Przeciążenie pracą w sądownictwie
Mało kto poza gronem osób, stanowiących „rodzinę sądową”, interesuje się warunkami pracy zawodowej sędziego. Słyszy się wprawdzie stale, że „iustitia fundamentum regnorum”, mówi się o szczytnym powołaniu sędziego, uporczywie wysuwa się postulat dobrego wymiaru sprawiedliwości, ale mało kto z grona prawdziwie zainteresowanych troszczy się o to, w jakich warunkach poszczególny sędzia wymiar sprawiedliwości wykonuje.
Romuald Zalewski, sędzia Sądu Powiatowego w Białowieży - "Głos sądownictwa", nr 12 z 1938 r.
Zrzeszone sądownictwo odczuwa stale w sposób dokuczliwy dwie przede wszystkim bolączki: niskie uposażenie i przeciążenie pracą. O ile pierwsza z nich znajduje na ogół zrozumienie i jest w dostatecznej mierze spopularyzowana, o tyle druga nie jest przez nikogo należycie doceniana i rozumiana.
Wprawdzie na łamach „Głosu Sądownictwa”, na posiedzeniach, zgromadzeniach zrzeszonego sądownictwa, w rozmowach prywatnych i służbowych bolączka ta stale jest omawiana, jednak z drugiej strony razi brak zainteresowania na tym odcinku ze strony szerokich warstw społeczeństwa. Mało kto poza gronem osób, stanowiących „rodzinę sądową”, interesuje się warunkami pracy zawodowej sędziego.
Słyszy się wprawdzie stale, że „iustitia fundamentum regnorum”, mówi się o szczytnym powołaniu sędziego, uporczywie wysuwa się postulat dobrego wymiaru sprawiedliwości, ale mało kto z grona prawdziwie zainteresowanych troszczy się o to, w jakich warunkach poszczególny sędzia wymiar sprawiedliwości wykonuje.
Zdawałoby się, że z punktu widzenia interesu ogólnego jest rzeczą bardziej ważną to, w jakich warunkach będzie sędzia spór rozstrzygał, niż w jakich pełnomocnik strony do sprawy się przygotuje. Jeżeli więc osoby zainteresowane wkładają częstokroć tyle starań, by korzystać z pomocy jak najlepszego adwokata, to dziwne się wydać musi, że tak mało przywiązuje się wagi do wytworzenia takich warunków, by sędzia wyrokujący mógł dać z siebie jak najwięcej.
Jak to słusznie zauważono w „Czasopiśmie Sędziowskim”, praca sędziego jest niezwykle elastyczna. Czas, potrzebny do opracowania sprawy, nie da się ująć w jakieś szablony, bo sprawa sprawie nie równa. Nigdy nikt nie jest w stanie ustalić i sprawdzić, poza samym sędzią zainteresowanym, ile czasu należało poświęcić dla gruntownego wniknięcia w daną sprawę. Wprawdzie czas ten w dużej mierze zależy również od zdolności, sumienności i wrażliwości sędziego, niemniej jednak praca, włożona przez sędziego w sprawę, rzadko całkowicie ujawnia się na zewnątrz.
O ile praca w innej dziedzinie daje widoczne rezultaty, np. praca robotnika, brukującego ulicę, dająca się mierzyć metrami zabrukowanej powierzchni, o tyle praca sędziego jest poniekąd zakonspirowana a nie zna ona przerw w czasie. Wszystko bowiem, cokolwiek sędzia czyni, nawet wówczas, gdy patrzy, co inni robią, może znaleźć zastosowanie przy spraw rozstrzyganiu.
I jeżeli sędziowie zwracają uwagę na przeciążenie pracą, to nie należy sądzić, że, opierając się na siłach zorganizowanego sądownictwa, chcą wywalczyć sobie np. warunki „ośmiogodzinnego dnia pracy”. Sędziowie zdają sobie dobrze sprawę z tego, że wymiarowi sprawiedliwości muszą poświęcić się bez reszty, że jest to ich jedyne i wyłączne zadanie. Jednak juz z właściwie i szeroko pojętych zadań wymiaru sprawiedliwości wynika, ze sędzia nie powinien się zasklepiać w ciasnych ramach akt sądowych i sędziowskiego stołu, że musi się stale kształcić i dokształcać, że musi trzymać rękę na pulsie życia społecznego, politycznego, śledzić zdobycze wiedzy, postęp nauki, znajdować się w centrum pulsującej fali życia.
