Środa, 24 kwietnia 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5903
Środa, 24 kwietnia 2024
2019-03-12

Sąd a kultura mas

Rola sądu nie może ograniczać się do ferowania wyroków, do odważania pewnej ilości lat czy miesięcy więzienia, na które się delikwenta skazuje. Jego zadanie jest wyższe; wydając wyroki, wygłasza się pewne zasady, emanuje wpływ, nieomal wychowawczy ku podniesieniu nie tylko ogólnego bezpieczeństwa, lecz nawet i kultury mas. A właśnie wyroki sądowe są drogowskazami i reflektorami, które masom wiele wyjaśniają i masy te pouczają.
Głos Sądownictwa,1932, R. 4, nr 12

Kodeks postępowania karnego, omawiając zasady wyrokowania, głosi, iż podstawę orzeczenia stanowi całokształt okoliczności ujawnionych w toku przewodu sądowego. Pojęcie całokształtu okoliczności - mojem zdaniem - należy brać rozciągliwie, licząc się nietylko z okolicznościami towarzyszącemi danemu przestępstwu, lecz i z ogólnemi warunkami, w jakich znajdują się dramatis personae jako część składowa społeczeństwa.

Na wyrok wpływ mieć muszą i ogólne warunki ekonomiczne, a nawet i nasilenie przestępczością danego typu. Wyrok sądowy jest jakby soczewką, zbierającą rozproszone promienie, ale jednocześnie musi być i reflektorem, rzucającym światło na ciemnie i mgły.

Wyrok musi być skutkiem pewnych czynów, ale z drugiej strony winien być przyczyną na przyszłość, aby pewne rzeczy nie mogły się powtarzać. Tego stanowiska sądowego wymaga ogólna polityka kryminalna i dlatego też sąd musi mieć oczy otwarte na wiele zagadnień i życiowych i społecznych.
Rola sadu nie może ograniczać się do ferowania wyroków, do odważania pewnej ilości lat czy miesięcy więzienia, na które się delikwenta skazuje. Jego zadanie jest wyższe; wydając wyroki, wygłasza się pewne zasady, emanuje wpływ, nieomal wychowawczy ku podniesieniu nie tylko ogólnego bezpieczeństwa, lecz nawet i kultury mas. A właśnie wyroki sądowe są drogowskazami i reflektorami, które masom wiele wyjaśniają i masy te pouczają.

Kultura, aby mogła rozkwitnąć i owoc pożądany wydać, musi być zaszczepiona od dołu, wśród tych mas najszerszych; inaczej społeczeństwo skazuje się dobrowolnie na zupełnie zerwanie kontaktu między warstwami niższemi i najliczniejszemi, a nieliczną garstką swych wybrańców. Takie społeczeństwo nie ma przyszłości i każdej chwili oczekiwać może wydarzeń, których zgoła nie było w stanie przewidzieć. I póty nie zaznamy spokoju o byt swój przyszły, póki owa prawdziwa kultura nie wejdzie w krew naszego organizmu, nie stanie się jego częścią składową.

Dla mas miarodajnem być powinno nie postępowanie poszczególnych jednostek, a mas całych. Czyny każdego człowieka jako jednostki tak są zależne od różnych wpływów i warunków otoczenia, tak pełne są nieraz, maskowania się i obłudy, że choćbyśmy ich analiz przeprowadzili na całym szeregu osobników, to wnioski stąd wysnute dalekie byłyby od prawdy. Prawdziwą swą istotę okazuje człowiek, gdy jest cząstką składową tłumu, pewnej grupy różnorodnych jednostek, gdy w tej masie zatraca swą osobowość i swą maskę przybraną. Przejawy postępowania tych to mas będą najlepszym probierzem obyczajów i kultury danego narodu, czy społeczeństwa.

Ciekawe i charakterystyczne pod tym względem zjawisko obserwowaliśmy przed paru laty w czasie strejku węglowego w Anglji. Całe rzesze robotników strejkujących, nieraz głodne i wynędzniałe i, zdawałoby się, niemające nic do stracenia, zachowywały się spokojnie i kulturalnie, jakgdyby składały się z gentelmenów czystej wody. Żadne ekscesy i wybryki nie zakłóciły t. zw. porządku publicznego.

