Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2017-01-03

W sowieckim sądzie – wrażenia, spostrzeżenia

Tak wiele pisano o wszelkich przejawach życia społecznego Z.S.S.R. i o jego urządzeniach państwowych, a pomijano naogół dotąd dziedzinę sądownictwa. Żałuję, że zbyt krótki czas pobytu w Leningradzie nie pozwolił mi wypełnić odpowiednio tej luki, nie mogłem się jednak powstrzymać, by nie zwiedzić chociaż jednej sowieckiej instytucji sądowej.


Głos Sądownictwa,1934, R.6, nr 11

Korzystając z wycieczki morskiej do Leningradu, urządzonej staraniem linji "Gdynia - Ameryka", mogłem po upływie lat szesnastu odwiedzić poraz pierwszy miasto, gdzie spędziłem lata gimnazjalne i uniwersyteckie. Wiedziałem, sądząc z licznej, tak modnej obecnie, egzotycznej poniekąd, literatury polskiej i cudzoziemskiej w tym przedmiocie, że nowa władza państwowa i nowy ustrój społeczny dokonały poważnych zmian w psychice narodu rosyjskiego, nie sądziłem jednak, że zmiany te rzucą się odrazu w oczy w sposób tak specjalnie jaskrawo rażący. Wydaje mi się, że wraz z dawną nazwą "Petersburga", czy też "Piotrogrodu" odszedł w niepowrotną przeszłość gwarny, hałaśliwy, barwny, szczery, pełen radości życia lud rosyjski, a zajął ulice wielkiego miasta tłum szary, bezbarwny, milczący zmechanizowany, doskonale zdyscyplinowany, o międzynarodowem całkowicie obliczu.Tyle wrażeń ciśnie się pod pióro, lecz nie tu dla nich miejsce na łamach czasopisma, poświęconego zagadnieniom prawnospołecznym i zawodowym.

Tak wiele pisano o wszelkich przejawach życia społecznego Z.S.S.R. i o jego urządzeniach państwowych, a pomijano naogół dotąd dziedzinę sądownictwa. Żałuję, że zbyt krótki czas pobytu w Leningradzie nie pozwolił mi wypełnić odpowiednio tej luki, nie mogłem się jednak powstrzymać ("natura wilka do lasu ciągnie"), by nie zwiedzić chociaż jednej sowieckiej instytucji sądowej, sądu miejskiego (gorodskoj sud), odpowiadającego naszemu sądowi grodzkiemu.

W tym celu wybrałem gmach Sądu Krajowego (obłastnogo), w którym mieszczą się też i sądy miejskie (gorodskije) pierwszego rejonu m. Leningradu. Obecnie miasto podzielone jest na osiem rejonów, przyczem jeden z nich nosi dawną nazwę Piotrogrodzkiego. Sądy te mieszczą się w gmachu byłego słynnego departamentu poIicji na rogu ul. Pestela (b. Pantelejmońskiej) i Fontanki, nawprost wspaniałego Ogrodu Letniego. Dawny gmach Sądu Okręgowego, znajdujący się przy ulicy Litejnej (obecnie Wołodarskriego) został, jak wiadomo, spalony podczas rewolucji marcowej 1917 r.

Dwutomowy przewodnik po Leningradzie w następujący sposób opisuje historję tego gmachu:

"Stary arsenał był przerobiony w 1866 na gmach instytucyj sądowych. Sąd ten, będąc w rękach samodzierżawia wiernem narzędziem walki z ruchem rewolucyjnym, nie uważał za właściwe choćby udawać stosowanie przepisów carskiej "praworządności" i, odrzucając bez skrupułów najelementarniejsze normy postępowania procesowego, niewolniczo wykonywał wolę rządu... 27 lutego 1917 r. ten ponury budynek został spalony przez lud rewolucyjny. Niedawno został on rozebrany i w 1932 r. został zbudowany nowy wspaniały gmach".


Przewodnik dyskretnie przemilcza, że gmach ten (istotnie wspaniały drapacz granitowy) jest siedzibą wszechmocnego G.P.U. (od redakcji: państwowa policja polityczna)

Na zakończenie tej dygresji topograficznej dodam dla czytelnika , obeznanego z dawnym Petersburgiem, że w pobliżu obecnego Sądu Okręgowego, w gmachu byłej Wyższej Szkoły Praw (Prawowiedieńja) mieści się obecnie rejonowa komunistyczna szkoła mniejszości narodowych Z.S.R.R.

