie, utrzymujący rodzinę, a zwłaszcza dzieci w szkołach - tak pisze jeden z naszych kolegów - liczą się dosłownie z każdą złotówką, odmawiając sobie rzeczy najniezbędniejszych; upada zainteresowanie czytelnictwem, teatrem, nawet kinem; zanika życie towarzyskie...”.

Sprawa uposażeń sądowniczych stała się swego rodzaju legendarnym „wężem morskim”. Tyle się o niej stale mówiło przy debatach budżetowych w ciałach ustawodawczych - w Sejmie i Senacie dawnego składu, tak samo i obecnego.
Mówiło się o tym w latach złej, lepszej i najlepszej koniunktury, w okresie, kiedy nadwyżki budżetowe wynosiły setki milionów złotych; zgłaszano odpowiednie rezolucje - i wszystko to nie dało żadnego absolutnie realnego wyniku.

Do dawnych braków przyłączyły się następnie nowe - zasadnicze wadliwości obecnie obowiązującej ustawy uposażeniowej, z całkowitą jej dowolnością, godzącą w zasadę niezawisłości sędziego, uzależnionego materialnie od władz przełożonych.

„Nieustanna walka o byt - powiedział w Sejmie Minister Grabowski - stałe prywacje w najskromniejszych nawet potrzebach, nawał pracy, wielka odpowiedzialność - oto los dzisiejszego sędziego i prokuratora. Są oni mocni duchem i ideą, pracują wydatnie i bez załamań, ale nie można wymagać od nich stałej ofiarności i bohaterstwa”.
Dalszą okolicznością, powodującą depresję wśród sądownictwa, są wady naszej ustawy ustrojowej - w dziedzinie nominacyjnej, awansowej, w szczególności zaś w przedmiocie możności zwalniania ze służby sędziowskiej na podstawie znanego przepisu art. 110 lit. c. U. S. P. System nominacji i przesunięć awansowych powinien być oparty - całkowicie i wyłącznie - na odpowiedniej ocenie kompetentnego, instancyjnie wyższego sądu.

Co się tyczy zwalniania ze stanowiska sędziego „w interesie wymiaru sprawiedliwości” lub przenoszenia „dla dobra” tegoż, to sądownictwo nasze, pełne zrozumienia dla najzupełniejszej odpowiedzialności (dyscyplinarnej), zgodne jest całkowicie co do konieczności jak najszybszego uchylenia odnośnych przepisów ustawy, jako podrywających powagę i autorytet stanu sędziowskiego i utrzymujących stale nienormalną sytuację niepewności. Bo i czy można uważać za rzecz normalną – możność zwalniania lub przenoszenia sędziego na podstawie jedynie orzeczenia trzech sędziów, desygnowanych przez ciało o charakterze sądowoadministracyjnym, na mocy orzeczenia - niemotywowanego i niezaskarżalnego; czyż można pogodzić się z tym stanem rzeczy!

Jednomyślnym poglądom w tym względzie szerokich sfer sądowniczych dały wyraz przyjęte na ostatnim Walnym Zgromadzeniu Zrzeszenia rezolucje, domagające się uchylenia wyżej wymienionego przepisu, jako sprzecznego całkowicie z zasadą niezawisłości sędziowskiej, w ostateczności zaś, by decydowały o usunięciu lub przeniesieniu sędziego komplety, wybierane na ogólnych zgromadzeniach sądów i by służyło odwołanie do Sądu Najwyższego w składzie zwiększonym.

Sędzia nie tylko musi posiadać teoretycznie zagwarantowaną niezawisłość, lecz jednocześnie należyte ustawowe, ściśle przestrzegane i respektowane w życiu, gwarancje tej niezawisłości. Sama zasada nie wzbudza przecie nigdzie wątpliwości - nie tylko w państwach demokratycznych, ale i totalnych, które nie chcą jednak, czy me mogą wyrzec się fascynującej zawsze i wszędzie nazwy demokracji. Wszak w postanowieniach nowej konstytucji najwięcej totalnego państwa, jakim jest Z. S. S. R., poza artykułem 102-im, głoszącym, że „wymiar sprawiedliwości w Z. S. S. R. należy wyłącznie do sądów”, przepis art. 110-go stanowi: „sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko ustawom”. Zasada - piękna i wzniosła, o to tylko jednak chodzi, by nie była ona pustym dźwiękiem lub odświętną dekoracją.