Jeszcze jaskrawszy fakt zachowania się tłumów znamy z opisu katastrofy Titanica na parę lat przed wybuchem wojny światowej. Publiczność przeważnie z Anglików złożona, w ostatnich godzinach życia, wobec groźby śmierci nie zatraciła spokoju i poddała się rozkazom załogi. Po pierwszym odruchu samozachowawczym, na wezwanie kapitana "bądźmy do końca Anglikami" wszyscy z godności a i odwagą stanęli wobec widma nieuniknionej śmierci.

Ten sam przejaw widzieliśmy w opisach katastrofy statku Georges Philippar koło przylądka Guardafui. I tu spokój zupełny, podporządkowanie się rozkazom, i tu dążenie ogólne, aby wpierw usadowić w łodziach ratunkowych kobiety i dzieci, a dopiero w końcu mężczyzn. Załoga o sobie nie myślała. Szczęśliwy naród, którego członkowie tak się zachowują, nawet będąc tłumem. Taki naród może z dumą mówić o swojej kulturze. Jak strasznie dalecy jesteśmy od tych wzorów.

Prasa nasza nieraz z uznaniem podkreślała zachowanie się tłumów podczas różnych obchodów, czy uroczystości ogólnych, wyciągając z tego optymistyczne horoskopy. Wnioski te były jednak zbyt jednostronne i zbyt pohopne. Obrzędy tego rodzaju, jak pogrzeby jednostek ogólnie znanych i cenionych lub manifestacje w rodzaju pochodów narodowych, czy pierwszomajowych są wystąpieniami nadzwyczajnemi i jakgdyby świątecznemi.

By poznać przejawy życia mas, trzeba je obserwować ciągle, w życiu codziennem, powszedniem. A te nasze obserwacje, te wzory czerpane z życia, choć są może faktami drobnemi, lecz tak dalece charakteryzują brak ducha kultury sfer szerszych, że nie wolno przechodzić nad niemi do porządku dziennego.

Gdzie nam myśleć o możności doprowadzenia mas naszych do takiej powagi i obowiązkowości, by fakta mające miejsce na Titanicu, czy Philipparze psychicznie i u nas były możliwemi. Lecz pocóż nam zwracać się myślą do panicznego nastroju w chwili katastrofy, gdy my walczymy brutalnie z kobietami, dziećmi i słabszemi od siebie na każdym kroku. Tam - powaga wobec śmierci - tu brutalność, gdy chodzi jedynie o drobne zjawisko życia codziennego. Oto, biorę dla przykładu opis powrotu Warszawian w drugi dzień Zielonych Świątek z Bielan (Kur. Warsz. z dn. 24.V.1932 r.). "Wieczorem na przystanku ,,15" zgromadziła się wielotysięczna rzesza, dla której nie mogły wystarczyć nawet podwójne tabory wagonowe. Przy zdobywaniu miejsc rozgrywały się barbarzyńskie sceny: krzyki, piski, złorzeczenia, przekleństwa, okraszone najplugawszym słownikiem, a przedewszystkiem odpychanie kobiet i dzieci. Dochodziło nawet do ostrych bójek, które musiała likwidować sprowadzona w większej ilości policja".

Faktów takich możnaby naliczyć setki, wszędzie przebija przez nie nasza natura pierwotna, nieokrzesana, niekulturalna. To samo dzieje się w miastach, to samo i po wsiach. A jednak pozostawić stan rzeczy w dotychczasowym porządku - to znaczy nigdy nie być pewnym swego jutra i swego bytu. Los społeczeństwa zależny jest nie tylko od dobrej woli jednostek z ich pracą i inicjatywą, lecz przedewszystkiem od tego, na kim ta praca i inicjatywa ma się oprzeć, kogo ma dotyczyć. Wojsko, choćby najdzielniejszych miało oficerów, nie wygra bitwy, jeśli jego żołnierze nie będą przyzwyczajeni do karności, słuchania rozkazów i jeśli tych rozkazów nie będą w stanie zrozumieć.
Debatujemy na temat podniesienia bytu ekonomicznego naszych warstw średnich i niższych, a za mało myślimy o podnoszeniu kultury.

Podnośmy ogólną kulturę obyczajową i duchową, zaszczepiajmy ją wśród sfer najszerszych, a z chwilą, gdy ona się przyjmie i wejdzie w krew wtedy będziemy godni miana narodu cywilizowanego, wtedy będziemy, jako sternicy na okręcie, którego wszystkie koła i śruby działają pewnie i harmonijnie.

