Wtorek, 03 grudnia 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 6126
Wtorek, 03 grudnia 2024
2017-11-22

Instytucja obrony w Sowietach

W sądach sowieckich obrona na rozprawie jest tylko tolerowana. Prokuratura zapatruje się na obrońców przeważnie jak na "nieujawnionych jeszcze przestępców". Sędziowie sowieccy demonstracyjnie okazują obrońcom swoją pogardę, więc sytuacja obrońcy w sądach sowieckich jest nie do pozazdroszczenia i często się zdarzają wypadki, że obrońcy, wywołując zdziwienie audytorium, wygłaszają przemówienia oskarżycielskie w obawie o swój własny los. Często są stosowane do nich różne szykany ze strony sędziów: cenzura przemówień, ich ograniczenie, zupełny zakaz przemówień, postępowanie dyscyplinarne itp.

Głos Sądownictwa, 1937, R.9, nr.2

Rewolucja październikowa 1917 roku w poszukiwaniu nowego ładu społecznego nie ominęła sposobności dokonania szeregu eksperymentów nie tylko w dziedzinie sądów powszechnych lecz też i w instytucjach, związanych z sądem, jak np. obroną sądową. Dekretem Nr 1 o sądzie z dn. 17 listopada 1917 r. bolszewicy zlikwidowali instytucje obrony - przysięgłej i prywatnej i ogłosili, że prawo obrony służy każdemu z obywateli płci obojga.

Dekret ten zawierał wzmiankę o stosowaniu poprzednich ustaw, o ile one nie kolidowały z nowym ustrojem; to też w sądach sowieckich w dalszym ciągu występowali rutynowani adwokaci przysięgli, wykazując nowym nawpółpiśmiennym sędziom ich analfabetyzm prawniczy. Tego rodzaju stan nie mógł, oczywiście, w warunkach sowieckich potrwać długo i w lutym 1918 r. carskie ustawy zostały unieważnione, osobom zaś nie wyznającym zasad komunistycznych zostało odebrane prawo występowania w sądach sowieckich w charakterze obrońców; utworzone zostało t.zw. kolegium obrońców prawa ("prawozastupnikow"), które funkcjonowało przy każdym powiecie miejskim.

Obrońcy ci byli właściwie urzędnikami państwowymi, którzy pobierali pensje, diety za wyjazdy i często występowali nie tylko w charakterze obrońców lub powodów cywilnych lecz i oskarżycieli w zależności od otrzymywanych poleceń. Za udział członków kolegium w procesie w charakterze obrońców oskarżony wpłacał należytą kwotę do Skarbu Państwa. W charakterze obrońców mogli być dopuszczeni też i bliscy krewni oskarżonego, tudzież radcowie prawni urzędów sowieckich. Jednakowoż wkrótce kolegium to zostało gruntownie zreformowane, gdyż pośród obrońców zapanowało "rozluźnienie obyczajów" - pomimo surowych zakazów brali oni za swoje czynności wynagrodzenie, co było traktowane przez władze sowieckie jako przestępstwo służbowe - łapownictwo. Nowe kolegium obrończe, oparte na dekrecie z dn. 21 października 1920 r, organizowało kadry obrońców przymusowych - każdy z obywateli, kto ze względu na swój poprzedni zawód, lub służbę był zdolny do pełnienia obowiązków obrońcy, był wpisywany na listę obrońców. Lista ta była układana przez kierownictwo trybunałów ludowych, związki zawodowe i podlegała zatwierdzeniu przez komisariat sprawiedliwości.

Obrońcy tego rodzaju nie mieli prawa zrzekania się swych obowiązków, co prawda nie zawsze zbyt uciążliwych, bo minimalnie do 6 dni w ciągu półrocza, Iecz obrona "pod przymusem" dała fatalne wyniki i w 1922 r. ukazał się nowy dekret, który organizował obronę na zasadach samorządu. W każdej guberni zostało utworzone kolegium obrończe, z prezydium na czele, obieranym raz do roku na walnym zgromadzeniu członków kolegium; członkami tymi nie mogły być osoby pozbawione praw wyborczych oraz urzędnicy państwowi; wykształcenie prawnicze nie było wymagane. Wymagane były jedynie dwa lata praktyki w służbie prawniczej sowieckiej, względnie złożenie odpowiedniego egzaminu. Obrońcy ci byli opłacani według umowy z klientami i byli obowiązani wpłacać do kasy kolegium pewien procent na wydatki prezydium; od płacenia honorarium były zwolnione osoby, posiadające prawno ubóstwa, robotnicy zaś i pracownicy urzędów sowieckich opłacali honorarium według taksy.