Sądy sowieckie rozpoczynają swoje urzędowanie nieco później od sądów naszych, lecz wywieszone na drzwiach sal posiedzeń wokandy sądów grodzkich podają godziny i nawet półgodzinne odstępy, wyznaczone dla rozpoznania każdej poszczególnej sprawy. W całym kilkupiętrowym gmachu panuje czystość, niezwykła dla sądów grodzkich, szczególnie za czasów carskich; prawdopodobnie czystość ta została osiągnięta za pomocą kar, o których przypominają rozlepione wszędzie na korytarzach ogłoszenia, grożące winnemu zaśmiecania lokalu doraźną karą w wysokości trzech rubli.

Przy wejściu do gmachu sądowego - odpowiednie szyldy na szkle pisane - "Sąd miejski (gorodskoj sud) ... rejonu". W każdym pokoju portret Lenina, czasem i Stalina; sale posiedzeń bez podjów dla sędziów; rzuca się w oczy brak policji wewnątrz i zewnątrz gmachu sądowego.

Byłem obecny na posiedzeniach trzech kompletów sądzących; w skład sądu miejskiego wchodzi sędzia oraz dwóch ławników, wyznaczanych kolejno z pośród robotników, przyczem jeden komplet orzekający składał się z sędziego-kobiety oraz jednej ławniczki, w pozostałych zaś dwóch, tylko jeden w całości skompletowany był z mężczyzn.

Zarówno sędziowie, jak i ławnicy ubrani są przeważnie w szerokie czarne bluzy rosyjskie, lecz, nie bacząc na to, publiczność zachowuje się w toku rozpraw z należytym dla sądu szacunkiem. Rozmowa dwóch widzów prowadzona szeptem była zlikwidowana przez - sędziego lekkiem stuknięciem ołówka o stół. Wszyscy sędziowie, w tem i wyżej wymieniona kobieta, prowadzili posiedzenie ze znajomością rzeczy, zupełnie fachowo, przyczem szczególną uwagę moją zwrócił komplet sądowy, składający się z trzech mężczyzn. Sędzia w wieku lat czterdziestu, o wyrazie twarzy inteligentnego robotnika, pozostali dwaj, ludzie starsi, zdradzali wybitnie swoje uprzywilejowane proletarjackie pochodzenie.

Sprawa toczyła się przeciwko "uprawdom’owi" (zarządzającemu domem), który przywłaszczył sobie 800 rubli (właściwie 90 zł., lecz w stosunku cen należałoby tę sumę uznać za 400 zł.). Widocznie z powodu uprzedniego przyznania się oskarżonego do winy w toku dochodzenia nikt ze świadków
wezwany w tej sprawie nie był. Sędzia, nie sprawdzając personaljów oskarżonego (czyni to sekretarz w przerwie pomiędzy sprawami), odrazu przystąpił do samej sprawy. Oskarżony istotnie przyznał się do faktu niezwrócenia pieniędzy, podając jednak, że ich nie przywłaszczył, lecz zostały mu skradzione.

Sędzia zadał mu szereg zupełnie właściwych pytań (gdzie zostały skradzione, w jaki sposób, dlaczego nie meldował policji), na które oskarżony dawał, jak i w zwykłych państwach kapitalistycznych, t. zw. "wykrętne" odpowiedzi i w ostatniem słowie wzorem defraudantów całego świata prosił o łagodny wymiar kary.

Korzystając z przerwy, zbliżyłem się do stołu sędziowskiego, przy którym pozostała sekretarka, ustalająca personalja następnego oskarżonego i, powołując się na swój fach oraz wysoki urząd "inturysty", prosiłem o zameldowanie mię sędziom w celu uzyskania wywiadu. Sekretarka w grzecznej bardzo formie oświadczyła mi, że w czasie narad sądu nikt, nawet sekretarz, nie ma prawa wchodzić do pokoju narad.

