Z kuluarów sądowych - przepotężne słowo statystyka
W wyrazownictwie prawniczem, a ściślej mówiąc sądowem jest jeden wyraz o wpływie magicznym. Na dźwięk tego słowa szybciej serca uderzają, trwoga ogarnia sędziów i prokuratorów, a kancelarje wpadają w stan kompletnej depresji.
Tem słowem przepotężnem jest „statystyka”.
Głos Sądownictwa,1929, R. 1, nr 3
Nie ma sędziów, nie ma urzędników - jest statystyka. Zamiast oblicza duchowego, zamiast jakości pracy - jest ilość numerów, pozycyj i papierków, zepchniętych z dziennika wchodzącego do wychodzącego. I gdy odbywa się rewizja ministerjalna, to w pierwszej mierze bada, ile który sędzia śledczy ukończył śledztw, ile sędzia spraw osądził a prokurator skierował dochodzeń, lub aktów oskarżenia.
I nie ma w tem, co mówię, przesady, bo zwłaszcza w ostatnich latach jakiś silniejszy powiew przyniósł nam z okolic południowych naszego kraju jakby osad pełen czadu, który ujemnie wpływa nie tylko na ocenę pracy, lecz i na samą pracę. Złowieszcze zaiste słowo spowodowało różnicę skali pracy.
Mimowoli, podświadomie pod wpływem lekkiego oczadzenia zaczynamy różniczkować swoją pracę fachową, dostosowując ją do tego sprawdzianu, który pod żadnym względem sprawdzianem nie jest. I jaki, jest tego skutek? Zdajemy sobie doskonale sprawę, choć przyznać się do tego nie chcemy, że w imię tego słowa załatwia się prędzej i chętniej sprawy drobne, pozostawiając na uboczu sprawy poważniejsze, lecz więcej czasu wymagające.
Znanemi nam wszystkim są wypadki, że sprawy o przestępstwa drobne, gdzie poszkodowany stosunkowo mało ucierpiał, a kara mająca spaść na głowę delikwenta jest nikłą, gdzie wskutek tego interes społeczny i państwowy najmniej jest zainteresowany - są ukończone i następnie osądzone w tempie niemal rekordowem, natomiast akta dotyczące zagadnień z punkt1u widzenia interesów państwowych o znaczeniu pierwszorzędnem, odkładane są na półki, aż silę uleżą, poszkodowani czekają miesiącami, jeśli nie latami na wymiar sprawiedliwości, oskarżeni zaś, pozostają pod groźbą utraty praw i wolności nie mogą się doczekać zatwierdzenia lub zdjęcia ciążącego na nich stygmatu „podsądny”.
Gdybyśmy przewertowali sprawy, czas dłuższy czekające czy to na ukończenie śledztwa, lub dochodzenia prokuratorskiego, czy na osądzenie, to napewno nie znajdziemy między niemi. spraw o obelgi czy lekkie pobicia w sądach grodzkich, a o spór władzy, zniewagę osób urzędowych, lub czyn gwałtowny w stosunku do rodziców - w sądach okręgowych. Zapewne, że na powolność spraw zawiłych wpływa konieczność dokonania wielu czynności urzędowych, zbadania większej ilości świadków czy biegłych, lecz ta, nazwijmy proporcja arytmetyczna staje się przy traktowaniu tych spraw już proporcją geometryczną. To samo dotyczy i spraw cywilnych. Wiadomą jest rzeczą, że mniej chętnie zabieramy się do spraw zawiłych, że szukamy jak gdyby pewnego nastroju, aby wniknąć w ich treść i im się poświęcić, lecz decydujące znaczenie ma obawa, że poświęciwszy wiele czasu, dla jednej sprawy nie wypełniamy w sposób należyty tzw. statystyki i możemy narazić się bądź to na zarzut nieróbstwa, bądź zapadnięcia decyzji swej władzy przełożonej, że okręg lub wydział, który się posiada, jest zbyt mały, skoro tak małe „wpływy” wykazuje.
Nie potrzeba kruszyć kopji w obronie prawdziwej statystyki, bo nauka i życie umieściły ją na należytej wysokości, lecz statystyka urzędowa na to, by spełniała należycie swe zadanie musi być nie tylko ilościowa, lecz jakościowa, a tego schematy przyjęte wykazać nie mogą. Dlatego też, nie powstając przeciwko zasadzie statystyki, koniecznej, wszędzie, a więc i w sądownictwie, chciałbym zwrócić uwagę, aby zadania, jakie ma ona spełnić, były zmienione i wnioski ze statystyk płynące brane były pod innym kątem; pragnę, byśmy pracowali nie tylko dla ilości, lecz przedewszystkiem dla jakości pracy.
Od Redakcji: pisownia oryginalna