Do tego kolegium weszło sporo prawników przedwojennych, którzy wybili się na czoło instytucji i odebrali praktykę niefachowym prawnikom sowieckim; wywołało to niezadowolenie tych ostatnich, donoszenia na kontrrewolucyjną działalność starych adwokatów oraz żądania zlikwidowania antysowieckich elementów w kolegiach. Ze względu na te żądania kolegia zostały zreformowane przez powiększenie ich liczby oraz wprowadzenia nowego systemu ściągania honorariów przeważnie do "wspólnego kotła".

Ostatecznie ustrój kolegiów został zafiksowany ustawą z dn. 27 lutego 1932 r., według której kolegia obrońców zostały oddane pod dozór swych krajowych prezydiów. Zadaniem tych kolektywów jest okazywanie ludności pomocy prawnej, radcostwo w instytucjach i przedsiębiorstwach, przygotowanie praktykantów (aplikantów). Zostało przywrócone prawo obierania sobie obrońcy na życzenie petenta; honorarium płatne jest według taksy, niezamożni korzystają z usług obrońców bezpłatnie. Honorarium zależy od kwalifikacji osobistych poszczególnego obrońcy, lecz najwyższe honorarium nie może przewyższać najniższego pięciokrotnie.

Na ogół kolektywy obrończe są w Sowietach teoretycznie zrzeszeniami obrońców, opartymi na samorządzie i zasadzie "każdemu według jakości i ilości jego pracy" (zgodnie z obowiązującą taksą) - pod kontrolą komisariatu sprawiedliwości, względnie sądów. Teoretycznie więc ta instytucja obrony nie wiele się różni od podobnych instytucyj w innych krajach.

Praktyka natomiast mówi co innego - jak zwykle w Sowietach. Sam szef prokuratury sowieckiej Wyszyńskij ex cathedra stwierdził, że w sądach sowieckich obrona zaledwie jest tolerowana. Prokuratura zapatruje się na obrońców przeważnie jak na "nieujawnionych jeszcze przestępców". Sędziowie sowieccy demonstracyjnie okazują obrońcom swoją pogardę, więc sytuacja obrońcy w sądach sowieckich jest nie do pozazdroszczenia i często się zdarzają wypadki, że obrońcy, wywołując zdziwienie audytorium, wygłaszają przemówienia oskarżycielskie w obawie o swój własny los.

Nie tylko jednak magistratura sowiecka po macoszemu traktuje członków kolegium obrończego; dowiadujemy się o prokuratorze w Dagestanie, który wypędził z kancelarii sądu obrońcę, nazywając go łobuzem i obiecując mu osadzenie w areszcie w razie przekroczenia progów sądu; nie lepsze jest również traktowanie ich przez sekretariaty sądów sowieckich. "Natrętni ludzie" - tak nazywają w Sowietach, nawet w prasie, obrońców sądowych, dziwiąc się, że nie rozumieją oni, że pobyt ich w sekretariatach sądowych jest tylko przeszkodą w pracy i graniem na nerwach przepracowanych urzędników sądowych. Najwięcej gorliwi z tych obrońców nie wiele mogą zdziałać w warunkach sowieckich. Przede wszystkim na przeszkodzie stoi procedura sowiecka, która w sprawach karnych dopuszcza obrońcę z chwilą wyznaczenia sprawy na wokandę.

Obrońca z urzędu w sądach sowieckich wyznaczany jest we wszystkich sprawach, w których występuje oskarżyciel - (prawodawca sowiecki przeczuwając możliwości, że oskarżony zamiast jednego oskarżyciela będzie miał jeszcze drugiego - w osobie obrońcy - przezornie zastrzegł w k.p.k., ze zrzeczenie się przez oskarżonego obrońcy nie przeszkadza udziałowi oskarżyciela w sprawie); niestety, obrona ta jest przeważnie fikcją, gdyż sąd jest obowiązany zgodnie z art. 242 k. p. k. rozpoznawać sprawę najpóźniej w przeciągu 2 tygodni od daty wpływu sprawy do sądu. Ponieważ przekroczenie tych terminów pociąga za sobą odpowiedzialność dyscyplinarną, są one zazwyczaj przestrzegane i w tym celu sędziowie sowieccy skracają ten termin do trzech dni, które muszą dzielić rozprawę główną od dnia doręczenia oskarżonemu odpisu aktu oskarżenia. W tym właśnie krótkim terminie trzech dni (w każdym razie nie przekraczającym dni dziesięciu) przed rozprawą obrońca musi skomunikować się z oskarżonym, podać sądowi świadków odwodowych (z których, nawiasem mówiąc, sąd uwzględnia przeważnie tylko miejscowych w celu nieprzeciągania spraw poza ustawowy termin) i zapoznać się ze sprawą.