Jeżeli więc zwraca się uwagę na „przeciążenie” sędziów pracą, to chodzi o pracy tej jednostronność, o mechanizowanie pracy sędziego, o te warunki, które tworzą sędziego papierowego, które zabijają w sędzi żywego człowieka, które czynią z niego maszynę do wydawania wyroków.
Nie chodzi o to, by upodobnić sędziego do tego rodzaju pracownika, który po upływie pewnej ilości godzin, opuszczając warsztat pracy, może zapomnieć o nim aż do dnia następnego. Sędziowie chcą i muszą pracować więcej, chcą jednak pracować w takich warunkach, aby praca ta dawała im zadowolenie, wypływające z poczucia dobrze spełnionego obowiązku.
A jakże takie poczucie może mieć sędzia, który częstokroć nie ma czasu na zapoznanie się ze sprawą, a co dopiero mówić o należytym przygotowaniu się, który nie ma czasu na zapoznanie się z najnowszym orzecznictwem, który przystępuje do rozstrzygania jakiejś tam kolejnej sprawy z oznakami przemęczenia, a któremu zmorą na sercu ciążą te następne, jeszcze nie rozpoznane, a oczekujące swej kolei, który czuje i boleśnie odczuwa swoje braki, jakim jednak nie jest w stanie zaradzić.
I czy w tych warunkach należy się dziwić, że tu i owdzie można się natknąć na sędziego zgorzkniałego, zdenerwowanego, mającego pretensję do całego świata, słowem, takiego, jakim w żadnym razie sędzia być nie powinien. Wprawdzie można powiedzieć, że musimy kontentować się takim wymiarem sprawiedliwości, na jaki nas stać i nawet trudno, zdawałoby się, odmówić słuszności takiemu rozumowaniu. Ale przecież, jeżeli nie można jakiejś bolączki od razu usunąć, to trzeba przynajmniej gruntownie zapoznać się z nią, zbadać jej zasięg i źródła, jej ujemne skutki i mechanizm działania i szukać środków zaradczych, jeżeli nie radykalnych, to chociaż połowicznych, w granicach ludzkich możliwości. W żadnym jednak razie nie należy stać w miejscu z założonymi rękami. Trzeba radzić, trzeba działać, trzeba w kieracie pracy najwyższym nawet wysiłkiem zdobyć się na postawę człowieka czynu.
Jeżeli chodzi jednak o istotę samego problemu „przeciążenia pracą” tak powszechnie przez sędziów odczuwanego, to należy stwierdzić, że mato kto, poza ogólnym utyskiwaniem, mógłby coś konkretnego na ten temat powiedzieć. Można by zaryzykować twierdzenie, że problem ten jest
raczej odczuwany, niż rozumiany. Należałoby np. stwierdzić, czy omawiana bolączka nie jest czasem tylko chorobliwą psychozą. Często bowiem poszczególne narzekania na przeciążenie pracą nie znajdują rzeczowego uzasadnienia. Wszak przeciążenie pracą może być również wynikiem złej
organizacji pracy narzekającej jednostki. Jako rzecz w warunkach pracy sędziowskiej trudna do sprawdzenia może również stanowić tarczę ochronną, za którą kryje się nieróbstwo. To też czas już najwyższy, aby od utyskiwań ogólnej natury przejść do rzeczowego opracowania zagadnienia. Statystyka może w tej pracy odegrać pewną rolę, ale nie należy jej przeceniać. Właściwa droga — to droga ankiety, potraktowanej gruntownie i poważnie. A więc gromadzenie materiału a następnie skrupulatne badanie, w jakich warunkach sędziowie nasi pracują, jak się ich praca pod względem ilościowym i jakościowym przedstawia. Rzecz to żmudna, a jednak konieczna, by rzeczywista rzeczywistość życia polskiego sądownika należycie się uzewnętrzniła.
