Czwartek, 21 listopada 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 6114
Czwartek, 21 listopada 2024
2019-04-05

Z dziejów sądownictwa w dawnym Lublinie

Dawny nasz ratusz, późniejszy trybunał, był świadkiem wielkich cierpień ludzkich. Tu, w jednej z dolnych izb ratuszowych, zwanej kaźnią, czyli męczarnią, złoczyńcę, posądzonego o kradzież, świętokradztwo, zabójstwo, nawet o większe wykroczenie przeciw moralności, rozciągano na kole, przypiekano rozpalonem do czerwoności żelazem i t. p. Ale nie trzeba z powyższego wyprowadzać wniosku o szczególnej jakiejś krwiożerczości dawnych sędziów lubelskich, predylekcji ich do męczenia bliźnich. Tortury były wynikiem ścisłego zastosowania prawa magdeburskiego, przeszczepionego miastom polskim i obowiązującego w Europie zachodniej. Mniemano, że za pomocą koła, śrub lub ognia można wydobyć z podejrzanego prawdę.

Głos Sądownictwa,1933, R. 5, nr 6

Najważniejszem źródłem do poznania dawnego sądownictwa naszego miasta są przechowywane w Archiwum Państwowem w Lublinie księgi wójtowsko - ławnicze (acta advocatialia et scabinalia) i radzieckie (acta consularia) oraz, o ile idzie o sprawy kryminalne wymagające zastosowania tortur, księgi złoczyńców (acta maleficorum). Ogółem dochowało się ksiąg miejskich, głównych i pomocniczych, 308. od r. 1465 do 1796. Najdawniejsze księgi lubelskie, wywiezione w r. 1915 w głąb Rosji z Wilna, - do Wilna bowiem, do tamtejszego b. Archiwum Centralnego, przeniesione zostało w 1887 r. lubelskie archiwum akt dawnych, - do Lublina nie wróciły i dotychczas nie posiadamy wiadomości, gdzie przechowują się i czy w ogóle się zachowały. Dla badacza pierwszych objawów życia samorządowego naszego miasta powstają stąd bardzo poważne trudności.

W r. 1317 Władysław Łokietek, ówczesny książę krakowski i sandomierski, lokował Lublin na prawie magdeburskiem. Miasto otrzymało wtedy podstawy samorządu wewnętrznego. Organami samorządu były ława (judicium advocatiale) i rada (officium consulare). Ujmując rzecz lapidarnie, można powiedzieć, że do ławy należała władza sądownicza, a do rady władza administracyjna. Ława składała się z wójta (advocatus) i 7 ławników czyli przysiężników (scabini, jurati). Pierwotnie wójt był dziedziczny. W 1504 r. miasto wykupiło wójtostwo od sukcesorów Stanisława Morsztyna. Za 2400 flor. nabyła wtedy gmina miejska wszelkie posiadłości należące do wójtostwa i, co ważniejsze, prawa wójta, między innemi jego władzę sądowniczą. Odtąd consules (rajcy) habent sibi munus eligendorum advocatorum praecomissum. Rada staje się w stosunku do ławy instancją wyższą (magistratus superior).

Władza sądownicza należała w mieście do ławy. Trzeba wszakże odróżniać właściwy sąd (ściślej: urząd) wójtowski (officium advocatiale) od sądu miejskiego (judicium civile). W sądzie wójtowskim w drobnych sprawach wójt orzekał jednoosobowo, bez ławników. Sąd miejski rozstrzygał kolegjalnie. Do kompetencji jego należały przedewszystkiem sprawy kryminalne.

Dawny nasz ratusz, późniejszy trybunał, był świadkiem wielkich cierpień ludzkich. Tu, w jednej z dolnych izb ratuszowych, zwanej kaźnią, czyli męczarnią, złoczyńcę, posądzonego o kradzież, świętokradztwo, zabójstwo, nawet o większe wykroczenie przeciw moralności, rozciągano na kole, przypiekano rozpalonem do czerwoności żelazem, rwano ciało kleszczami, obuwano w trzewiki żelazne, które stopniowo zwężano za pomocą śrub, posypywano ciało siarką przed użyciem rozpalonych szyn żelaznych i t. p.
Wstępem do tortur służyły często rózgi, używane dla zastraszenia indagowanego (territio realis).