Podstawami, na jakich mają się te gwarancje niezawisłości sędziowskiej opierać, powinny być przede wszystkim: odpowiedni system nominacyjny, zabezpieczenie nieusuwalności, specjalna, ścisła w swych przepisach, pozbawiona dowolności ustawa uposażeniowa, awans automatyczny, unormowanie pełnej, daleko idącej odpowiedzialności sędziego, zagwarantowanie wreszcie sędziom stałego przydziału wyrokowania, usuwającego możność zmian dowolnych lub formowania ad hoc kompletów sądzących.

Ma się rozumieć, chcielibyśmy wszyscy widzieć w naszych sędziowskich szeregach wyłącznie ludzi o mocnych, nieugiętych charakterach, posiadających wrodzone poczucie niezależności i niezawisłości, dla których zbędne byłyby może jakiekolwiek pisane normy gwarancyjne, liczyć się jednak należy z tym, że najwięcej nawet wartościowe zespoły, do jakich, bez wątpienia, należy sądownictwo, ze względu chociażby na swą liczebność, nie mogą składać się z samych bohaterów, lecz na ogół z ludzi środka, ludzi obarczonych przy tym przeważnie obowiązkami rodzinnymi, ludzi bez osobistych zasobów finansowych, słowem, ludzi, którzy muszą posiadać trwałą i mocną oporę nie tylko w sobie, lecz i w odpowiednio skonstruowanych ustawach.

Weźmy dla przykładu setki całe rozrzuconych po szerokich terenach naszego państwa młodych sędziów grodzkich, sądzących jednoosobowo i jednostkowo częstokroć urzędujących, a rozpoznających raz w raz sprawy - drażliwe, drażliwe... ze względu na treść, charakter spraw, na osoby, w nich występujące, na ich bliższe czy dalsze koneksje urzędowe, rodzinne. Taka, zdawałoby się, na pierwszy rzut oka drobna, zwykła sprawa a nieraz płoszy ona - przed czy po jej rozpoznaniu - sen z oczu młodego sędziego. Wszak sądzi tylko człowiek, który, co jest zrozumiałe, ma również prawo do zabezpieczenia kawałka chleba dla siebie i swych najbliższych, który nie chciałby potykać się zbyt często na swej urzędowej drodze o kamienie spraw „drażliwych”, łamać sobie w ten czy inny sposób tak zwanej „kariery służbowej”. A więc - mocne gwarancje niezawisłości sędziowskiej, gwarancje takie, żeby nie ugiął się nawet... najsłabszy.

Inną jeszcze okolicznością, nie pozostającą bez wpływu na samopoczucie sędziowskie, to stosunek do sądownictwa ze strony tak wielką role odgrywających administracyjnych czynników państwowych, ujawniający się niejednokrotnie w rzeczach, zdawałoby się, drobnych, drugorzędnych, na dalszym pozostających planie, lecz - przykrych i drażniących. Refleksy tych stosunków dochodziły nieraz do Ministerstwa Sprawiedliwości, dotyczyły one tzw. ceremoniału, udziału w administracyjnych zebraniach urzędowych, zajmowania miejsc, powitań itp. Tendencje zmierzające do pomniejszenia sądownictwa i jego przedstawicieli, ujawniają sią, przyznać to trzeba, nie tylko u nas, ale także w innych krajach i państwach. W tym względzie nie jesteśmy bynajmniej odosobnieni. Inna rzecz, że nie należy tego żadną miarą tolerować, a koniecznym jest - w imię godności własnej i zajmowanego stanowiska - odpowiednio na to reagować.