Pracy tej muszą się podjąć sami sędziowie. Wprawdzie do władz administracji sądowej należy czuwanie nad warunkami pracy w sądownictwie, nad równomiernym podziałem tej pracy nie tylko na terenie poszczególnego sądu, ale w całym państwie. Rzeczy te jednak znajdują się w odmiennej płaszczyźnie. Administracja sądowa ma inne do tego zagadnienia podejście. Jeżeli chodzi o kierowników sądów, to zdarza się, że zapomnieli już oni o warunkach pracy sędziego z okresu, gdy sami byli kiedyś sędziami. Następnie, siłą rzeczy, przed nimi, jako przedstawicielami administracji sądowej, staje przede wszystkim myśl o konieczności zapobiegania wytwarzaniu się zaległości, wykazania się najlepszymi wynikami cyfrowymi, przy najmniejszej nawet obsadzie personalnej.
I dlatego właśnie należałoby do pracy tej powołać sędziów. Aby zaś uniknąć zarzutu przerzucenia się z jednej ostateczności w drugą, należałoby zaangażować w tym celu sędziów, znanych z bezstronności i pracowitości.
Poruszone przez nas zagadnienie jest bardzo rozległe, wymaga dużej rozwagi i umiaru. Należałoby w każdym Kole Zrzeszenia powołać do życia komisję specjalną, która by systematycznie, bez pośpiechu, ale gruntownie zabrała się do solidnego przepracowania tego zagadnienia na swoim terenie. Materiał przez poszczególne komisje zebrany, opracowany i usystematyzowany pozwoliłby dopiero orientować się w samym zagadnieniu „przeciążenia pracą”. Wtedy, po postawieniu odpowiedniej diagnozy, czas byłby na wynalezienie skutecznych środków zaradczych.
Sprawa przeciążenia pracą sędziów nie jest nowa. Gdy przed kilkoma laty Zarząd Zrzeszenia Sędziów i Prokuratorów zorganizował ankietę co do warunków bytu sędziów grodzkich, to pomiędzy innymi (warunki materialne, lokalowe, zdrowotne itp.) objął ankietą warunki pracy sędziowskiej.
Z treści czterystu kilkudziesięciu odpowiedzi, jakie napłynęły do Zrzeszenia, okazało się, że sędziowie grodzcy pracowali wtedy na ogół ponad normę wytrzymałości ludzkiej. Tak np. na terenie okręgu apelacyjnego warszawskiego pracowano przeciętnie po 91/2 godzin dziennie, lwowskiej — 9 godzin. Jeżeli nieznaczna część sędziów pracowała po 7 godzin, obowiązujących urzędników państwowych, to szereg sędziów trwał przy pracy po 10 —12 godzin dziennie.
Zwracano poza tym w odpowiedziach ankietowych uwagę na skutki tego stanu rzeczy, groźne dla samego wymiaru sprawiedliwości. Pisano: „wskutek nadmiernej pracy nie można spraw traktować indywidualnie i wszystko załatwia się szablonowo. Cierpi na tym sądownictwo, cierpi całe społeczeństwo; sędziów spycha się do rzędu urzędników, odrabiających tyle a tyle kawałków urzędowych”.
Inne znów głosy podkreślały: „sprawy muszą być, siłą rzeczy, traktowane ze zbytnim pośpiechem a nieraz z uszczerbkiem dla wymiaru sprawiedliwości”. „Obecny stan rzeczy może doprowadzić sądownictwo do ruiny, a raz poderwany autorytet i zaufanie nie łatwo wrócą”. Wskazywano też na rosnące zaległości, jako wynik nadmiernego obciążenia sądów i przeciążenia pracą sędziów: „coraz częściej wywodzą w prasie żale pod adresem sądów, że sprawy się wloką”. „Wleczenie się spraw przez długie miesiące zaczyna wywoływać ubliżające dla sądu komentarze wśród szerszych mas ludności”.
Tak pisano kilka lat temu (skrót nieogłoszonych wyników ankiety zrzeszeniowej). Pomimo upływu czasu, sprawa ta nie przestała być w chwili obecnej w wysokim stopniu aktualną. Sądzić należy, że wobec zwiększenia się napływu spraw (chociażby ze względu na stały wzrost ludności państwa), przy minimalnym powiększeniu ilości etatów sędziowskich, stan przeciążenia pracą wszystkich w ogóle sędziów naszych (nie tylko sędziów grodzkich) nie uległ w porównaniu ze zobrazowaną wyżej sytuacją — żadnej poprawie.