Udałem się tedy na korytarz, gdzie, przeglądając ogłoszenia, natknąłem się na "stiengazetę" sądu miejskiego. Wynalazek ten, nieznany w Polsce, jest bardzo rozpowszechniony w Sowietach i składa się z dużego arkusza papieru, wielkości arkusza gazetowego, na którym pracownicy danej instytucji wylewają swe żale i bóle. W pierwszych latach istnienia Sowietów "stiengazeta" była groźnem narzędziem walki klasowej, gdyż często rewelacjami na temat np. ukrycia pochodzenia przez kogokolwiek ze współpracowników sprowadzała na głowę tegoż całą powódź nieszczęść. Obecnie wobec całkowitego unieszkodliwienia t.zw. wroga klasowego oraz wykrycia wszystkich szczegółów, dotyczących poprzedniego życia pracowników podczas t.zw. "czystki", "stiengazety" straciły swoją barwę, a więc i "stiengazeta" sądu miejskiego zawierała jakieś wodniste rozważania na tematy wewnętrzne, podpisane przez jednego z sędziów miejskich, nieskładne rymy, prawdopodobnie urzędniczki sądowej, wychwalające urzędowe zalety tego sędziego oraz spostrzeżenia dwóch laborantów (coś w rodzaju naszych aplikantów sądowych), stwierdzające, że w sądzie miejskim wszystko idzie jaknajlepiej.

Z zadowoleniem stwierdziwszy dobry stan zwiedzanego przezemnie sądu, powróciłem na salę i wkrótce wyszedł sąd, zmuszając obecnych do powstania z miejsc i wysłuchania stojąc (sędziowie też stali) wyroku, wydanego w imieniu Z.S.S.R., mocą którego oskarżony został skazany na 1 rok i 6 miesięcy robót publicznych. Po odczytaniu wyroku, zawierającego konkluzję aktu oskarżenia, a więc wyszczególniającego czyn oskarżonego, za który on został skazany, przewodniczący oznajmił, że wyrok ten może być zaskarżony w trybie kasacyjnym w przeciągu pięciu dni, poczem, po zameldowaniu mu przez sekretarkę mojej prośby, ogłosił przerwę.

Udałem się wraz z sędziami i sekretarką do sali narad i rozpocząłem swój wywiad. Z obecnych usiadł tylko przewodniczący i sekretarka. Ławnicy - robotnicy przez cały czas stali i nie brali udziału w rozmowie. Przewodniczący bardzo grzecznie odpowiadał na wszystkie moje pytania. Dowiedziałem się pomiędzy innemi, że w danym sądzie miejskim żadnych zaległości niema, że każdą sprawę wyznacza się zaraz po jej wpłynięciu i sądzi się ją w terminie dwutygodniowym. Termin ten może być skrócony do pięciu dni, o ile poszkodowany względnie powód podejmie się sam doręczenia wezwań (oskarżonemu wezwanie doręcza się wówczas przez zarząd domu).

Istotnie defraudacja, która była przedmiotem rozprawy, była popełniona w końcu maja b. r., wykryta zaś w przeszło miesiąc czy dwa później. Dowiedziałem się następnie, że skazany nie będzie pozbawiony wolności, swe roboty zaś odbędzie gdzieś może nawet pod Leningradem, lecz w gorszych warunkach, będzie pracował jako "czarnoraboczyj", przyczem dwie trzecie jego zarobków w przeciągu półtora roku będą ściągane przez Skarb Państwa.

Następnie sędzia udzielił mi informacji o swym stażu służbowym; przed rewolucją, był on robotnikiem fabrycznym, po rewolucji zaś objął stanowisko sędziego śledczego G.P.U., prowadził nawet większe sprawy, poczem przed ośmiu laty został mianowany sędzią miejskim, trzy lata temu był powołany na specjalne kursy dokształcające, obecnie kwestja awansu jest dla niego obojętna, gdyż jest chory na gruźlicę.

Wreszcie sędzia z całą lojalnością oświadczył, że sąd sowiecki jest klasowy i np. pochodzenie oskarżonego gra rolę przy wymiarze kary - przypomniały mi się słowa Lenina, że "sąd proletariacki jest narzędziem - walki z wrogiem klasowym". Następnie zapytałem o pozostałych dwóch sędziów (ławników) przyczem przez nieuwagę użyłem zwrotu "panów sędziów" zamiast przyjętego w Sowietach "obywatela", na co obecni nie zwrócili żadnej uwagi, zarówno i wtedy, gdy przypadkowo użyłem nazwy "Petersburg".