Nie tak dawno mieliśmy możność zaznajomienia się z pismem okólnym Ministra Spraw Wewnętrznych... Bułgarii, polecającym (pod wpływem Zrzeszenia sędziów) władzom administracyjnym i policyjnym, by „ze względu na wysokie funkcje, pełnione przez sędziów i prokuratorów, otrzymywali oni w czasie uroczystości narodowych i państwowych odpowiednio honorowe miejsca”.

A teraz nasze wewnętrzne stosunki w sądownictwie - na tle obecnej rzeczywistości sądowej - stosunki wzajemne sądowników i kierowników poszczególnych instytucji sadowych, tych, których chcielibyśmy widzieć zawsze jako „primos inter pares”.

Obowiązujące ustawy rozszerzyły znacznie pod każdym względem - dystans urzędowy. Chodziłoby o to, by życie samo tuszowało nieco, niwelowało istniejące różnice. Sprawa ta nie jest, sądzimy, całkowicie nieaktualna; coś nie coś widocznie nadaje się do zmiany, do poprawienia. Wnosimy to z głosów, jakie odzywają się, w dyskretnej co prawda formie, od czasu do czasu z poszczególnych naszych środowisk prowincjonalnych (Gł. Sąd. nr 7-8/37): „prawo do przewodnictwa nie może mieć źródła jedynie w nominacji, lecz w realnych walorach charakteru: prawo wymagania od innych ma tylko ten, kto potrafi i wymaga od siebie co najmniej tyleż; ten, kto jest kierownikiem w takim czy innym zespole sędziowskim, winien być przede wszystkim sędzia, plus coś więcej jeszcze, ale nigdy - mniej, sędzią, wyróżniającym się w swoim zespole wyższym poziomem moralnym, większą pracowitością, większymi uzdolnieniami i ogólnym uznaniem. Składający się z takiego właśnie materiału tzw. czynnik administracyjny nie będzie nigdy groźny dla szeroko pojętej niezawisłości sędziowskiej”.

I jeszcze jedna sprawa natury również wewnętrznej. Szczerość bezwzględna nakazuje nam poruszyć również tę sprawę, postawić kropkę nad „i”. Wielka nasza rodzina sądownicza składa się - z sędziów i prokuratorów. Latami całymi nie było u nas w sądownictwie Odrodzonej Rzeczypospolitej żadnej specjalnej w tym względzie – „linii podziału”; wczoraj sędzia, a dzisiaj prokurator - i odwrotnie. Wszak prokurator – to „stojący na straży ustaw, mówiący sędzia”.

Nigdy dotąd nie było mowy o tym, by jeden czy drugi w związku z pełnionymi obowiązkami służbowymi chciał czy miał zamiar wykazywać i okazywać jakąkolwiek hierarchiczną przewagę; na tym tle nie było nigdy do tej pory żadnych tarć i animozji, żadnego odróżniania się czy też planowego wydzielania się prokuratury sądowniczego ogółu. Chcielibyśmy, by trwało to i nadal (twierdzą, że coś się psuć zaczyna w „państwie duńskim”), żeby nie było najmniejszych chmurek na horyzoncie naszego wspólnego, koleżeńskiego życia, żadnych zadrażnień i nieporozumień.

Pragniemy realizacji zasady najściślejszej łączności sędziego i prokuratora, a wtedy zbędne byłyby, być może, z najlepszych, bez wątpienia, intencji, z sentymentu lokalnego poczęte i zrodzone tego rodzaju organizacje, co societas instigatorum militantium.

Dążyć należy do tego, by prokuratura nasza w interesie społeczno-państwowym otrzymać mogła, analogicznie do sędziów, atrybuty niezawisłości. Wszak w autorytatywnej, małej co prawda, Bułgarii korzystają z odpowiednich w tym względzie uprawnień sędziowskich wszyscy prokuratorzy wyższych instancji sądowych, a istnieje tendencja do objęcia nimi całego zespołu prokuratorskiego.