Ta misja podnoszenia ogólnej kultury i zaszczepiania jej wśród, mas najszerszych należeć musi i do władzy sądowej.W pierwszej mierze wpływ sądów przejawiać się musi w wyrokach, w dostatecznie ostrej i bezwzględnej formie karzących wszelkie objawy zdziczenia. Zdajmy sobie sprawę, że stokroć bardziej niebezpiecznym przejawem jest apaszostwo, niż nawet zabójstwo dokonane na tle jakiegoś wzruszenia psychicznego. Zabójca, którego sądziliśmy i skazywaliśmy z art. 458 K. K. 1903 r. jest czemś przypadkowem; stan wzruszenia, do którego został doprowadzony, naogół nie powtarza się i - co za tem idzie - nie powtarza się czyn przezeń dokonany.

Ale zapoznajmy się z codziennem życiem, zapoznajmy się z codziennemi raportami policyjnemi, czy biuletynami pogotowia ratunkowego. Gros spraw - to rozprawy nożowe i rewolwerowe, ofiarą których padają przypadkowi przechodnie, których zły los, czy ciężkie warunki zmusiły do zabłąkania się na peryferjach miasta, lub, co się zdarza obecnie systematycznie - na trochę mniej ludnych ulicach. Oto - nieusunięcie się przed bandą pijanych łobuzów; odmowa dania pieniędzy na wódkę; zareagowanie choćby w najprostszej formie na ordynarne zaczepienie kobiety, będącej w naszem towarzystwie to są już dostateczne powody, czy raczej preteksty, aby dać ujście barbarzyńskiemu rozpasaniu; jedyna odpowiedź to pchnięcie nożem czy strzał rewolwerowy, a często nawet zmasakrowanie niewinnej ofiary.

Jeśli chodzi o stosunki wiejskie to stale rozprawy nożowo - rewolwerowe towarzyszą wszelkim zabawom, weselom, a co gorsze - uroczystym świętom, czy odpustom. Nie chodzi w tych zajściach o rozrachunki, czy zemstę za krzywdę doznaną. Są to jedynie bezmyślne przejawy wybujałego "chuligaństwa". Jeśli sądy nie ukrócą tych naleciałości powojennych przez surowe wyroki, rozpasanie pójdzie crescendo, zarażając coraz szersze masy. Są to wszystko objawy patologiczne, są to przejawy zarazy moralnej, to też i środki muszą być zastosowane takie, jakie się zwykło stosować przy epidemiach: bezwzględne i radykalne.

Wpływ sądów przejawiać się musi również i w podniesieniu powagi samych rozpraw sądowych. W pierwszej mierze dotyczyć to musi sądów grodzkich zwłaszcza na prowincji. Przestrzeganie, aby powaga rozprawy była zachowana w wysokim stopniu stać się musi pierwszym zasadniczym warunkiem wpływania na kulturę mas. Społeczeństwo nasze, zwłaszcza stany niższe i średnie ustosunkowane są do sądów à priori w sposób bardzo dodatni, traktując je nieomal za świątynie; tem bardziej więc należy podtrzymać to ustosunkowanie się, dbając o prestige i o emanację kultury.

A ostatnim warunkiem wpływania na masy jest konieczność przestrzegania powagi osobistej każdego sądownika. Życie jego i zachowanie się nawet poza sądem musi być wzorowem i nie tylko nie nasuwającem możności zgorszenia, ale nawet niestwarzającem pozorów. Pod tym względem zasada musi być niewzruszalną i wszelkie odchylenia spotkać się muszą z reakcją ze strony samych kolegów. Rola Zrzeszenia sędziowskiego jest tu ogromna; w imię solidarności koleżeńskiej, ale i w imię powagi stanowiska nie wolno tolerować tych odchyleń. Wyłamanie się poszczególnych jednostek z norm obowiązujących powodować winno początkowo koleżeńską admonicję, a gdy to nie pomoże - wykluczenie z naszej organizacji. Sądzę, że do tej ostateczności nie dojdzie, ale wzmocnić należy świadomość odpowiedzialności, gdyż plama, która spada na jednostkę, plami i całe sądownictwo.

M.Wóycicki
Od Redakcji: pisownia oryginalna.