Ale nie trzeba z powyższego wyprowadzać wniosku o szczególnej jakiejś krwiożerczości dawnych sędziów lubelskich, predylekcji ich do męczenia bliźnich. Tortury były wynikiem ścisłego zastosowania prawa magdeburskiego, przeszczepionego miastom polskim i obowiązującego w Europie zachodniej. Mniemano, że za pomocą koła, śrub lub ognia można wydobyć z podejrzanego prawdę. Nie uświadamiano sobie, ze torturowany przyznawał się często do winy niepopełnionej, że wskazywał jako rzekomych wspólników zarzucanego mu przestępstwa, osoby całkowicie niewinne.

Ze spraw kryminalnych rozpatrywanych w lubelskim sądzie wójtowsko - ławniczym, najciekawsze są sprawy o czary i gusła, kończące się zwykle paleniem winowajczyń na stosie, oraz o mordy rytualne, o rzekome używanie przez żydów krwi chrześcijańskiej w chlebie lub winie.Dzieciobójstwo karano u nas zwykle śmiercią. Obwinioną o kradzież kobietę rzucano nagą i związaną na mrowisko na trzy godziny. Kilkakrotną kradzież karano szubienicą, odcięciem rąk, uszu, nosa i przybiciem tych odciętych członków na słupach w miejscach publicznych. Apelacja od wyroku sądu kryminalnego nie istniała. Wyrok jego był ostateczny.

Do ławy miejskiej oprócz spraw kryminalnych należały także wszelkie sprawy niesporne, połączone z przejściem własności z rąk do rąk, t. zw. zrzeczenia lub rezygnacje. Szukając analogii w nowych czasach, można powiedzieć, że ława posiadała poniekąd atrybucje obecnego wydziału hipotecznego. Ze spraw tego rodzaju najciekawsze są sprawy spadkowe. Testament, aby otrzymać moc prawną musiał być zapisany w księgach miejskich, przed urzędem miejskim, który winien był troszczyć się o ścisłe wykonanie woli testatora. Ongi ludzie więcej myśleli o Bogu i ratowaniu duszy zapomocą dobrych uczynków i egzekwij. Władze zmuszone były ograniczać hojność ofiarodawców na szpitale, kościoły i klasztory, aby nie pozostawiać w nędzy rodziny testatora.

Oto exempli gratia początek testamentu zadżumionego bibliopoli lubelskiego Bernata Wirowskiego z r. 1652, mogący służyć za wzór pełnego wdzięku ówczesnego stylu i języka polskiego:

"Ja Bernat Wirowski z małżonką moją Zofją będąc powietrzem morowem zarażony, widzę ostatni kres żywota naszego. A wiedząc o tem, iż człowiek, który poszedł z ziemi, znowu w tęż ziemię obrócić i rozsypać się musi, sprawy zaś jego i dusza pewnoć na wieki trwać będą przeto my nędznicy do Ciebie, Boże nasz, któryś nas stworzył na wyobrażenie swoje, odkupił i poświęcił, wzdychamy i przed straszliwym majestatem Twoim upadamy. Pomnij na ułomność natury ludzkiej, a nie pamiętaj z miłosierdzia Twego świętego występków naszych, bośmy proch i perzyna. Daj nam na tym ostatnim stopniu, póki nam śmierć oczu nie zawrze, abyśmy nie wątpili o zbawieniu duszy naszej; pospiesz, Zbawicielu świata, z aniołami swymi, a odpędziwszy nieprzyjaciele duszne, pokaż nad nami miłosierdzie swoje święte, a przyjmij dusze nasze, które przez przyczynę najbłogosławieńszej Matki Twej, najświętszej Bogarodzicy P. Marji i wszystkich Świętych i z aniołami, i stróżami naszymi w ręce Twoje przenajświętsze oddawany. A… ciała nasze mizerne aby były pogrzebione u oo. dominikanów prosiemy'.

Po takim wstępie następowały w testamencie szczegóły dotyczące zachowania określonego ceremonjału przy obrządku ciała i pogrzebie, sprawiedliwego podziału majątku, spłacenia długów edukacji dzieci etc.