Jeżeli chodzi o nasze stosunki, to charakterystyczny był głos w czasie zeszłorocznej debaty na plenum sejmowym, wskazujący na to, że społeczeństwo zainteresowane jest nie tylko w niezawisłości sądów, ale także i prokuratur, daje się bowiem zauważyć zbyt wielka zależność prokuratora od władzy administracji ogólnej (Gł. Sąd. nr 3/37).

Tyle - oto naszych, braków, niedomagań niedociągnięć, naszych „grzechów” sądowych przy sumarycznym przeglądzie, przy „rachunku sędziowskiego sumienia”.

Nic dziwnego, że wśród naszego sądownictwa panują na ogół nastroje minorowe: „apatia, bierność, pesymizm; odnosi się wrażenie, że coś hamuje pęd sędziów i prokuratorów do twórczej pracy, jak gdyby uciskało coś sędziowską pierś, żądną swobodnego oddechu, jak gdyby coś kładło się ciężarem na serce, nie pozwalając mu bić tętnem żywym i pełnym” (Czasopismo Sędziowskie nr 1/37 „Chwila osobliwa”).

Integralność rachunku sumienia nakazuje nam także wyjrzeć chociaż na chwilę z naszego rodzimego podwórka sądowego w szerszy zagraniczny świat sądowniczy. Jak widać z bieżącej prasy prawniczej, i tam w tej dziedzinie - troski rozliczne: o szybszą unifikację lub odpowiednią nowelizację ustawodawstwa, o naprawę wymiaru sprawiedliwości, o podniesienie intelektualnego, naukowo zawodowego poziomu ideowego, uspołecznionego, niezawisłego sędziego, o zabezpieczenie mu niezależnego bytu materialnego, o właściwą reformę studiów prawniczych, o idące w przyszłość młode pokolenie prawnicze.

Czechosłowackie sądownictwo debatuje nad najlepszym sposobem ,,odpolitykowania” sędziów, przy czym niektóre głosy w dążeniu do odsunięcia przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości od polityki idą tak daleko, że proponują pozbawienie sędziów prawa wyborczego, z jednoczesnym jednak, ma się rozumieć, udzieleniem im innych uprawnień specjalnych. Ubolewają czescy sądownicy nad przerostem władzy czynników administracyjnych, które częstokroć dotkliwie ciążą nad sądownictwem. Bolączki swe w myśl tradycyjnego zwyczaju przedkładają oni Prezydentowi Rzeczypospolitej, który od czasu do czasu urządza przyjęcia dla oficjalnych i zrzeszeniowych reprezentantów sądownictwa a następnie na osobnych poufnych posłuchaniach przyjmuje Prezesów Związków sądowniczych (czechosłowackiego i niemieckiego), by wysłuchać ich głosów o niedomaganiach w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości i o zapatrywaniach ogółu sędziów na stan rzeczy w sądownictwie.

Czechosłowackie i jugosłowiańskie sądownictwo i w ogóle prawnictwo przywiązuje specjalną wagę do kongresów naukowych z przewagą aktualnych tematów społeczno-prawnych; stąd częste dość organizowanie prawniczych zjazdów krajowych. Sądownictwo Bułgarii, Czechosłowacji i Jugosławii wytrwale walczy o pełną, rzeczywistą niezawisłość sędziego, a przede wszystkim o realne jej gwarancje ustawowe i życiowe. Jeżeli idzie o system nominacyjny, to sądownictwo tych krajów dąży jednako do tego, by ograniczyć w tym względzie rolę Ministra Sprawiedliwości, jako członka politycznego Rządu, a przerzucić punkt ciężkości na wybór kandydatów przez niezawisłe sądy.

Dążąc do idealnego typu sędziego-człowieka, wypowiadają się sądownicy Jugosławii na owych walnych zgromadzeniach zrzeszeniowych za gruntownym wykorzenieniem systemu protekcji a zastąpienia go systemem zalet i zasług z tym, by sędziów nominowanych lub awansowanych dzięki protekcji, usunąć bezwzględnie czym prędzej z szeregów sądowych.