W tych warunkach los oskarżonych sowieckich jest nie do pozazdroszczenia; to też obrońcy sowieccy z rozbrajającą szczerością przyznają na łamach "Sowieckiej Justycji", ze podsądnych trzeba bronić "na wiarę" i że w większych procesach, w których sporo jest oskarżonych "płotek", pewnym pocieszeniem jest fakt, że kary dla tego rodzaju "płotek" są wymierzane niewielkie, a więc omyłki sądowe nie są bardzo krzywdzące. Co prawda w tych większych procesach kary są z góry dyktowane przez właściwy komitet partyjny, jako "środek obrony socjalnej". Najważniejszym punktem obrony jest bliższa znajomość obrońcy z mniej lub więcej wyższymi proletariackimi sferami, w których ważą się losy oskarżonych. W tym celu obrońca musi być przede wszystkim stuprocentowo lojalny, choćby tylko zewnętrznie wobec kompartii, dobrze orientować się w dość zawikłanej zazwyczaj t.zw. "generalnej linii partii" i pamiętać dokładnie dzieła Lenina, gdyż często zdarzają się wypadki, że obrona wygrywa nawet prawie beznadziejne sprawy, cytując odpowiednio spreparowane wyciągi z dzieł Lenina.

Na ogół obrona na rozprawie jest tylko tolerowana; często są stosowane do nich różne szykany ze strony sędziów: cenzura przemówień, ich ograniczenie, zupełny zakaz przemówień, postępowanie dyscyplinarne itp. Cenzura polega na tym, że sędzia wzywa do siebie obrońcę i daje mu wskazówki, jak ma on bronić swego klienta; niezastosowanie się do nich pociąga za sobą przykre konsekwencje. Zdarzają się też wypadki, że sąd ogłasza postanowienie, że "z powodu wyraźnego stanu prawy sąd wyda wyrok bez przemówień stron".

W każdej prawie większej sprawie obrońca otrzymuje ściśle określony czas (nie dłuższy 20 minut), o czym przewodniczący uprzedza obrońcę i przerywa jego przemówienie ściśle po upływie wyznaczonego czasu. "Dyscyplinarki" są wytaczane obrońcom za byle co: za uśmiech na ustach podczas przemówienia prokuratora, za rozmowę z oskarżonym na sali bez zezwolenia sądu, szczególnie zaś za "ujawnienie nieposzanowania do sądu proletariackiego", co może grozić poważnymi konsekwencjami.

Ciekawa jest technika "przyznawania się do winy" oskarżonych, które stały się już przysłowiowe. Były prokurator i następnie adwokat sowiecki Nagel opisuje w swych pamiętnikach, w jaki sposób władze sowieckie zdobywają te przyznania; na nich jedynie bywają oparte procesy t.zw. "szkodników" (wreditelej). W razie nieprzyznania się do winy i odmowy podpisu zeznań już z góry przygotowanych oskarżonego uprzedzają, że sprawa jego będzie rozpoznawana przez G.P.U.; w razie podpisania zeznań istnieją szanse uratowania życia. Oczywiście oskarżony na rozprawie mógłby cofnąć swe przyznanie, lecz sądy sowieckie z reguły odrzucają te oświadczenia i wymierzają takim oskarżonym najwyższe kary.

W tych warunkach rola obrońcy sowieckiego jest nie do pozazdroszczenia, to też moralne ich oblicze coraz to bardziej się pogarsza. "Sowiecka Justycja" przytacza np. fakt, że jedyny obrońca w rejonie Tomińskim wykonuje swe czynności wyłącznie w stanie mocno nietrzeźwym, wobec czego sąd często jest zmuszony odraczać sprawy do czasu wytrzeźwienia obywatela - obrońcy.

Kierownictwo sowieckiej justycji rozumie braki instytucji obrończej i pragnie je wyplenić, lecz dopóki będzie istniało czysto negatywne ustosunkowanie się sądów sowieckich do tej instytucji, dopóty "obrońcy zdolni do czynów bohaterskich", o których mówi prokurator Wyszyńskij, będą tylko niedoścignionym wzorem Czerwonej Justycji.

S. Wołyński.

Od Redakcji: pisownia oryginalna