Oprócz spraw kryminalnych i spadkowych, oprócz zatwierdzania wszelkich tranzakcyj, dotyczących nieruchomości miejskich, zarówno mieszczańskich, jak i szlacheckich, ponieważ szlachta po nabyciu dóbr, miejskich podlegała narówni z mieszczaństwem jurvzdykcji miejskiej, oprócz rozpatrywania pewnej kategorji spraw spornych, szczególnie tych, które nie odnosiły się do "dobrego porządku miasta", sąd ławniczy poświęcał dużo czasu wszelakim "żałosnym" i "płaczliwym" skargom, protestom i manifestom z powodu obelg słownych i następujących wślad za niemi czynnych (proreptio a verbis ad verbera), pogębków, kopniaków etc., oraz oględzinom prezentowanych na ratuszu twarzy "podartych", palców przekąszonych, guzów, razów i razików.

Jak powiedziano w ogólnikowem ujęciu na wstępie, do ławy należała władza sądownicza, a do rady - administracyjna. W ogólnikowem - dlatego, że kompetencja rady i ławy nie była dostatecznie zróżniczkowana, nie była ujęta w ramy obowiązującego przepisu. Strony same, dowolnie, o ile idzie o sądownictwo niesporne, mogły wybrać ten lub inny urząd miejski. Wiemy już, że rada w stosunku do lawy była instancją, wyższą. Rada z burmistrzem (praeconsul) na czele, wybierała ławników. Do rady wnoszono apelacje od wyroków sądu wójtowskiego, oprócz wyroków w sprawach kryminalnych. Burmistrz przeto był mutatis muiandis prezesem sądu apelacyjnego, sądu, mającego służyć "dryakwią przeciwko truciźnie sędziowskiej" (apellatio est tiriaca contra venenum judicis).

Do rady również należały sprawy sporne, odnoszące się do dobrego porządku miasta, oraz szeroki zakres czynności prawodawczych w obrębie miasta - wydawanie uchwał (senatus consulta, lauda, wilkierze), obowiązujących wszystkich mieszczan.

Do wykonywania pomocniczych czynności sądowych istniał szereg urzędów, które tu pokrótce wymienimy:

Pisarze miejscy: radziecki i wójtowsko-ławniczy, na wzór pisarzy ziemskich i grodzkich, którzy według dawnego orzeczenia winni byli być stróżami aktów i nie pozwalać czynnościom ludzkim ginąć razem ze śmiercią, przechowywali oni klucze od archiwum miejskiego, podpisywali wyciągi, wydawane przez kancerarję i t. d. Byli to ludzie najbardziej obeznani z obowiązującem prawem miejskiem. Wobec niskiego poziomu, nie tylko wiedzy prawniczej, lecz również wykształcenia ogólnego w owych czasach, rola ich była szczególnie wielka.

Syndyk - prawnik zawodowy, obrońca sądowy w sprawach dotyczących miasta. Instygator miejski, czyli prokurator, pełniący obowiązki oskarżyciela publicznego.

Woźny - bedellus, ministerialis regni generalis, po polsku generał, używany do ogłaszania dekretów sądowych, doręczania pozwów i składania relacyj. Nie należy utożsamiać go z noszącym obecnie takąż nazwą niższym funkcjonarjuszem sądowym. Był on ważną figurą w sądzie i niedarmo nosił tytuł providus czyli opatrzny, sprawny. Urząd jego wymagał dużej roztropności, chytrości i sprytu. Woźny musiał doręczyć pozew przy świadku i starać się ująć na cało, szczególnie gdy na sąd wzywany bywał sangwiniczny szlachcic. Zdarzało się, że woźny przebierał się za żebraka, wchodził pocichu do sieni, kładł papier przed domownikami i uciekał. Pozwy pisano na małych karteczkach, na ósemce arkusza, i zostawiano w jednym rogu miejsce próżne, aby bez uszkodzenia pisma łatwiej było przybić karteczkę gwoździem, do drzwi lub ściany i uciekać.

Kat. Urząd ten przeniesiony był do Polski z Niemiec wraz z prawem miejskim. Kat – to urzędnik, wykonawca sprawiedliwości sądowej (executor justitiae). Jak utrzymuje Gloger, kat tylko ścinał głowy i przy paleniu żywcem podpalał stos. Pomocnicy zaś jego, parobcy, t.zw. hycle albo butle, używani byli do torturowania, do ucinania nozdrzy, rąk lub innego kaleczenia, do ćwiartowania, rozszarpywania końmi, palenia na stosie, wieszania. Czynności te wykonywali w obecności i pod dozorem swego mistrza - kata. Tychże hyclów, butlów lub oprawców używano do stawiania szubienic, do zdejmowania skór z padłego zwierza, do chwytania psów etc.
Lublin miał własnego kata i posyłał go na czynności do innych miast, nie posiadających mistrza sprawiedliwości.