Wszędzie ujawnia się dążenie do utrzymywania kontaktu z młodym pokoleniem prawniczym; stąd - sekcje aplikantów sądowych w związkach sędziów i prokuratorów. W Austrii, na przykład, urządzane są przez Zrzeszenie sędziów specjalne tzw. „tygodnie sędziowskie” (niezależne co do czasu od urlopów), w trakcie których sędziowie i prokuratorzy grupami, turnusowo, udają się wspólnie z aplikantami i asesorami na wycieczki kilkudniowe, połączone z wygłaszaniem referatów na ciekawe tematy prawno-społeczne.

W Niemczech minister Rzeszy Frank wydaje okólnik, nakazujący prawnikom, a w tej liczbie sądownikom, czytywanie stałe organów prasy ogólnej - celem poznania stosunków społecznych i zbliżenia się tym sposobem do społeczeństwa.

Przenosząc wzrok od poczynań naszych kolegów zagranicznych raz jeszcze ku polskim stosunkom prawniczym, nie możemy nie zwrócić uwagi na zbyt małą łączność u nas pomiędzy starszym a młodszym pokoleniem, na pewnego rodzaju niedocenianie wysiłków młodych (ponad normę obowiązków zawodowych) w kierunku wybiegania ponad pośredniość, ponad przeciętność na terenie społeczno-naukowym.

Nie znajduje u nas, niestety, dostatecznego uznania prawnicza prasa piśmiennicza; nic dziwnego, że znikoma tylko ilość sądowników bierze w niej udział; widzimy tu nieliczne tylko nazwiska i to przeważnie spośród młodszych sędziów i prokuratorów.

Inicjatywa Stałej Delegacji Zrzeszeń i Instytucji Prawniczych w kierunku urządzania we wszystkich naszych większych środowiskach sądowych uroczystego rozpoczynania roku sądowego (wzorem poniekąd Francji, Włoch, Bułgarii, w skali jednak nie urzędowej, a społecznej) i łączenia tej uroczystości z odczytami na aktualne tematy lokalne oraz ze sprawozdaniami miejscowych organizacji prawniczych o pracach dokonanych i zamierzonych - pozostała na ogół bez echa.

Zapoznaje się celowość i znaczenie prawniczych zjazdów naukowych. A przecie ostatni chociażby Zjazd Prawników Polskich w Katowicach, pomimo pewnych jego niedociągnięć i braków, dowiódł potrzeby u nas tego rodzaju zgromadzeń.

Przystępujemy obecnie do prac nad przygotowaniem IV Zjazdu Prawników Polskich we wrześniu 1939 r. w symbolicznym poniekąd miejscu - w nadmorskiej Gdyni.

Mamy nadzieję, że specjalnie wyłoniona Komisja programowa wysunie prawne tematy zjazdowe o szerszym znacznie, niż dotąd, zasięgu społecznym, w myśl tylokrotnie podkreślanej zasady: Kongres prawników – to pomost żywy pomiędzy prawem a społeczeństwem.

Do uzyskania zaufania ze strony tego właśnie społeczeństwa musi w pierwszym rzędzie dążyć sądownictwo.

Wobec chaosu prawnego, wobec licznych braków w strukturze naszego wymiaru sprawiedliwości, wobec wreszcie obcości prawa a niedostępności sądów dla najszerszych sfer społecznych będziemy musieli przez czas dłuższy jeszcze na zdobycie pełnego zaufania społeczeństwa z wytrwałością pracować.

Wierzymy jednak, że pomimo naszych dużych może braków zawodowo technicznych i organizacyjnych otrzymamy w chwili czynienia przez nas sędziowskiego „rachunku sumienia” rozgrzeszenie ze strony społeczeństwa, jeżeli tylko będzie mogło ono widzieć w nas - ludzi bezwzględnie czystych, prawych i niezależnych.

Kazimierz Fleszyński

Od Redakcji: pisownia oryginalna