Według udzielonych mi informacyj ławnicy mają w Leningradzie sesje pięciodniowe, przyczem czytają sprawy rano lub wieczorem w gmachu sądowym; jako robotnicy otrzymują dniówki z fabryk, z których zostali na oznaczony okres wybrani. Uposażenie sędziego miejskiego wynosi 300 rubli miesięcznie (33 zł.); takie mniej więcej uposażenie pobierają i urzędnicy sądowi, lecz sędzia otrzymuje daleko lepszy deputat (pajok), odgrywający decydującą rolę w życiu sowieckiem.

Jeżeli chodzi o charakter spraw, rozpoznawanych w sądach miejskich, to w dziedzinie karnej wysuwają się na czoło wszelkiego rodzaju defraudacje, w dziedzinie "cywilnej" - sprawy mieszkaniowe. Jest ich tak dużo, a są to sprawy dla każdego obywatela pierwszorzędnej wagi, że istnieje w sądach miejskich specjalny wydział dla spraw mieszkaniowych. Na biurku każdego prawie inteligentniejszego obywatela sowieckiego zobaczyć można poradnik prawny, poświęcony tej tak palącej dotychczas w Sowietach kwestji.

Druga wielka kategorja spraw "cywilnych" w sądach sowieckich - to sprawy o alimenty, specjalnie aktualne na tle wyjątkowej łatwości zawierania i rozwiązywania małżeństw. Alimenty tego rodzaju nie zawsze płaci mąż. Jeżeli żona zarabia więcej, a dziecko pozostaje u męża, alimenty w razie rozwodu płaci żona. Przy tej sposobności dodam, że prawo sowieckie uznaje za spadkobierców żonę i dzieci, natomiast rodzice i rodzeństwo pozbawieni są prawa dziedziczenia po zmarłym.

Na pewne zmniejszenie ilości spraw w sądach miejskich wpływa istnienia oryginalnej instytucji Sowieckiej, o której trudno tutaj nie wspomnieć. Każdy dom zarówno w Leningradzie jak i w innych większych miastach stanowi "mieszkaniowe towarzystwo kooperacyjne" (w skrócie ZAKT), przyczem zarząd tego towarzystwa posiada specjalny sąd domowy, obierany przez wszystkich lokatorów domu (w składzie trzech sędziów). Ten sąd rozpoznaje drobne sprawy karne lokatorów (np. pobicia) oraz powództwa cywilne (do 50 rubli). Odwołanie się - tylko w drodze kasacyjnej - do sądu miejskiego. Posiedzenia tych sądów odbywają się publicznie, przyczem każdy z obecnych ma prawo zadawania pytań oskarżonemu. Wyroki prawomocne wykonywane są przez sąd domowy na podstawie odpowiednich tytułów wykonawczych.

Nie miałem możności zwiedzenia Sądu Okręgowego, właściwie Krajowego (obłastnoj sud), lecz uczynił to mój młodszy sądowy towarzysz podróży sędzia grodzki z Równego kol. GoebeI. Był on obecny w sądzie tym przy rozpoznawaniu wielkiej sprawy o "kontrrewolucję ekonomiczną", przeciwko 26 oskarżonym, z których jeden tylko pozostawał na wolności. Był to ostatni dzień procesu (ostatnie głosy oskarżonych i ogłoszenie wyroku). Najciekawszym był ostatni głos jednego z oskarżonych, poświęcony całkowicie jego proletarjackiemu pochodzeniu, na co komplet sądzący, składający się z młodego przewodniczącego i dwóch starszych obywateli, z wyglądu byłych inteligentów, odpowiedział zagłębieniem się w leżące przed nimi gazety.

Oto krótkie notatki z przygodnego zetknięcia się z Sowiecką Leningradzką Temidą. Odbiegają one znacznie od wrażeń jakie odniósł w końcu 1933 roku z posiedzenia sądowego jednego z sądów miejskich Moskwy, autor "Opierzonej rewolucji" M. Wańkowicz. Widocznie sądy Leningradzkie hołdują chociaż w pewnym stopniu, tradycjom sądów innych państw europejskich.

Roman Sakowicz

Od Redakcji: pisownia oryginalna