Stąd w księgach rachunkowych miejskich spotykamy kata w dwóch pozycjach: w pozycji rozchodów - na utrzymanie urzędu katowskiego i w pozycji dochodów - za wypożyczanie innym miastom, zwykle na koszt oskarżyciela.

Ciekawem byłoby ustalić miejsce siedziby katowskiej. "Ziemia Lubelska" z dn. 26.1.1931 r., Nr. 25 podaje, że pochyły plac za kościołem św. Ducha był zajęty przez szpital i cmentarz szpitalny, a dalej nieco mieścił się dom kata miejskiego. W księdze radzieckiej 165, K. 42, z r. 1782, znajdujemy wiadomość, rada miejska naddała ciemnemu kalece Hieronimowi Ciechońskiemu grunt dla wybudowania domu "w tyle parkanu oo. karmelitów, przy Kobylicach onychże, pod górką, naprzeciwko domostwa mistrzowskiego".

W księdze radzieckiej 163-ej, K. 265 r. - 267 r., znajdujemy pod dn. 22 stycznia 1773 r. zapisek, przedstawiający rzadki przyczynek do dziejów kryminologji, a może i psychiatrii. Jest to rekognicja kata lubelskiego Stanisława Domańskiego, uczyniona w przytomności burmistrzów Karola Krebsa i Józefa Kurowskiego. Wiarygodność zeznania Domańskiego nie może być sprawdzona wobec zupełnego braku innych aktów w tej sprawie. W każdym razie już ze względu na piastowany przez zeznającego urząd świadectwo jego winno być przyjęte z pewną rezerwą. Brzmi ono jak następuje:

”Będzie temu blisko lat trzech, jak przysłał po mnie w. jmć x. Fabian Gajewski, proboszcz z Wysokiego, gdzie ja przyjachawszy nie słyszałem żadnego dekretu nakazującego confessata torturata ale sam w. jmć x. proboszcz z pisarzem dworskim rozkazał mi męczyć cyganów dwóch i żydów dwóch. Wziołem na turtury jednego z cyganów w karczmie czyli w ratuszu Wysockim. Ten cygan na pierwszym zaraz traktcie, a potym i na drugim był pieczony szynami rozpalonemi, jednak się nie przyznawał do kradzierzy kościoła Wysockiego; dopiero na trzecim traktcie, będąc zmęczony i ledwo żyw, przyznał się, mówiąc: kradliśmy. W tym jmć x. proboszcz spytał się: a coście kradli? Wszak wyłupaliście skrzynie, pobraliście kapy, apparaty, monstrancje, kielichy, patyny, pieniądze, puszkę z cymborjum i inne rzeczy. Na co odpowiedział zmęczony: myśmy pobrali.

Potym wziołem drugiego cygana na turtury. Na pierwszym trakcie piekłem go szynami. Nie przyznał się do niczego. Przyprowadzono więc zmęczonego pierwszego cygana, który mówił do swego kolegi na turturach będącego: przyznaj się, bo cię będą, tak męczyć, jak mnie; powiedz już, żeśmy kradli. On tedy najprzód mówił: bój się Boga, jakże ja mam to mówić, kiedym nie kradłem? Jeżeliś ty kradł, to oddaj. Co słysząc jmć x. Gajewski rzekł: musisz się tego przyznać, kiedy już pierwszy przyznał się; każę ja cię lepiej piec. Jakoż gdym go lepiej pic zaczął, a pierwszy wołał: przyznaj się, on też zmęczony odpowiedział: kradliśmy.

Pytał się xiądz: a gdzieście te rzeczy kradzione podzieli? Odpowiedzieli na mękach, iż oddaliśmy do żyda, do karczmy czyli do browaru z workiem, który to żyd obiecał nam za te rzeczy zapłacić, jak się uspokoi. Ci cygani przyznawali się naprzód, skoro wzięci byli na turtury, iż kradli połetki, korzuchy, płutna po komorach chłopskich, ale do kradzieży kościoła Wysockiego długo się przyznać nie chcieli; znaleźli przy nich instrumenta do otwierania komor i zamków.

Pojechał xiądz po tego żyda, któremu rzeczy kradzione oddać mieli, przywiózł go, wzjęty był na indagację; zapierał się wszystkiego. Kazał go xiądz wziąść na turtury. Piekłem go szynami na trzech traktach po plecach, brzuchu, nogach, rękach, podeszwach, przyrodzeniu, szyi. Zapierał się wszystkiego. Przyprowadzono cyganów. Wymawiali mu w oczy, a on nic nie przyznawał. Dopiero jak już cały ze szczętem zmęczony i rozpalonemi szynami pieczony został, przyznał, że odebrał od cyganów te rzeczy kradzione i zakopał z wozem w komorze pod fasą.

Pojechał zaraz ksiądz do tej karczmy, kazał szukać rzeczy. Skopano cała komorę, a nic nie znaleziono. Sam o tym ksiądz powiadał. Powróciwszy ksiądz nastraszył żyda, iż go każe drugi raz tak męczyć, gdyż nic w komorze nie znalazł. Zaczym żyd, bojąc się powtórnej męki, powiedział, że te rzeczy są w Zamościu i zmęczony nazajutrz umarł.

Zabrałem i drugiego żyda na turtury. W początku zapierał się i nie przyznawał kradzierzy, potym zaś ściśniony bulami i mękami srogiemi przyznawał to, co i pierwszy żyd, mówiąc, iż te rzeczy będą w Zamościu; tam jachać. Ni razu tak srodze nikogo nie męczyłem, jak tych cyganów i żydów. Przyszło do tego, że sam nie mogłem już wytrzymać i rzuciłem moje instrumenta, a ksiądz i z szlachtą mnie łajali i kazali lepiej jeszcze męczyć. Quod actis praesentibus est connota tum".

Skąd ta mnogość spraw sądowych, jaka dochowała się w naszych pożółkłych księgach miejskich?

Duch pieniactwa, podsycany przez wszelkiego rodzaju jurystów, nie był specyficzną właściwością szlachty polskiej. , Była to choroba nagminnaszerząca się w równej mierze wśród mieszczaństwa, podjudzanego i niemiłosiernie wyzyskiwanego przez palestrę i magistraturę przez owych smutnej pamięci mecenasów, dependentów, ferendarjuszów, pisarzy, regentów susceptantów, ferjantów, instygatorów, generałów, biegłych nie tyle w prawie, ile w wykrętach prawnych, pomnych że „ludzki swar - prawnikom dar", że " nato jest prawo, aby było lewo", że poto klijent napełnia mieszek, aby czyścił go jurysta.

Gdybyśmy o odczuciu prawa na ratuszu lubelskim wnioskowali na podstawie licznych sentencyj, aforyzmów i maksym, zdobiących tytułowe karty dawnych ksiąg lubelskich, to stary przybytek mieszczańskiej Temidy naszej napawałby nas słuszną dumą lokalną.

Oto niektóre z tych sentencyj: Justitia non novit patrem, non novit matrem, veritatem novit, personam non accipit, Deum imitatur. Sanctius est reum impunitum reliquere, quam innocentem condemnare. Justitia est oculus mundi. Sol - oculus mundi. Tolle justitiam, tolles ex mundo solem. Nemo diu gaudet, qui iudice vincit iniquo. Quemadmodum iustjtia sine misericordia non est iustitia, sed crudelitas, jta rursus misericordia sine iustitia non est misericordia, sed fatuitas. Beati quj faciunt iudicium et iustitiam in omni tempore.

Ale jak wyglądała praktyka?

Oto w znacznem skróceniu "regestr wydatków prawnych" z r. 1614, wniesiony do oblatowania w księgach miejskich przez sukcesorów ławnika Mikołaja Pelikana -Klimuntowicza w sprawie z sukcesorami rajcy Wojciecha Begla (księga radz. 112, f. 190-195):

"Consultatiąśmy czynili z practicami, jako i kogośmy mieliśmy o swoje ubóstwo (pozywać), kosztuje nas obiad, dla którecheśmy sprawowali, flor. 10. Wina garcy sześć, każdy po grzywnie, facit flor. 2 gr. 18. Contentatici każdemu po dwa czerw. złote - trzema dało się czerw. zł. 6, facit flor. 14. Przy pieczętowaniu kupilichmy p. burmistrzowi pułgarca wina za prac - gr. 74. P. pisarzowi gr. 15. P. burmistrzowi quartę wina kupiłem - gr. 74.
Podpiskowi pro labore gr. octo. Panu burmistrzowi i drudzy pp. rajcy beli (s.) dla onych łaski, aby nas prędko odprawili, kupilichmy garniec wina – fl. 1 gr. 18. Jednemu z, pp. radziec, aby na tę sprawę, ile sprawiedliwa, beł łaskaw, honorarium starych talerów trzy - flor.4. Ujednalichmy procuratorów, którem dalichmy zadatku flor. 30. Panu pisarzowi kwart wina kupiłem – flor. 12. Panu burmistrzowi kwartę wina - gr. 12. Zastałem w kupie ich mść pp. radziec, kupiłem dla ich łaski garniec wina - flor. 1 gr. 18. Podpiskowi gr. 10. W cancellarici p. pisarzowi pułgarca wina - gr. 24. P. pisarzowi gr. 20. Podpiskom gr. 15. P. burmistrzowi za pracę, kupiłem pułgarca wina - gr. 24. Jednemu z pp. radziec za przyczynę dałem taler stary, facit flor. 1 et gr. 10. P. pisarzowi znowu pułtalera - gr. 20. Tamże, gdy wychodził urząd na intromissią kupiłem garcy wina trzy - fl. 4 gr. 21. Podpiskom w cancelarici gr. 15. Pp. praktików miałem w domu dla consilium na obiedzie, kosztuje z winem ze wszystkiem fl. 10. Pieczętowaniu kupiłem pułgarca wina - gr. 24. P. burmistrzowi w domu dla przyjęcia kupiłem pułgarca wina - gr. 24. Pułgarca wina przy pieczętowaniu p. burmistrzowi dałem - gr. 24. Podpiskom gr. 12. U p. burmistrza natenczas zastałem ich mść pp. radziec w kupie, kupiłem garniec winaa - fl. 1 gr.18. Znowu procuratorów dla consilium captandum na obiadem prosił, kosztuje mię z winem ze wszystkiem fl. 12. Contentatią, onym po czerw. zł. trzech dałem trzem, uczyni fl. 21. Znowu p. pisarzowi wójtowskiemu, aby wyprawił appellacją, porządnie, dałem taler stary - flor. 2 gr. 10. Contentując praktiki, dałem onym flor. 15. Obiad kosztuje mię, którym dla nich sprawował, z winem flor. 10."

W innych księgach i w innych latach znajdujemy z łatwością, analogiczne zapiski, np. pod r. 1608: "pisarzowi wójtowskiemu od czytania świadków w sądzie wójtowskim dałem grosz, item dla prokuratora na obiad na ryby dałem 8 gr., i tem dla prokuratora na piwo dałem 5 gr. i t.d.
Jeżeli jednak przy ocenie działalności naszych dawnych sędziów miejskich uprzytomnimy sobie, że obowiązki swoje pełnili oni bezpłatnie, że dochody ich były bądź sankcjonowane wiekowym zwyczajem, bądź wprost opierały się na przywilejach i dekretach królewskich, że de proprio ponosili oni znaczne koszty na rzecz miasta w czasie spadających na Lublin klęsk, jeżeli wczujemy się w "one dawne dziwy, one ojcowe, praojcowe czasy", to wszystkie te konsolacje i upóminki, póczęstunki i "zajadki" mało nas zadziwią, i mniej obciążą dobrą pamięć zacnie sławnych panów rajców i sławetnych panów ławników.

Ale zadziwia nas i ujmuje twarda postawa pogardzanych łyków mieszczańskich, tego, jakże cierpliwego, szarego tłumu mieszczańskiego, uginającego się pod nakładanemi nań ciężarami, pobożnego w pokoju, mężnego w walce, tłumu, który ofiarnością, i patrjotyzmem swym uratował od zagłady stare miasto nasze.

Jan Riabinin
Kustosz Archiwum Państwowego w Lublinie

Od Redakcji: pisownia oryginalna